Chcę Wam życzyć miłej lektury :D
-Wracam do domu, wreszcie skończyłam studia!- pomyślałam wkładając walizkę do bagażnika.
Usiadłam na miejscu kierowcy i przekręciłam kluczyk w stacyjce. Przede mną jakieś 8h jazdy! No cóż jeżeli wybiera się szkołę w Arizonie, a mieszka w Los Angeles.
Na autostrady w Ameryce nie można narzekać ale na kierowców owszem. Jechałam sobie spokojnie, obok mnie pojawiło się Ferrari, które chciało mnie wyprzedzić. Zwolniłam by puścić samochód ale jego kierowca nie wykonywał żadnych czynności świadczących o wyprzedzaniu. Przycisnęłam gaz bo nie miałam zamiaru czekać wieczność, aż kierowca Ferrari mnie wyprzedzi. Jak na złość on akurat zjechał na mój pas, uderzając w bok mojego samochodu od strony kierowcy. Auto (moje) gwałtownie obróciło się i zatrzymało się na barierce. Sportowy wóz również zatrzymał się na barierce. Byłam tak oszołomiona, że nie wiedziałam co się dzieje, całe ciało mnie bolało, a z nogi sączyła się czerwona ciecz.
-Dlaczego to musiało się stać?! Czemu tak blisko domu! Jeszcze 100km i cieszyła bym się z ponownego pobytu w domu.- mówiłam sama do siebie.
Z oddali usłyszałam syreny, Bogu dzięki ktoś zadzwonił na pogotowie. Słabłam z każda chwilą, więc kiedy pogotowie i straż dojechali na miejsce ja byłam pół przytomna.
-Słyszysz mnie?- zapytał mężczyzna
-Tak.- wymamrotałam.
-Jak się nazywasz? Ile masz lat?- zapytał ten sam głos.
-Nathalie MacCartney. Mam 20 lat. Wracam z Arizony. Co mi jest? Noga mnie boli!- wystękałam bo ból stawał się bardziej wyraźny.
-Jeszcze nie wiem. Jak na razie podam Ci leki przeciw bólowe, a jak strażacy cię wyciągną to przeniesiemy cię do karetki i ocenimy wstępnie twoje obrażenia. - po chwili poczułam lekkie ukłucie w ramię.
Strażacy robili coś przy zgniecionej części samochodu. Nie potrwało to długo bo 20min później nieśli mnie do karetki, w której usnęłam.
*Oczami sprawcy*
Wracałem do domu wyczerpany całym dniem i jego wydarzeniami. Zajebiście jest pokłócić się z kumplem o dziewczynę. Jechałem autostradą przede mną jechał czerwony Mercedes, który miałem zamiar wyprzedzić więc zjechałem na lewy pas, po czym zamyśliłem się i nie zauważyłem jak kierowca puszcza mnie. Kiedy się zorientowałem było za późno, czerwone auto przyspieszyło, a ja wjebałem się w jego bok. Uderzenie było tak silne, że poszkodowany samochód obrócił się i zatrzymał na barierkach. Mój samochód również zatrzymał się na barierkach. Byłem oszołomiony całym zajściem ale myślałem logicznie i zadzwoniłem na pogotowie. Przez tylne lusterko zobaczyłem iż kierowcą mercedesa była dziewczyna, miała trochę obitą głowę. Nie wiedziałem co stało się z resztą jej ciała, modliłem się aby to nie był najgorszy z możliwych scenariuszy. Dopiero teraz poczułem ból w lewej ręce, spojrzałem na nią i zobaczyłem dziwny kształt ręki. Chyba była złamana. Prócz ręki nawalała mnie głowa, a z nosa ciekła krew. Powoli traciłem przytomność, to dziwne, że nie straciłem jej w momencie uderzenia w tamten samochód. Byłem pół przytomny kiedy poczułem jak ktoś wyciąga mnie z samochodu i kładzie na coś dziwnego. Zastanawiałem się co z tą dziewczyną, było mi jej szkoda, w końcu przez moją głupotę mogła stracić życie, a ja mogłem sobie normalnie funkcjonować. Kiedy karetka ruszyła kompletnie nie wiedziałem co się dzieje.
Obudziłem się w białym pomieszczeniu, byłem podpięty do jakiejś aparatury.
-Po cholerę mi te kabelki skoro nic mi nie jest?- pomyślałem. Do pokoju weszła pielęgniarka, ładna pielęgniarka.
-Panie...-spojrzała na swój notesik.
