piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 31

Zwiedzanie zamku trochę nam zajęło, choć nie był on duży. Zmęczeni wróciliśmy do hotelu.
-Jutro wracamy- rzekł Jus.- Może kiedyś tu wrócimy?
-Jak będziesz miał koncert-zaśmiałam się.-Tu jest naprawdę ładnie, nie sądzisz?
-Racja-odparł, dając mi całusa w nos.- Musimy się spakować ale najpierw idziemy do McDonald'a.
-Bo jest darmowe wi-fi?-zachichotałam. Justin pokiwał głową. - Głupek!

*W L. A*
Obudziłam się około 11, JB jeszcze spał. Poszłam wziąć prysznic po czym udałam się do kuchni w celu zrobienia śniadania. Byłam w trakcie robienia kanapek, kiedy Justin szedł w moim kierunku, był jakiś taki inny.
-Co jest? -zapytałam zmartwiona.
-Aaa daj spokój. Łeb mi rozsadza, są jakieś tabletki przeciwbólowe? -zapytał zakładając do szafki z lekami.
-Niestety nie ma, pójdę do apteki. Zjedz śniadanie.
-Podrzucę cię -powiedział.
-Chyba zwariowałeś! Do łóżka i to migiem!
-Mrr z tobą zawsze- zachichotał.
-Beze mnie, do apteki idę! -Justin poczłapał na sofe w salonie i włączył TV, typowy facet.
Poszłam do sypialni przebrać się. Ubrałam bluzkę na ramiączkach, krótką spódnice i do tego nie wysokie koturny.
-Będę za 40 min-powiedziałam zamykając drzwi.
Szlam sobie spokojnie parkiem, gdy nagle usłyszałam za sobą jakieś gwizdy, obróciłam się.
-Ty, Michel, zobacz jaka ładna panna! -powiedział chłopak. Mieli może po 18 lat. Zignorowałam ich i szłam dalej.
-No, no całkiem, całkiem. Ładne ma nogi-rzekł Michel. Miałam wrażenie jakby za mną szli, wiec znów się obróciłam. Stali w miejscu i cos szeptali do siebie, ciekawe co kombinują. Szłam dalej słysząc za sobą krzyki chłopaków.
"Jak ci na imię shawty?"
"Czekaj! Nie uciekaj nam!"
Chwilę później stał obok mnie Michel.
-Cześć -powiedział zdyszany.
-Spiesze się- powiedziałam oschle.
-Dasz się zaprosić na kawę?-zapytał.
-Wybacz, ale...-pokazałam obrączkę zdobiącą mój palec.
-Ej, Ted ona jest mężatką. Bencwał z ciebie.-rzekł Michel do Teda, który stał już obok nas.
-Ile wy macie lat?! -zapytałam poirytowana.
-17,a co? Ech ktoś był szybszy i sprzątnął nam ją sprzed nosa. Twój mąż to farciarz.
-Za wysokie progi na wasze nogi-powiedziałam. -Przekażę Jussy'emu- zaśmiałam się.
-Komu?! Jak ja mogłem cię nie poznać!
-Znasz ją? -zdziwił się Michel.
-To żona tego, no jak mu tam...no tego peda.... Justina Biebera. Tego od ouuu ouuu baby, baby.
-Coś jeszcze na temat Justina?! -chłopak oberwał z liścia.-Mogłabym ci powiedzieć co robi i w czym jest lepszy od ciebie ale daruje sobie.
-W łóżku -zachichotał Michel.
-To z pewnością.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę apteki. 20 minut później siedziałam już na sofie obok Justina. Opowiedziałan mu wszystko co spotkało mnie w drodze do apteki, on zaczął się śmiać i powiedział
-Sam bym Cię wyrwał gdybyś nie była moją żoną.
-Hahaha dzięki, kotku- zaśmiałam się. Usłyszałam dzwonek telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz i odebrałam -Cześć Kate! Wszystko dobrze, dzięki kochanie. Przepraszam, że się nie odzywałam. Nie jest okej, pogodziliśmy się. Nieważne o co poszło. Kiedy? Gratuluję kochanie! Mhm, będę czekać. Pa pa.
