Przez kolejne dwa dni nie miałam żadnego kontaktu z Chazem i Ryanem. Nie wychodziłam też z domu, bo nie miałam po co. Obawiam się przylotu Justina, wiem, że go kocham, ale nie wiem jak mu powiedzieć o tym co zaszło między mną a jego najlepszym przyjacielem. Justin mnie zabije, a Ryana z nienawidzi lub na odwrót. Justin ma być tu za godzinę. Zapewne stanie w drzwiach z uśmiechem na twarzy i kwiatami w ręku, a ja będę udawać zachwyconą mimo, że w środku będę łamać się na pół. Myślenie o tym wszystkim tak mnie pochłonęło, że nawet nie zauważyłam kiedy cały ten czas miną.
Tak jak myślałam, do pokoju wszedł Justin z uśmiechem na twarzy, a w lewej ręce trzymał kwiaty. Momentalnie poderwałam się do góry.
-Megan! Boże, jak ja za Tobą tęskniłem- powiedział chłopak. Podbiegł do mnie i mocno przytulił. Z moich oczu mimowolnie zaczęły spływać łzy. - Hej co się stało?- zapytał z troską w głosie.
-Nic, po prostu tęskniłam za ta tobą- skłamałam, w sumie to nie do końca, bo rzeczywiście mi go brakowało.
-Kochanie muszę jeszcze skoczyć do sklepu, wybacz. Zaraz wrócę i znów będę mógł się tobą cieszyć- pocałował mnie w usta po czym wyszedł z pokoju.
Ja w tym czasie wysłałam smsa do Ryana z prośbą by przyszedł. Odpowiedź przyszła dość szybko i była pozytywna. Na przyjście kolegi nie czekałam zbyt długo, a chwilę później w pokoju był też Justin, który ucieszył się na widok kumpla.
-Justin jest coś o czym musimy ci powiedzieć- spojrzałam smutno na chłopaka wiedząc, że to nie jest to co powinien usłyszeć.-Obiecaj mi tylko, że wysłuchasz do końca- Justin że zdziwieniem pokiwał głową.-Ryan ty pierwszy.
-Justin, znamy się od dziecka, jesteśmy najlepszymi kumplami ale musisz coś wiedzieć-zawiesił głos- zakochałem się w Megan.
*Justin*
-To nie powód by się złościć- klepnąłem kumpla w plecy.
-Taa. Kiedy tu przylecieliśmy to chłopcy tego samego dnia pokazali mi część Stratfrod. Mieliśmy iść na lody ale Chaz musiał się zmywać, więc poszłam z Ryanem... Uratował mi życie, prawie wpadłam pod samochód...
-Stary wielkie dzięki, gdyby nie ty to przyjechałbym na pogrzeb- powiedziałem z ulgą.
-Nie przerywaj mi. No i kiedy tak staliśmy to patrzyliśmy się na siebie i... i pocałowałam Ryana- po policzkach Meg spływały łzy. Fakt, poczułem się urażony ale było mi też żal dziewczyny, przytuliłem ją do siebie i zapewniłem że wszystko będzie w porządku na co ona spojrzała w moje oczy i kontynuowała wypowiedź-Wróciłam do domu i płakałam, Justin uwierz mi ja na prawdę żałuję tego co zrobiłam. Następnego dnia spotkaliśmy się żeby wszystko wyjaśnić... Zaczęłam się nad sobą użalać, że mi nie wybaczysz. Ryan mnie pocałował i sprawy zaszły za daleko...
-Pieprzyłeś moją żonę, chuju?!- powiedziałem popychając kumpla.
-Nie! Justin wierz mi- krzyknął.
-Jak daleko zaszły sprawy? - zapytałem ale dla mnie i tak wszystko było już jasne. Czułem jak moje serce pęka na miliony kawałków, niczym lustro z bajki o Królowej Śniegu.-Widział cię nago?-moje dłonie zwinęły się w pięści.
-Było tak blisko... -szepnął Ryan ciut za głośno.-Powiedzmy, że Meg ma bardzo ładne kształty a jej skóra jest idealnie gładka.