-Hej słonko. Justin, mów mi Justin.- uśmiechnąłem się.
-Tak, tak.- machnęła lekceważąco ręką- Panie Bieber, może pan wyjść ze szpitala. Nie ucierpiał pan bardzo. Masz złamaną tylko rękę, gorzej z dziewczyną.- rzekła.
-Co z nią?! Mogę ja zobaczyć? Jej rodzinę, kogokolwiek. Chcę przeprosić, muszę przeprosić!
-Dziewczyna jest obecnie na sali operacyjnej i ma amputowana stopę. - przejechałem dłonią po twarzy i włosach.
-Ja pierdole! Co ja narobiłem. Będzie mogła potem chodzić?
-O kulach, tak.- odpowiedziała pielęgniarka.
-Bez nich?!- zapytałem zdołowany.
-Jeśli będzie miała przeszczepioną stopę to jak najbardziej. Jej rodzina jest pod sala operacyjną na drugim piętrze.- kobieta wyszła z pomieszczenia, a ja udałem się na drugie piętro.
Pod salą zobaczyłem dwójkę ludzi, byli może po 40. Kobieta wtulona w męża wylewała gorzkie łzy. Mężczyzna próbował ja pocieszyć, dodać otuchy ale wiedział, że to daremne. Podszedłem do nich niepewnie.
-Umm, przepraszam.- powiedziałem
-Tak o co chodzi?- zapytał mężczyzna.
-Emm na sali leży pańska córka, prawda? Została potrącona przez jakiegoś kretyna. Wiecie państwo co z nią?- nie mogłem się inaczej nazwać.
-Kretyn?! Mało powiedziane. Nie wiem co bym zrobił człowiekowi, który skrzywdził Nathalie.- wzdrygnąłem się na jego słowa, ale musiałem się przyznać. Nie mogę być tchórzem.
-Widzi pan to ja spowodowałem ten wypadek. Chciałem wyprzedzić, ona mnie puściła ale ja się zamyśliłem, nie zauważyłem tego i zacząłem wyprzedzać w momencie w którym Nathalie przycisnęła pedał gazu.
-To TY, TY powinieneś tam leżeć, nie ona!- krzyczał tata dziewczyny pokazując na mnie palcem.
-Myśli pan, że tego nie wiem?! Myśli pan, że nie żałuje tego co się stało? Żałuję i to cholernie żałuję, że tak się stało. Przepraszam, naprawdę przepraszam.-mówiłem, a po moim policzku spłynęła samotna, gorzka łza.
-Przeprosiny nie zwrócą Nathalie stopy i normalnego życia! Nie stać nas na protezę i rehabilitację.
-Ile to kosztuje?!- zapytałem
-Proteza chyba 20 000$ a rehabilitacja nie wiem.- powiedział smutno mężczyzna.
-Zapłacę za to. Przynajmniej w ten sposób będę mógł pomóc Nathalie i państwu.
-Co ty kurwa wróżka chrzestna jesteś?! Rodzice Ci dadzą taka kwotę?
-Sam wezmę, nie utrzymują mnie rodzice. Sam na siebie zarabiam.- uśmiechnąłem się.
-Tsa. Powiedz mi może, że jesteś jakąś gwiazdą.
-Patricku uspokój się! Nie poznajesz go?!- odezwała się kobieta.
-Emilly o czym ty kurwa do mnie mówisz?!- zdziwił się Patrick.
-To ten chłopak za którym uganiają się nastolatki. Jesteś Justin, prawda?- zapytała kobieta wymuszając uśmiech.
-Tak, Justin Bieber.- odwzajemniłem uśmiech- Przykro mi z powodu pańskiej córki. Domyślam sie, że nigdy mi nie wybaczycie. Z resztą sam sobie nie wybaczę.
*Oczami Nathalie*
Kiedy się obudziłam oślepiło mnie światło i śnieżnobiałe ściany pokoju, w którym się znajdowałam. Obok mojego łóżka krzątała się pielęgniarka, do której podszedł mężczyzna mówiąc coś czego nie zrozumiałam.
-Na korytarzu czekają twoi rodzice i sprawca wypadku. Chcą cię zobaczyć.- oświadczyła pielęgniarka.
-Okej, niech wejdzie sprawca.- byłam cholernie ciekawa kim on jest.
Do pokoju wszedł wysoki, przystojny brunet.
-Cześć.- powiedział, a na twarzy miał przyklejony uśmiech.