-Co jest? -zapytał zaciekawiony Jus.
-Nie uwierzysz! Kate wychodzi za mąż za Taylora-powiedziałam uradowana.
-Kiedy?
-Za dwa miesiące. Jesteśmy zaproszeni.
-Spoko, co im kupimy?
-Jeny, nie wiem. Nie mam pojęcia. Masz jakiś pomysł?
-Pewnie powiesz, że się nie wysilam, ale dobra. Może kupimy im zegarki złote, srebrne, jakiekolwiek.
-Nie czemu? Dobry pomysł-cmoknęłam go w polik i poczochrałam jego jak dotąd idealnie ułożone włosy. -Jeszcze się pomyśli.
-Hej! -krzyknął i nerwowo zaczął poprawiać nieład na głowie, a ja tylko zaśmiałam się. -Dawno nie widziałem Jazzy. Może weźmiemy ją na kilka dni?
-Dobry pomysł, co z Jaxonem?
-Jazzy jest u mamy, a Jaxon u taty. Dzwonię do mamy, że za godzinę będę po Jazzy.
Justin wstał z kanapy i poszedł się ogarnąć, bo od rana siedział w piżamie. Doprowadzenie się do normalnego wyglądu zajęło mu 20 minut. Kiedy wyszedł z łazienki, chwycił klucze od samochodu i wychodząc cmoknął mnie w policzek. Postanowiłam upiec ciasto-orzechowiec (miodownik), jest ono dość pracochłonne. Wyciągnęłam potrzebne składniki, wykonywałam krok po kroku według przepisu. Godzinę później ciasto leżało w piekarniku. Akurat kiedy miałam je wyciągać do domu wpadła roześmiana Jazym, a za nią Bieber.
-Cześć Megan!-oplotła moją szyję swoimi małymi rączkami.
-Hej, kochanie-pocalowałam ją w policzek.
-Mmm a co tak pachnie? -Biebs spojrzał na mnie pytająco.
-Upiekłam ciasto. Możesz je wyciągnąć z piekarnika- Jus zrobił to o co poprosiłam.
-Spangebob, Spangebob! -krzyczała Jazzy.
-Już Ci włączam-usiedliśmy wszyscy przed telewizorem.
-Księżniczko wolisz Megan czy Sel? -zapytał Bieber.
-Megan!
-Czemu? -zapytałam.
-Bo ona bawi się że mną i piecze ciasta.-Ja i Jus zaczęliśmy się śmiać.-Wiesz, że Justin chodził z Seleną i Alex Russo jednocześnie?!
-Justin! Jak mogłeś!-udałam oburzoną.
-Oglądaj Spangeboba-zaśmiał się chłopak.
Oglądaliśmy już chyba 4 odcinek gąbki.
-Kto chce ciasto?- zapytałam.
-Ja!-krzyknęła siostra Jusa.
-I ja! -darł się jej brat.
Poszłam do kuchni pokroić ciasto, do salonu wróciłam z trzema talerzami i jednym dużym na którym leżało ciasto.
Jazzy zjadła jeden duży kawałek, a Bieber opychał się już 4!
-Te,bo kaloryfer ci zniknie- klepnełam chłopaka w brzuch-Kto mnie będzie grzał?
-Trudno! Jerry-uśmiechnął się.
-Kto to Jerry?-zapytała dziewczynka
-Tłumacz się kochanie. Wytłumacz jej- z rozbawieniem patrzyłam jak Bieber zastanawia się co ma powiedzieć.
-Jerry to... yy..... no to jest....-Justin patrzył na mnie jakby w moich oczach była wymalowana odpowiedź.
-Jak nie umiesz powiedzieć to pokaż- Jazzy uśmiechnęła się do brata, ja natomiast zwijałam się ze śmiechu. Justin wyglądał jak burak i wtórował mi śmiechem. -No co?!
-Jerry to nasz kolega-Z trudem wydusił JB.
-Tak, właśnie. Jerry to nasz kolega-poklepałam Jusa po nodze.
-Pokażecie mi go? -znowu wybuchniśmy śmiechem, biedna Jazzy nie wiedziała o co chodzi.
-Jerry to piekarnik. W końcu piekarniki są ciepłe, prawda? -rzekł JB.