-Kurwa ona jest moja!- wrzasnąłem, a we mnie już się gotowało.
-Ona nie była lepsza, też mnie dotykała! - powiedział Ryan na swoją obronę.
-Megan, kochanie jak widzę za mało rozpieszczam cie w łóżku- powiedziałem niby żartem. -Kurwa jak mogliście mi to zrobić?- uderzyłem pięścią w ścianę- Ryan jesteś moim kumplem, traktowałem cię jak brata. Megan, ja cię kocham a ty takie coś odpierdalasz?!. Zawiodłem się na was- krzyczałem, a z moich oczu lały się łzy. Co zrobiłem nie tak?
-Justin, słońce ja nie chciałam, żeby naprawdę. Kocham tylko ciebie- mówiła zapłakana Meg.
-Właśnie widzę, tak mnie kochasz, że za moimi plecami dajesz dupy innemu! Skoro mnie kochasz to po chuja się z nim Pieprzyłas- wrzeszczalem jak opentany- jesteś w stanie mi powiedzieć? Jesteś nic nie znaczącą dziwką, szmatą- widziałem jaki sprawiam jej ból tymi słowami, w tym momencie gówno mnie to obchodziło -Kurwa gdzie popełniłem błąd?! Ryan nienawidzę cię, spierdalaj mi z oczu a ty dziwko razem z nim.
-Justin!- krzyknęła dławiąc się łzami, podeszła do mnie kładąc rękę na moim policzu, którą zrzuciłem. -Daj wytłumaczyć.
-A co tu jest do tłumaczenia?! Zdradziłaś mnie i koniec tematu. Oddaj obraczkę!- rozkazałem.
-Justin... ale...
-Megan nie wiem co z nami, nie wiem czy Ci wybacze. Na tę chwilę mówię "nie". Oddaj obraczkę, proszę. Zadzwonię do ciebie kiedy będę gotów porozmawiać, a na razie nie kontaktuj się ze mną.
-Justin skrzywdziliśmy cię, wiem ale ile razy ty skrzywdziłeś Megan?- rzekł Ryan.
-Nie wkurwiaj mnie, okej?! Przepraszam bardzo ale ja Seleny nie pieprzyłem!- wrzasnąłem poirytowany.
-A gdzie ja mam się podziać- zapytała Meg ze spuszczoną głową.
-W tym domu nie ma dla ciebie miejsca! Idź do swojego kochasia, on z chęcią cię wyrucha i przenocuje, prawda Ryan?
-Ale ja nie chcę spać u niego. Jest szansa, że mi wybaczysz?- Nie odezwałem się.-Justin nie igniruj mnie do cholery i odpowiedź na to pieprzone pytanie!- krzyknęła, pod wpływem jej wrzasku drgnąłem. W jej oczach widziałem tyle emocji ale przede wszystkim smutek i żal. Ledwo powstrzymywałem się żeby jej nie przytulić. Do pokoju weszła babcia.
-Dzieci kochane co tu się dzieje?- spojrzała na nas.
-Niech ta dziwka ci powie- rzekłem.
-To koniec. Zdradziłam Justina i jest mi z tym cholernie źle- na słowa Megan, babci zrzedła mina. Tego się nie spodziewała.
-Co teraz?- zapytała babcia, dalej będąc w szoku.
-Nic, żyjemy dalej...... osobno. Przez jakiś czas. Muszę to wszystko przemyśleć i poukładać.
-Kocham cię Justin, pamiętaj o tym- powiedziała Meg i na moich ustach złożyła ostatni pocałunek. Chciałem go kontynuować ale przypomniałem sobie co mi zrobiła.
-Wyjdź!- wrzasnąłem i pokazałem na otwarte drzwi pokoju.
Dziewczyna wraz z Ryanem wyszli. Nie interesowało mnie to gdzie poszli. Teraz do woli mogli pieprzyć się jak króliki.