-Cześć, jetem Nathalie MacCartney- przedstawiłam się.
-Justin Bieber.- powiedział chłopak uśmiechając się niepewnie.
-Ooo zajebiście zostałam potrącona przez super gwiazdę. Zawsze marzyłam o czymś takim!- lubiłam Justina ale w tym momencie wyładowałam na nim złość.- Jednak twoje słowa się sprawdzają.
-Jakie słowa?- zdziwił się
-No błagam, Never say never i believe. Uwierzyłam i stało się, zostałam dzięki tobie kaleką!
-Hej, ja też wolałbym poznać cię w innych okolicznościach, przykładowo w parku! Żałuję tego co się stało! Przepraszam, okej?!
-Dobra, dobra i tak mi przeprosinami stopy nie zwrócisz!
-Przeprosiłem przecież! Ciesz się, że w ogóle się tu zjawiłem. Równie dobrze mogłem iść do domu i teraz sączyć browara z kumplami!
-Kim?! Przecież twoi prawdziwi kumple są w Stratford. Jeśli Lil Za jest twoim kumplem to ja nie wiem kim jestem! No błagam cię, nie widzisz, że on cie wykorzystuje? I masz z tego same problemy! Dobra, Alfreda mogę zaliczyć do twoich kumpli.
-Czyżby Belieber?- Justin uśmiechnął się i dopiero teraz usiadł na brzegu mojego łóżka.
-Może.- odparłam tajemniczo.
-Mniejsza o to. Nawet jeśli to i tak zapłacę za twoją protezę i rehabilitację, moja księżniczko.
-Jeśli nie wierzysz to sprawdź! Co zrobisz?!- wykrzyczałam zdumiona.
-Moja pierwsza piosenka? Data urodzenia i miejsce.
-One Time. Prostszych pytań nie było?! Urodziłeś się 1 marca 1994 o 12:56, wtorek. Pasi? Walnij trudniejsze pytanie.- uśmiechnęłam się zadziornie.
-Jak ma na imię mój najlepszy kumpel?- Justin uśmiechnął się z satysfakcją.
-Jerry- wypięłam mu język.
-Nie o tego kumpla mi chodziło ale zaliczam.- Justin pochylił się lekko w moją stronę- Wiem, że to nie czas i miejsca ale mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś śliczna?
-Tak, ty!- wypięłam język, Justin znów przybliżył twarz do mojej.- Co ty robisz?
-Sprawdzam.
-Co?
-Jak piękne są twoje oczy.
-I co, są?- zapytałam spoglądając w jego czekoladowe oczy.
-Owszem i to bardzo- ukazał szereg swoich śnieżnobiałych zębów.
Patrzyliśmy tak przez chwilę na siebie po czym Justin objął mą twarz swymi dłońmi i złączył nasze usta. To było cudowne uczucie ale nie mogło trwać wiecznie.
-Ja...przepraszam.-wymamrotał speszony Justin.
-Za co?- uśmiechnęłam się.
-Za ten pocałunek i za to co ci zrobiłem. Powinienem uważać na drodze, a nie myśleć o niebieskich migdałach.
-Już jest okej! Nie przejmuj się poradzę sobie. Jestem Belieber, tak? Codziennie zmagam się z trudnościami w życiu.
-Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Jak mam się nie przejmować skoro potrąciłem swoją księżniczkę?!- do pokoju weszła pielęgniarka.
-Panie Bieber długo pan jeszcze będzie tu siedział? Rodzice dziewczyny też chcą ją zobaczyć. Niecierpliwią się.
-Już idę.- powiedział Bieber uśmiechając się do pielęgniarki, po czym pochylił się nade mną i wyszeptał
-Jeszcze się zobaczymy, obiecuję.- nabazgrał na gazecie swój numer telefonu- Nie daje go byle komu. Jeśli będziesz chciała to pisz o każdej porze. Przyjadę.- uśmiechnął się i ruszył w stronę drzwi, w których minął się z moimi rodzicami. Po ich minie odgadłam, że nie byli zadowoleni z powodu, że najpierw chciałam porozmawiać ze sprawdzą wypadku i, że w ogóle z nim rozmawiałam.
-Jak się czujesz, kochanie?- zapytała mama z troską wymalowaną na twarzy.
-Dobrze. Dziękuję.- uśmiechnęłam się.
-Czemu to trwało tak długo?- czepiał się tata.