Przepraszam, że w tamtym tygodniu nie pojawił się rozdział, ale nie miałam czasu go napisać. Mam nadzieję, że mi wybaczycie :)
Ps. Przepraszam za jakiekolwiek błędy, ale rozdział pisałam na telefonie.
Napiszcie w komentarzu czy rozdział się Wam spodobał :)

Już 2 grudnia zobaczymy teledysk do All That Matters <3 Podoba się Wam ta piosenka?

niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 30

-Mówiłem, że cię złapię?- wziął mnie na ręce i rzucił na łóżko (wiem jak to brzmi), usiadł obok i znów mnie łaskotał, ja zaczęłam go dźgać ale nic sobie z tego nie robił.
-Justin, przestań- mówiłam, kiedy tylko się nie śmiałam. Łaskotał mnie już dobre 10 min. Kiedy wreszcie przestał udałam obrażoną i odwróciłam się plecami do niego.
-Hej Megan!- powiedział całując moją szyję.- Przepraszam, Megan.
-Zemszczę się, zobaczysz!- zaczęłam go gilać,a on tarzał się po całym łóżku.
-Dobra, dobra poddaje się!- krzyczał ale ja nie przestawałam- Czy to cię udobrucha?- podniósł się i pocałował mnie w usta.
-Nie- powiedziałam.-Ale to tak- skradłam mu namiętnego całusa.
-Okej, chodź zjemy obiad- pociągnął mnie w stronę kuchni.
-A co jest?
-Jeszcze nic! Co powiesz na pizze? Ja zrobię ciasto, a ty przygotuj sos i dodatki.
Wyjęłam składniki potrzebne do sosu i jakieś warzywa. Jus w tym czasie ugniatał ciasto.
-Megan..
-Co?- odwróciłam się w jego stronę, a on sypnął we mnie mąką, odruchowo zamknęłam oczy. Kiedy je otworzyłam nigdzie nie widziałam Justina, wzięłam do ręki mąką.
-Psst tu jestem- odezwał się głos za moimi plecami i teraz Justin tez był w mące. Kuchnia wyglądała jak pole minowe.
-Robimy ta pizzę? Głodna jestem-zapytałam Justina, który stał za mną splatając ręce na moim brzuchu.
-Nom robimy, robimy.
Godzinę później zajadaliśmy się pizzą.
-Jest pyszna- powiedziałam cmokając Jusa.
-Co robimy potem?- zapytał.
-Spacer?
-Może być.
20 minut później spacerowaliśmy ulicami L.A. Przypomniała mi się sytuacja sprzed kilku miesięcy, kiedy spotkaliśmy Dawida. Bałam się, że znów go zobaczę.
-Wracamy? Nogi mnie bolą po tym godzinnym spacerze.
-Wypadałoby- ruszyliśmy w stronę domu.
Po powrocie wygodnie rozsiedliśmy się na kanapie i włączyliśmy telewizor.

"Od kilku dni znów możemy zobaczyć kanadyjskiego wokalistę, Justina Biebera w towarzystwie byłej żony. Wygląda na to, że młodzi po trzech miesiącach rozłąki postanowili do siebie wrócić. Pytani o przyczyny rozstania milczą, czyżby Bieber znów narozrabiał?"

-Byłej żony?!- zdziwiłam się
-Kazałem ci oddać pierścionek i nadal go nie zwróciłem- uśmiechnął się podchodzą do szafki pod TV.-Pierścionek wraca na miejsce- założył mi go na palec.
Przełączyliśmy na inny kanał.

"...Czyżby powodem rozstania młodego piosenkarza i jego żony były spotkania kanadyjczyka z ex dziewczyną? Czyżby Evans domyślała się co ukrywa przed nią mąż?"- mówił dziennikarz.

Wywróciłam teatralnie oczami, nie mogłam słuchać tych bzdur.
-Bzdury! Ludzie też mają wyobraźnię- powiedziałam ze złością.
-Tylko my wiemy co się działo między nami, oni tylko próbują znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie- Jus cmoknął mnie w nos.
-Kiedy lecimy do Polski?- zapytałam, zmieniając temat.
-W kwietniu. Jak będzie cieplej.
-Wee nie mogę się doczekać!
-Ja też.

*Kwiecień*
Byliśmy spakowani i gotowi do drogi. Przed nami długa droga, 12h samolotem. Jedyne co wiedziałam to to, że lecimy do Polski zobaczyć zamki. Nie wiedziałam na jak długo lecimy i gdzie się zatrzymamy. Próbowałam o wszystko wypytać Biebera, ale on milczał, nic nie chciał mi powiedzieć. Domyślałam się, ze cwaniak coś kombinuje. Kiedy wylądowaliśmy nie było tłumu fanek ani paparazzi.
-Nareszcie odpoczniemy jak normalni ludzie- westchnęłam.
-Hahah.
Pojechaliśmy do zamku w Książku, mieścił się tu również hotel.
-Będziemy tu nocować?- zapytałam zdziwiona.
-Tak. To tylko chwilowe, bo potem jedziemy dalej- weszliśmy do pokoju.
-Ale tu pięknie!- krzyknęłam.
-Poczekaj do jutra aż zobaczysz ogród- rzekł.
-Mam nadzieję, że wynająłeś tylko pokój, a nie cały zamek- zaśmiałam się.
-Tylko pokój- zapewnił.
Byłam zmęczona po tak długim locie, wzięłam prysznic i poszłam spać. Jus uczynił to samo. Z racji, że mieliśmy zwiedzać nie spaliśmy długo. Ubraliśmy się i zaczęliśmy zwiedzać. Wokół zamku były piękne ogrody, zakochałam się w nich. Obok ogrodu był chodniczek prowadzący do restauracji. Zamek wznosił się na górze, więc miał mury. Nie były one zbyt wysokie, bardziej niż do obrony służyły jako bariera. W jednym miejscu muru była ławeczka. Jus usiadł na niej, a ja na jego kolanach. Podziwiałam piękne widoki, kiedy Justin zaczął całować moją szyję.
-Może w pokoju, co?- zapytałam odsuwając się.
-Ale ja chcę ciebie tu i teraz skarbie- powiedział, a ja usiadłam na nim okrakiem.
Wplątałam palce we włosy chłopaka, Jego ręce spoczywały na moich pośladkach. Miałam wrażenie jakby ktoś nas obserwował, oderwałam się od chłopaka i zobaczyłam jakąś panią. Nie była ani stara ani młoda. Pierdzieliła coś po polsku, a my tylko głupio się uśmiechaliśmy.
-Co?- zapytałam.- Nie mówię po polsku- usiadłam obok Justina, który ewidentnie był zawstydzony. Kobieta coś krzyknęła, jedyne co zrozumiałam to "Justin Bieber".
-Chodź!- Jus pociągnął mnie za rękę w stronę hotelu.
-Też ci się zachciało!- powiedziałam oburzona.
-Oj daj spokój! Już nawet całować się nie można?!- zapytał.
-Można, ale jak to wyglądało?! Nie ważne.
Resztę dnia spędziliśmy w pokoju.
Kiedy rano opuszczaliśmy hotel , rozpoznała nas jakaś dziewczyna i zaczęła krzyczeć.
-Ciii nie krzycz tak!- powiedział Justin.
-Jak mam nie krzyczeć skore przede mną stoisz ty?!- jak na swój wiek była dość dobra w angielskim.- Ej chodźcie tu!- krzyknęła do kogoś. Widziałam jak do Jusa biegnie mała dziewczynka.
-Justin?!- krzyknęła zdziwiona.
-Mhm- odparła jej starsza siostra.- Możemy zdjęcie z wami?
-Jasne!- powiedział Jus. Dziewczyna podbiegła do mężczyzny, który pewnie był jej tatą. Zrobił nam zdjęcie. Jus podziękował i poszliśmy.
-Gdzie teraz?-zapytałam.
-Będzin.
Jechaliśmy tam dobre dwie godziny. Może zamek nie był tak wspaniały jak poprzedni, ale widać było, że ten służył do obrony.




sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 29

-Też tęskniłam.Jaka ja byłam głupia, gdy poszłam do Ryana- znów zaczęłam się nad sobą użalać.
-Jaką ma klatę?- zapytał głupio Justin, a ja spojrzałam na niego spode łba.
-Masz lepszą, spokojnie- poklepałam go po brzuchu, a on uśmiechnął się.
-Wiem- zachichotał.
Chciałam coś powiedzieć ale Justin przyłożył palec do moich ust i powiedział
-Shh, nic nie mów, proszę- zabrał palec z moich ust i zaczął mnie całować.
Siadłam na nim okrakiem, wsadziłam rękę pod jego koszulkę, on tylko się uśmiechnął. Pozbył się naszych bluzek, jego dłonie majstrowały przy zapięciu stanika, który po chwili leżał na ziemi. Lekko popchnęłam go do tyłu.

*Justin*
Megan lekko popchnęła mnie na łóżko. Z kiszeni jej spodni wyjąłem telefon, zacząłem przeglądać muzykę i znalazłem trzy idealnie pasujące piosenki do tego momentu (Common Denominator, Lolly i ALAYLM). Włączyłem je, a telefon odrzuciłem na bok. Moje ręce spoczywały na pośladkach ukochanej, powoli przesuwały się ku górze. Dziewczyna zaczęła dobierać się do moich spodni. Szybko pozbyłem się dolnej części ubioru Megan, po jej twarzy wywnioskowałem, że jej to pasowało. Meg ze swoimi pocałunkami zjeżdżała od moich ust przez szyję i tors by znów wrócić do ust. Szybko się obróciłem, teraz to ja składałem pocałunki na jej ciele. (Teraz będę wredna i zostawię miejsce na waszą wyobraźnię). Zmęczony opadłem na łóżko, przykryłem nas kołdrą i usnęliśmy.

*Megan*
Kiedy się obudziłam Justina nie było obok. Wstałam z łóżka i poczłapałam do kuchni z nadzieją, że właśnie tam go znajdę. Niestety, Justina nie było w kuchni. Na blacie leżała karteczka.

"Cześć myszko ;* Przygotowałem ci śniadanko. Pewnie zastanawiasz się gdzie jestem. Spokojnie, wszystkiego dowiesz się o 14.00. Niespodzianka."

Dochodziła 12.00, zjadłam śniadanie, umyłam się, pomalowałam i ubrałam. Cały czas zastanawiałam się co Justin wynyślił. On lubi zaskakiwać. Usłyszałam dzwonek telefonu, dostałam smsa, wiadomo od kogo.

"Wyjdź przed dom."