-Co ja mam teraz zrobić?- zapytałem babcie. - Kocham ją ale... nie wiem czy będę umiał j wybaczyć. Z jednej strony kocham ją cholernie mocno i nie chcę jej stracić ale z drugiej mocno mnie zraniła.
-Wnusiu każda decyzja jaką podejmiesz będzie słuszna. Może nie koniecznie dla Megan- powiedziała Diana przyciskajac mnie do swojej piersi.- Skoro kochasz to powinieneś wybaczyć. Ona wybaczała...
Babcia miała rację, nie ważne jaką decyzję podejmę każda będzie dobra. Włączyłem laptopa, zalogowałem się na tt i napisałem
"Życie jest brutalne".
W skrzynce miałem 40 nieodebranych wiadomości, wszystkie od Meg. Kiedy je czytałem utwierdzałem się w przekonaniu jak bardzo kocham tę dziewczynę i, że moje życie bez niej nie ma sensu. Docierało do mnie też, że ona naprawdę żałowała. Nadal jestem na nią wściekły i nie mam ochoty na nią patrzeć. Leżałem i gapiłem się w sufit, dostałem smsa. Oczywiście był od Meg.
"Justin prosę wybacz mi, ja tego żałuję. Uwierz mi. Zawsze twoja Megan. "- już chciałem jej odpisać ale ostatkiem sił powstrzymałem się. Zmęczony dzisiejszym dniem usnąłem.
Obudziłem się cały mokry, miałem okropny sen w którym widziałem jak Megan bierze jakieś tabletki, a potem osuwa się na ziemię. Obok niej leżała koperta, w której był list. Kilka niezgrabnie napisanych wyrazów
"Justin kocham cię ale nie mogę już dłużej tego znieść. Nie mogę patrzeć jak cierpisz przeze mnie, pozwól, że ukrócę twe cierpienia. Megan."
Na samo wspomnienie słów z tego listu robiło mi się słabo. Nie wyobrażam sobie życia bez tej kobiety. Dziasiaj emocje opadły ale wciąż nie jestem gotów by jej wybaczyć.
No, no, no. Mamy poważny problem w związku Meg i Justina :3 Jak myslicie jak to sie skonczy?
PS. przepraszam za brak polskich znakow, jestem na laptopie. Rozdzial, znow pisany wczesniej xd.
sobota, 26 października 2013
sobota, 19 października 2013
Rozdział 26
-Co ja zrobiłam? Jaka ja jestem głupia! Zdradziłam Justina! On mi tego nie wybaczy! Czemu go pocałowałam?! - takie i wiele innych myśli plątało się w mojej głowie. Zasnełam.
Po przebudzeniu spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Miałam 15 nieodebranych połączeń i 10 smsów, wszystkie od Ryana. Przeczytałam je po czym wystukałam
"musimy się spotkać"
Odpowiedź przyszła dość szybko i była pozytywna. Umówiliśmy się o 13.30 przed domem. Zjadłam śniadanie, ubrałam się, zrobiłam sobie makijaż i wyszłam. Czułam się dość dziwnie w towarzystwie chłopaka.
-Musimy porozmawiać ale to nie miejsce na tego typu rozmowy- rzekł i ruszył w stronę swojego domu.
Po ok. 20 min marszu dotarliśmy na miejsce. W domu byliśmy sami, Ryan zaprowadził mnie do swojego pokoju.
-Przepraszam za wczoraj- powiedziałam siadając na łóżku.
-Ja właśnie o tym chciałem porozmawiać. Proszę wysłuchaj mnie- pokiwałam głową. - Megan jesteś bardzo piękną kobietą, Justin na ciebie zasługuje ale jesteśmy przyjaciółmi i powinniśmy być ze sobą szczerzy. Zakochałem się w tobie- spojrzałam zszokowana na chłopaka, który kontynuował swój monolog. - Chce żebyś to wiedziała ale nie chce żeby to popsuło naszą przyjaźń. Jeśli chodzi o wczoraj to zrobiłem to odruchowo ale ty... z taką namiętnością nie całuje się kumpla- powiedział uśmiechając się niepewnie.