-Jezu, znów zaczynasz? Wszystkiego musisz się czepiać! Zamiast dodawać mi otuchy, mówić, że będzie dobrze to ty się czepiasz dlaczego długo rozmawiałam z Justinem.- wywróciłam oczami.
-Nie tym tonem młoda damo!- upomniał mnie ojciec.
-Będę mówić takim tonem jakim mi się podoba.- odpyskowałam.
-Uspokójcie się!- krzyknęła mama- Czy wy nie potraficie normalnie ze sobą rozmawiać? Nathalie, wiesz dobrze, że się o ciebie bardzo martwimy. Jesteś naszą córką, dlatego chcieliśmy z tobą szybko porozmawiać.
-Dobra, dobra. Przepraszam za to, że rozmawiałam z Justinem. Już więcej nie będę.
-No i dobrze bo przez niego straciłaś stopę!- powiedział tata.
-Powiedział, że zapłaci za proteze i rehabilitację. O co ci chodzi, tatusiu?- rzekłam z kpiną w głosie.
-Ale my nie przyjmiemy tych pieniędzy.- odpowiedź taty bardzo mnie zdziwiła, gdyż zawsze chcieli dla mnie jak najlepiej, a teraz proszę.
-O fantastycznie to całe życie mam spędzić chodząc o kulach albo na wózku inwalidzkim? Moje życie będzie takie wspaniałe. Zawsze chcieliście dla mnie dobrze a teraz co? Ktoś oferuje pomoc to wy odmawiacie. Nie chce z wami gadać.
-Nathalie daj spokój. - powiedziała mama.
-Nie mamo, to wy dajcie spokój.
-Emilly dobra już. Pewnie wolałaby pogadać z Bieberem. - burknął tata.
-Z nim przynajmniej mogę pogadać, normalnie -powiedziałam a rodzice wyszli.
Nie miałam co robić, byłam też trochę zmęczona, więc postanowiłam się zdrzemnąć.
Kiedy się obudziłam słońce było nisko na niebie. Sięgnęłam po telefon by zobaczyć godzinę, była 07:42. To niemożliwe żebym przespała pół dnia i noc! Odkładając telefon na szafkę spodtrzegłam ma niej bukiet czerwonych róż w wazonie. O wazon oparta była koperta, wzięłam ją i przeczytałam zawartość. Zaskoczył mnie fakt, że list był od Justina. Napisał w nim, że przeprasza za to co zrobił, chciałby żeby wszystko potoczylo się inaczej i, że ma nadzieję iż moi rodzice mu wybaczą. Napisał też, że chciałby się spotkać i że mam napisać czy mam ochotę.
Nie zastanawiając się długo napisałam do niego. Na odpowiedź nie czekałam długo co bardzo mnie zdziwiło bo myślałam, że Justin będzie spał o 08:00. W każdym bądź razie napisał że będzie o 11:00 i czy potrzebuję czegoś. Odpisałam "laptop i iPod ". Napisałam też swój adres żeby mógł zabrać te rzeczy. Uprzedziłam telefonicznie rodziców o wizycie Justina. Oczywiście tata nie był zadowolony iż poprosiłam o to chłopaka, a nie ich. Cały tata ciągle coś mu nie pasuje.
O umówionej godzinie w drzwiach mojego pokoju pojawił się brunet. Wyglądał lepiej niż wczoraj, na jego twarzy można było zobaczyć szczery uśmiech, który odwzajemniłam.
-Cześć Nathalie. Przyniosłem to o co prosiłaś. Tak swoją drogą to ładny masz pokój. -położył rzeczy na szafce a mnie przytulił.
-Też się cieszę, że Cię widzę. Siadaj -poklepalam miejsce na łóżku. - Byłeś w moim pokoju? Już dawno nie było w nim remontu.
Justin wyjął z kieszeni swojego BlackBerry i pokazał mi zdjęcia mojego pokoju, który wyglądał inaczej niż wtedy kiedy ostatni raz widziałam się z rodzicami, czyli jakieś pół roku temu.
-Śliczny prawda? -zapytał chłopak-Jak ty.
-Dziękuję, mnie też się podoba. Nie mogę uwierzyć w to, że pomalowali ściany na fioletowo i powiesili Twoje plakaty. Pokój 14-latki, no cóż jestem Belieber więc tak ma wyglądać. Dziękuję, że przywiozłeś mi te rzeczy i za kwiaty. - uśmiechnęłam się, a Justin pochylił się w moją stronę i złączył nasze czoła.