Ubrałam buty i kurtkę. Przed domem czekał Justin.
-To gdzie mnie zabierasz tym razem? Kino, restauracja?- zapytałam wsiadając do samochodu.
-Wybacz, pomyślałem, że moglibyśmy spędzić czas z dzieciakami z Domu Dziecka- uśmiechnął się.
-Świetny pomysł! Może dajmy im jakieś zabawki lub ubrania?
-Mhm, ja myślałem o daniu im czeku. Nauczyciele wiedzą najlepiej czego potrzebują podopieczni- stwierdził Justin.
Po 40min byliśmy na miejscu. Weszliśmy do jednej z sal. Kiedy dzieciaki nas zobaczyły nie wiedziały co robić, jedne krzyczały i płakały, a inne podbiegły do nas tuląc się i witając.
-Witam.- rzekła opiekunka- Co państwa sprowadza?
-Witam, jestem Justin Bieber, a to moja żona- przedstawił nas Jus.-Chcieliśmy spędzić z dziećmi dzień.
-Dobrze. Bardzo się cieszę, że nas państwo odwiedziliście- uśmiechnęła się kobieta.- Dzieciaki ustawcie się. Mamy zaszczyt gościć u nas Justina Biebera wraz z żoną. Postanowili spędzić z wami czas- poinformowała podopiecznych.
-Możecie zadawać pytania- rzekłam.
-Kochasz Meg?- krzyknął ktoś z tyłu.
-Tak, kocham. Bardzo mocno- odpowiedział Justin.
-Jesteś zazdrosna kiedy Justin przytula lub całuje swoje fanki?- zapytała dziewczynka.
-Nie, nie jestem. Ufam mu.
Było jeszcze mnóstwo pytań na, które staraliśmy się odpowiedzieć

*Justin*
Dzieciaki zasypywały nas pytaniami, trwało to już może jakieś 30min, kiedy zobaczyłem, że przy jednym ze stolików siedzi zapłakana dziewczynka, miała może około 11 lat. Podszedłem do niej.
-Hej, jak ci na imię?- zapytałem obejmując ją.
-Nadie- odpowiedziała.
-Czemu płaczesz? Powiesz mi co się stało?
-Mhm. Niedawno rodzice oddali mnie do domu dziecka tłumacząc, że nie mogą się mną już dłużej zajmować. Smutno mi z tego powodu. Tęsknię za rodzicami i swoim pokojem- uśmiechnęła się lekko na wspomnienie pokoju.
-Przytul się- dziewczynka wtuliła się w moje ramię.-Shhh nie płacz, proszę.Jak wyglądał twój pokój?
-Był fioletowy. Na ścianach wisiały twoje plakaty- Nadie uśmiechnęła się do mnie- nie zabrałam nic ze swojego pokoju, nic co przypominałoby mi ciebie.
-Kocham cię myszko- cmoknąłem dziewczynkę w nosek i zdjąłem ze swoich kolan- Poczekaj.
Poszedłem do opiekunki by zapytać o jakiś sprzęt nagłaśniający. Chciałem dać mini koncert, raczej występ.
Wszyscy zebrali się na dużej sali gimnastycznej,a  ja śpiewałem wszystkie piosenki, które wpadły mi do głowy. Oczywiście nie zabrakło OLLG, wybrałem Nadie. Świetnie się bawiłem , dziewczynka śmiała się co chwilę. Widziałem, że była szczęśliwa. Robiło się późno, więc musieliśmy wracać. Podarowałem wychowawczyni czek, poprosiłem Nadie by poczekała obok drzwi.
-Mam nadzieję, że dzisiejszy dzień ci się podobał?- zapytałem
-Tak bardzo! Dziękuję ci, poprawiłeś mi humor- oplotła moją szyję swoimi rękoma.
-Mówiłaś, że z domu nie wzięłaś nic co przypominało by ci o mnie. To prezent dla ciebie- zdjąłem swoją czarną skórzaną kurtkę.
-Nie mogę! Pewnie wydałeś majątek na nią!
-Cena nie ma znaczenia. Weź ją, niech przypomina ci o dzisiejszym dniu- wręczyłem kurtkę Nadie.
-Dziękuję. Kocham cię. Justin...
-Tak, kochanie?- spojrzałem w jej błękitne oczka.
-To dla ciebie- zdjęła z nadgarstka bransoletkę z napisem "Believe".
-Dziękuję- uśmiechnąłem się i przytuliłem dziewczynkę.

*Megan*
Wróciliśmy do domu, zjedliśmy kolację, obejrzeliśmy film i poszliśmy spać. Dzisiejszy dzień nie należał do ciężkich, a mimo to byłam bardzo zmęczona. Położyłam głowę na ramieniu Justina i tak zasnęliśmy.
Obudził mnie dźwięk kosiarki.
-Co za debil kosi trawę o...- spojrzałam na zegarek-...13?!
Wyczłapałam z łóżka i zeszłam do salonu, w którym siedział Biebs i oglądał jakiś kabaret. Kiedy mnie zobaczył podszedł i przytulił mnie.
-Mój śpioch!- powiedział i zaczął mnie łaskotać.
-Zostaw mnie!- mówiłam śmiejąc się i uciekając przed nim.
-Nie uciekaj i tak cię złapię.
-Po moim trupie- uciekałam przed nim po całym domu, wbiegłam do sypialni.- Super! Teraz stąd nie wyjdę.

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 28

*Megan*

Byłam pewna prawie w 100% że Justin mi nie wybaczy tego co zrobiłam. Tak naprawdę te wszystkie sytuacje z Seleną nie były jego winą, więc z nim było wszystko w porządku, to ze mną było coś nie tak. Mam męża, wiem, że go kocham, a i tak pcham się innemu do łóżka, no fantastycznie. Gdyby Justin zadzwonił i zażądał rozwodu to chyba jakoś specjalnie by mnie to nie zdziwiło, bo co innego może w tej sytuacji? Chyba pogratulować głupoty, a przecież w kościele przysięgałam wierność, teraz te słowa nie mają żadnego znaczenia ani sensu.

Spakowałam walizki i wróciłam do rodzinnego L.A, nie zatrzymałam się u mamy czy przyjaciółki, nie wróciłam też do naszego...Justina domu. Zatrzymałam się w hotelu. Przez bliżej nieokreślony czas będę w nim mieszkać, bo nie mam zamiaru tłumaczyć wszystkim co zaszło między mną, a Justinem.

Te cholernie dni i tygodnie mijały niemiłosiernie szybko, każdego dnia wysyłałam Justinowi tysiące smsów i wiadomości na tt. Wiedziałam, że to nic nie da, ale przynajmniej miałam jakieś zajęcie. Każdego dnia myśl, że zrobiłam Justinowi takie świństwo przytłaczała mnie jeszcze bardziej, traciłam siły i nadzieję, że kiedykolwiek wrócimy do siebie i znów będziemy żyć jak dawniej. Nie miałam z kim o tym pogadać, do Ryana na bank nie zadzwonię, a Chaz...Chaz o niczym nie wie, może to lepiej? Nie mogę znieść tego jak Justin przeze mnie cierpi, z resztą ja nie mogłam już tak dalej żyć, ta niepewność mnie wykańczała psychicznie. Udałam się do łazienki, spojrzałam w lustro, a potem na kosmetyczkę, w której czaił się ktoś kto mógł mi pomóc. Chwyciłam pewnie żyletkę i zamykając oczy przejechałam nią po skórze. Krople krwi kapały na podłogę, a ja zadawałam sobie kolejne rany, coraz głębsze. Ponownie spojrzałam w lustro i upadłam na podłogę wypuszczając z ręki żyletkę. Ręka bolała strasznie ale z czasem ból ustępował, a ja nie byłam niczego świadoma.

Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam tylko białe ściany i masę kabelków, do których byłam podpięta. Spojrzałam na rękę, a na niej widziałam ok.10 głębokich cięć i kilka mniejszych.
-Już mnie pewnie nie kocha. Zapomniał o mnie, z resztą po co mu jestem potrzebna. I w dodatku co ja robię na tym świecie, przecież miałam być tam, po drugiej stronie- pomyślałam na głos.
Do pokoju weszła młoda pielęgniarka.
-Dzień dobry pani Bieber. Jak się pani czuje?- posłała mi ciepły uśmiech.
-Nie najgorzej, ręka mnie tylko boli. Był ktoś u mnie? Jak długo tu leżę?- zapytałam. Miałam nadzieję, że powie "Tak, był pani mąż"
-Leży tu pani od 4dni. Niestety nikogo nie było. Będzie dobrze- znów się uśmiechnęła.
Przypomniały mi się słowa piosenki "Be alright"

Across the ocean, across the sea
Starting to forget the way you look at me now
Over the mountains, across the sky
Need to see your face, I need to look in your eyes
Through the storm and through the clouds
Bumps in the road and upside down now
I know it's hard babe to sleep at night
Don't you worry, cause everything's gonna be alright
Be alright (...)