-Mogę? - zapytał, a ja wiedziałam o co mu chodzi. Nie dając mu odpowiedzi na pytanie przylgnęłam wargami do jego ust, on tylko się uśmiechnął. Całując go zastanawiałam się czy to wszystko nie dzieje się zbyt szybko i czy cos z tego w ogóle będzie. -Mam wrażenie, że twoi rodzice mnie nie lubią. Szczególnie tata. - Powiedział smutno.
-Tata taki jest, nic mu nie pasuje. Musi pogodzić się z faktem, że świetnie się z Tobą dogaduje.
-Tak w ogóle to zapłaciłem za proteze. Lekarz mówił, że w poniedziałek będziesz mieć operacje. Potem zobaczą jak się czujesz czy nic Ci nie jest i wypuszczą cię do domu. -Na ostatnie słowa Justinowi błysnęły oczy.
-Jak to? Moi rodzice powiedzieli, że nie wezmą od ciebie kasy.
-Pogadałem z nimi i się zgodzili.
-To dobrze. Myślałam, że całe życie będę zależna od nich.
-Jesteś silną dziewczyną, dasz radę kochanie. Muszę już iść. Napiszę jeśli będę chciał wpaść. Pa. - nachylił się i lekko mnie przytulił.
-Pa Justin- posłałam mu całusa, on udał, że go złapał po czym wyszedł.
*Poniedziałek*
Dzięki Justinowi nie nudziłam się tak bardzo. Dużo czasu spędzałam w sieci, przeglądałam fb, tt i fora plotkarskie. Oczywiście media huczały od tego, że Justin spowodował wypadek ale nie jest zadufaną w sobie gwiazdką i okazał pomoc poszkodowanej. Ucieszyli się z faktu, że utrzymuje ze mną kontakt. Może w końcu ludzie zmienią zdanie na jego temat. Po za tym przychodził prawie codziennie i spełniał wszystkie moje zachcianki, hihi. Mogłam poprosić o to rodziców ale oni wchodzili i za chwilę wychodzili. Justin troszczył się o mnie bardziej niż moi rodzice.
-Nie martw się, wszystko będzie dobrze Nathalie.- pocieszał mnie Justin przed operacją.
-Zaśpiewaj mi fragment jakiejś piosenki, proszę- powiedziałam błagalnie.
-You know that I care for you, I'll always be there for you
I promise I'll just stay right here
I know that you want me to, baby we can make it through
Anything, cause everything's gonna be alright
Be alright- śpiewał Justin czarując mnie swoim pięknym głosem.
-Be Alright- zaśmiałam się- Już mi lepiej. Dziękuję za wsparcie. Jesteś wspaniały.
-Bo jestem Justin Bieber!- oboje zaczęliśmy się śmiać- Jestem też bardzo sexy, czyż nie?
-Hahaha.
-A nie jestem? - zrobił smutną minkę.
Westchnęłam.
-Jesteś, jesteś- klepnęłam go lekko w zdrową rękę.
Do drzwi pokoju zapukali rodzice.
-Możemy?- zapytał tata
-Pewnie!- powiedziałam.
-Cześć Justin.- przywitali się rodzice, co bardzo mnie zaskoczyło.
-Witam. Ja wyjdę, nie będę Wam przeszkadzał.
-Jak chcesz.- rzekła mama.
-Pa Nathalie. Do zobaczenia potem.- cmoknął mnie w polik, a rodzice zrobili pytające miny.
-Czy my o czymś nie wiemy?- zapytała mama kiedy Justin wyszedł z pomieszczenia.
-Mamo, Justin to tylko...- no właśnie kto? Znajomy? Kolega? Przyjaciel?-...Przyjaciel.
-Ach, rozumiem. Wiedz, że nie ważne co by się stało my i tak będziesz dla nas najważniejsza i będziemy cię kochać.- powiedziała mama.
-Mówisz jakbym miała umrzeć. To przykre mamo.
-Jestem przewrażliwiona, martwię się to normalne kiedy dziecko ma mieć poważny zabieg.
Siedzieliśmy w ciszy dobre 10min. Do pokoju weszła pielęgniarka i kazała wyjść rodzicom. Mi podała zaś jakieś tabletki i kazała leżeć. W sumie od kilku dni nie robię nic innego, no ale. Kiedy wieziono mnie na salę operacyjną przy moim łóżku szli rodzice i Justin. Mama płakała trzymając rękę taty, a Justin nucił fragment "Be Alright". Leki zaczynały działać i Morfeusz zabierał mnie do swojej krainy.