Pielęgniarka wyszła, a ja rozpłakałam się. Ciągle nuciłam tą piosenkę. Zamknęłam oczy, aż w końcu zasnęłam. Nie wiem jak długo spałam ale kiedy się obudziłam przy moim łóżku siedział Ryan i Chaz. Ale gdzie był Justin? Nadal mało go obchodzę.
-Gdzie Justin?- zapytałam.
-Chyba nadal ma na ciebie focha- rzekł Ryan.- Nie odzywa się.
-Na mnie?! Raczej na nas! To twoja wina, gdybyś mnie nie pocałował wszystko było by dobrze!
-Sama zaczęłaś, więc nie zwalaj winy na mnie, okej?!- Chaz przyglądał się nam ze zdziwieniem na twarzy.
-To po cholerę ściągnąłeś moją bluzkę? Jak się nie podobało to nie trzeba było brnąć dalej!- wrzeszczałam.
-Co wy...?- zapytał Chaz
-Och, powiedz mu- wywróciłam oczami.
-No powiedzmy, że prawie się kochaliśmy- Ryan głupio wyszczerzył się do Chaza.
-Wy do końca zgłupieliście!- wybuchł Chaz.
-Ej, ej to nie ja się pociąłem!
-To nie ty straciłeś najważniejszą osobę w życiu!- darłam się i wymachiwałam rękoma jak bym była chora psychicznie.
-No, nie wcale! Justin był...traktowaliśmy się jak bracia!
-Dobra, zamknijcie się już! Pogadam z nim.- warknął Chaz i wybrał numer Justina.
Siemka Justin. Właśnie jestem w L.A i dowiedziałem się co się stało. Masz zamiar wybaczyć Megan?
Wiesz, że ona leży w szpitalu?
Pocięła się, bo chciała skrócić twoje cierpienia!
Kochasz ją? Mhm, no okej. Trzymaj się, cześć.- chłopak rozłączył się i schował telefon do kieszeni.
-I co?- zapytałam.
-Pytał czemu to zrobiłaś, czemu tak pomyślałaś? Powiedział, że cię kocha, kochał i kochać będzie.
-Czyli to koniec?- rzekłam, a po moich policzkach spływały łzy.
-Nic takiego nie powiedział.
-Lubię, gdy jest tajemniczy ale teraz to wkurza!- powiedziałam poirytowana.
Odwróciłam głowę w prawo i ujrzałam Justina, który bacznie mi się przyglądał.
-Justin!- krzyknęłam uradowana.
Chłopak uśmiechnął się jakby od niechcenia. Wciąż patrząc na mnie wypowiedział trzy bezgłośne słowa "Kocham Cię. Przepraszam". Opuścił głowę i odszedł. Patrzyłam w tamto miejsce z nadzieją, że to jakiś głupi żart i Justin wróci tu, wbiegnie do pokoju i przytuli mnie. Niestety tak się nie stało, po moich policzkach zaczęły powoli spływać łzy, które Ryan otarł mi z twarzy. Nie panując na emocjami wymierzyłam silny cios w policzek chłopaka.
-Ała! Za co to?- krzyknął zdezorientowany.
-Za żywota gnoju! To wszystko twoja wina, twoja pieprzona wina! Nie chcę cię widzieć!
-Megan! Opanuj się, on cię kocha- powiedział spokojnie Chaz.
-Nie, on mnie nienawidzi, tak jak ja siebie! Proszę idzie już, chce zostać sama- chłopcy wyszli z pokoju, a ja zatopiłam twarz w poduszkę i płakałam jak dziecko.
Po około godzinie do pokoju weszła pielęgniarka, spojrzałam na nią swoimi zapuchniętymi oczami.
-Hej, co się stało?- zapytała i usiadła na brzegu łóżka. przyznam, że to dość dziwne zachowanie.
-Nic, nieważne- otarłam oczy z łez.- Mogę iść do łazienki? Chcę się odświeżyć- posłałam jej wymuszony uśmiech.
-Jasne! Rzeczy masz w szafce- powiedziała odpinając mnie od okablowania.
-Dzięki!
Wyjęłam rzeczy z szafki, która stała w pokoju i wraz z pielęgniarką poszłam do łazienki.
-Mam nadzieję, że już sobie poradzisz- powiedziała. Pokiwałam głową, a pielęgniarka wyszła zostawiając mnie samą.
Zdjęłam szpitalne ubranie i weszłam pod prysznic. Oparłam głowę o ścianę i znów zaczęłam płakać przypominając sobie nasze szczęśliwe chwile. Uśmiechnęłam się na wspomnienie jak to Justin dał mi łańcuszek z napisem "Together Forever", jak mi się oświadczył. Tyle wspaniałych wspomnień i niezapomnianych chwil, wszystko zniszczone przez jeden głupi wybryk. Wszystko zniszczone przeze mnie. Umyłam się, osuszyłam ciało i ubrana stanęłam przed umywalką nad którą wisiało lustro. Spojrzałam w swoje lustrzane odbicie, jedyne co tam zobaczyłam to żałosną, zapłakaną Megan Evans, do niedawna Bieber. Moją uwagę przykuł gwóźdź wystający zza lustra. Pociągnęłam go lekko w swoją stronę, a on upadł na podłogę. Podniosłam go i znów to zrobiłam, przejechałam ostro zakończoną krawędzią po skórze. Nie zważając na ból i ilość ubywającej krwi zadawałam sobie kolejne cięcia. Kiedy miałam już dość, bo ból ręki był gorszy niż ból rozpadającej się mnie opłukałam gwóźdź i wsadziłam go na miejsce. Owinęłam rękę dużą ilością papieru i wyszłam z łazienki. Kiedy weszłam do pokoju zobaczyłam krzątającą się w nim pielęgniarkę. -Zmieniłam ci pościel- uśmiechnęła się. Odwzajemniłam gest.
-Dzięki- położyłam się na łóżku, a dziewczyna znów podpięła mnie do tych śmiesznych kabelków i przypadkiem trąciła moją zranioną rękę.
-Auu!- syknęłam. Kobieta spojrzała na mnie zdziwiona.- Nic, ugryzłam się w język- skłamałam, a ona wyszła z pokoju.
Teraz miałam tak wielką ochotę wykrzyczenia światu jak bardzo go nienawidzę, ale nie mogłam. To było frustrujące. Byłam tym wszystkim zmęczona, miałam dość. Justin mnie zostawił, a z Ryanem na pewno nie będę. Zostanę starą panną z kotami, to będą jedyne stworzenia poza moją mamą i Kate, które będą mnie kochać. Chociaż tyle. Pochłonięta myślami zasnęłam.