*kilka miesięcy później*
Dziś jest najcudowniejszy dzień od dnia operacji, zakończyła się rehabilitacja i chodzę o własnych siłach. Po za tym Justin zaprosił mnie na swój koncert. Jestem bardzo podekscytowana mimo, że znam Justina i jesteśmy przyjaciółmi. Tak w sumie to jesteśmy bliskimi przyjaciółmi bo JB chciał żebym się do niego wprowadziła. Na początku nie byłam do tego przekonana ale teraz mieszkamy razem w domu Biebera. Oczywiście w osobnych pokojach.
-Nathalie ile jeszcze będziesz siedziała w tej łazience?- zapytał chłopak.
-Justin, muszę jakoś wyglądać!- zaśmiałam się.
-Kobiety...Mimo, że wyglądają ślicznie to i tak sterczą godzinę przed lustrem bo im coś nie pasuje. Spóźnimy się, a tego nie lubię!
-Dobra idę.- wywróciłam oczami.
-Nie wywracaj mi tu oczami!- złożył usta w "dzióbek", a ja pokazałam mu środkowy palec.- Będziesz szła na piechtę!- zażartował.
-To w takim razie zostaje w domu.- stanęłam w miejscu. Chłopak popatrzył na mnie jak by mówił "Serio?"
-Jasne!- podszedł do mnie i przerzucił mnie sobie przez ramię.
-Głupku puść!- biłam go po plecach.
Chłopak postawił mnie dopiero przy limuzynie do której wsiedliśmy. Po 30min zatrzymaliśmy się przed areną, weszliśmy tylnym wejściem. Z oddali słyszeliśmy jak fani krzyczą "We love Justin" lub niektóre piosenki. Będąc w garderobie Justin założył białą koszulkę z nadrukiem, czarne spodnie z krokiem w kolanach oraz czarne supry, a jako dodatków użył srebrnego zegarka i full capa. Chłopak poszedł na M&G a ja w tym czasie przeglądałam wszystkie jego rzeczy, było ich sporo. Ledno klapnęłam na kanapę z kubkiem wody w ręku, a do pokoju wszedł uśmiechnięty Biebs. Znów zmienił strój i poszliśmy za kulisy sceny, gdzie przymocowano mu skrzydła. Zaczęło się odliczanie do rozpoczęcia koncertu. Krzyk dziewczyn był niesamowity. Kiedy w końcu na ekranie pokazało się 00:00:00 pisk dziewczyn wypełnił całą arenę, a Justin wleciał na scenę. Po kolei śpiewał All around the world, Take You, Catching Feelings, One time, Eenie meenie, Somebody to love itd, aż nadszedł czas na One less lonely girl.
-Słuchajcie Beliebers, mam wam do powiedzenia ważną rzecz. Dziś nie wybiorę OLLG- zszokowały mnie słowa Justina- bo już ją znalazłem. - pojawił się przede mną i pociągnął za sobą na scenę.- Oto ona.
-Co ty robisz? Oszalałeś?- wyszeptałam
-Nie, nie oszalałem.- objął mą twarz dłońmi, spojrzał w moje oczy i powiedział- Nathalie czy zostaniesz moja OLLG?
Spojrzałam na te wszystkie dziewczyny, wpatrujące się we mnie. Justin mnie z zaskoczył.
-Nathalie?- zapytał bo nie odpowiadałam.- Jeśli nie, to powiedź nie będę miał ci tego za złe.
-Kocham Cię Justin- chłopak zaczął mnie całować, a Beliebers zaczęli bić brawo i krzyczeć.- Justin! Fani!- powiedziałam przerywając pocałunek.
-No to co?!- uśmiechnął się łobuzersko- Musicie się do tego przyzwyczaić, kochani- krzyknął. W odpowiedzi usłyszeliśmy głośne "OKEJ!"
Usiadłam na tronie przeznaczonym dla OLLG, Juju założył na moją głowę wianek. Przez cały czas trwania piosenki Justin siedział obok mnie, patrząc w moje oczy.
-Zawsze moja!- krzyknął Justin kiedy schodziłam ze sceny.
Nadal nie mogłam uwierzyć w to co właśnie stało się przed chwilą, w brzuchu czułam motylki a serce biło szybciej niż zwykle. Ten dzień jest najwspanialszym w moim życiu.
-------------------------------------------------------------
Dotarliśmy do końca opowiadania :d Wiem, że trochę długie ale ja nie umiem inaczej :D