Kiedy się obudziłam na dworze było jasno, zgaduję, że przespałam całą noc. Podziwiając widoki za oknem usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę- powiedziałam nie odwracając wzroku.
-Cześć- usłyszałam dobrze znany mi głos.-Megan...
-Rozumiem. Nie potrzebuję współczucia jeśli o to ci chodzi- powiedziałam, wciąż podziwiając widoki za oknem.
-Nie o to mi chodzi. Megan mogłabyś spojrzeć na mnie choć na chwilę?- zapytał chłopak.
-Po co? Żeby przypomnieć sobie wszystko, kiedy próbuję zapomnieć?- moje oczy zaszkliły się, a obraz za oknem rozmazał.
-Skąd wiesz po co przyszedłem?- Justin usiadł obok mnie.
-Powiedziałeś to wczoraj- zacisnęłam powieki, by łzy nie wydostały się.
-Spójrz na mnie, proszę- Justin chwycił mnie za okaleczoną rękę i pocałował w wierzch dłoni.
-Justin...- spojrzałam na chłopaka.
-Czemu to zrobiłaś? Wiesz, że nie powinnaś. To prowadzi do nikąd!
-Bo cię kocham idioto i nie mogę znieść tego, że tak cię skrzywdziłam- łzy, które tak skutecznie próbowałam zatrzymać, uwolniły się i niczym wodospad spływały po moich policzkach.- Przepraszam.
-Już dobrze- powiedział chłopak przytulając mnie do siebie.
-Nie! Już nic nie będzie dobrze! Przez własną głupotę straciłam ciebie, straciłam część siebie, straciłam praktycznie wszystko! Rozumiem, że to już nasze ostatnie spotkanie, więc chciałabym życzyć ci szczęścia w życiu i lepszej kobiety.
-Nie będzie lepszej od ciebie kochanie. Jesteś wszystkim, co się dla mnie liczy. Nie martwię się nikim innym, przez te wszystkie dni i tygodnie zastanawiałam się co u ciebie. Czytałem wszystkie smsy od ciebie ale nie odpisywałem. Jeśli nie ma cie, nie ma mnie. Nadal cię kocham Megan.Tylko proszę cię, nie rób tego więcej! Nie okaleczaj się, twoja skóra to nie papier nie tnij jej! Tylko o to cię proszę.- Justin mocno mnie przytulił i pocałował. To było niewiarygodne, on mi wybaczył! Cieszyłam się jak dziecko.
-Dziękuję Justin i przepraszam. Obiecuję, że więcej tego nie zrobię- spojrzałam smutno na chłopaka.
-Wierzę ci na słowo. W ogóle jak się czujesz?
-Dobrze, możemy wracać do domu?- zapytałam z nutką nadziei w głosie.
-Ja już chętnie bym cię zabrał, ale nie wiem co na to lekarz.
-Eh no tak, a nie możesz iść i poprosić o wypis na życzenie? Proszę.- zatrzepotałam rzęsami.
-Mogę, ale jesteś pewna, że dobrze się czujesz i nic ci nie będzie?- pokiwałam głową, a Justin wyszedł z pokoju.
Po kilku minutach Justin wrócił do pokoju z dobrą wiadomością. Uradowana zaczęłam się ubierać i 20 min później byliśmy w drodze do domu.
-Co ty na to żebyśmy polecieli sobie na wakacje?- zapytał Jus.
-Gdzie te wakacje?
-Hmm...może Polska? Są tam podobno ładne dziew...um to znaczy zamki.- zaśmiał się.
-Tak, tak zamki. Myślę, że wakacje się nam przydadzą. Kocham cię Justin- przytuliłam się do chłopaka, a on cmoknął mnie w czoło.
Kiedy otworzyłam drzwi na podłodze ujrzałam płatki czerwonych róż.
-Aww Justin to jest śliczne- przytuliłam chłopaka.
-Nie, ty jesteś śliczna- cmoknął mnie w nos.
Udaliśmy się do sypialni, w której paliły się lawendowe świeczki. Zmęczona tym wszystkim klapnęłam na łóżko.
-Tak cholernie mocno za tobą tęskniłem- powiedział Justin.



Cieszycie się, że znów są razem? A może wyobrażaliście sobie inny koniec, hę?
Pamiętajcie, że jeśli macie jakieś pomysły na to opowiadanie lub inne to śmiało możecie pisać :)