-Tak wiem. Nie wiem co mną kierowało, chyba chwila sprawiła, że tak się zachowałam. Kiedy cie całowałam myślałam o Bożym świecie, to było coś zupełnie innego i... przyjemnego- zaczęłam płakać. - Można kochać dwóch chłopaków naraz?!
-Nie płacz- Ryan objął mnie ramieniem i namiętnie pocałował w usta.
Oddawałam pocałunki, które stawały się coraz głębsze, wepchnęłam swój język do buzi Ryana. Moja ręka znajdowała się pod jego koszulką, zaś jego dłoń wodziła od mojego karku aż do ud. Ryan ściągnął swoją koszulkę i odrzucił na bok. Musze przyznać, że Justin ma lepszy brzuch. Bez zastanowienia pozbyłam się swojej koszulki, siadając okrakiem na chłopaku. Prawa ręka znów znajdowała się na jego klatce, lewa zaś wplątała się w jego czuprynę. Ryan zaczął dobierać się do mojego stanika, który po chwili leżał na ziemi.
-Megan... - powiedział.
-Tak? - spojrzałam na niego.
-Jesteś taka seksowna... - oblizał usta. - Zazdroszczę Justinowi.
-Masz czego- usmiechnęłam się.
Jego dłonie jeździły od mojego biustu, któremu poświęcał większość uwagi aż do wewnętrznej strony ud. Domyślałam się, że moje spodnie mu przeszkadzają, więc pozbyłam się ich a chłopak zrobił to ze swoimi spodniami. Leżeliśmy pół nadzy na łóżku. Silne dłonie Ryana ścisły delikatnie mój biust. Moje ręce wodziły po klatce chłopaka i swą wędrówkę kończyły na na jego majtkach by znów wrócić do góry i zjechać w dół. Ryan powoli się podniósł i wziął mnie na ręce opierając o ścianę, nogi oplotłam wokół jego bioder. Chłopak chwycił mnie za tyle, a ja tylko cicho jęknęłam. Poczułam, że ręce kumpla wsuwają się do moich majtek.
-Ryan nie!-krzyknęłam
-O co ci chodzi?! - zapytał zdezorientowany.
-Nie widzisz co prawie zrobiliśmy?- krzyczałam a po moich policzkach spływy łzy.
-Widzę, kochanie chodź tutaj i dokończmy to co zaczęliśmy.
-Jak możesz?! Jesteś najlepszym przyjacielem Justina, a ja jego żoną i prawie się ze sobą przespaliśmy! Boże nie chce nawet widzieć reakcji Justina jak się o tym dowie.
-Pieprzona dziwka! Jesteś suką, nic nie wartą suką, rozumiesz?!
-Nie mam zamiaru tego słuchać! Wychodzę! Ryan obiecaj, że nikt się o tym nie dowie- spojrzałam na niego ubierając koszulkę.
-Zastanowię się. Idź już!-krzyknął.
Wybiegłam z jego z domu i po kilku minutach byłam już u Justina. Weszłam do jego pokoju zatrzaskując za sobą drzwi, osunełam się po nich na ziemię.
-Ale z ciebie dziwka! Dajesz ponieść się każdej chwili! Teraz Justin ci nie wybaczy, skończy z tobą. - krzyczałam na siebie w myślach.
Bluza Justina do której się tuliłam była już cała mokra od moich łez. Dochodziła 19.00, wypadałoby coś zjeść ale nie mogę pokazać się tam w takim stanie. Czerwone opuchnięte od płaczu oczy, płakałam dobre 3h. Postanowiłam nie wychodzić z pokoju. Położyłam się na łóżku i zmęczona dzisiejszym dniem zasnęłam.
Czytacie to w ogóle? :D Jeśli tak to zostawcie jakiś komentarz,to motywuje do dalszej pracy :)
P.S. Przepraszam za jakiekolwiek literówki ale rozdział pisałam na telefonie.
sobota, 12 października 2013
Rozdział 25 "Nasza miłość jest wieczna"
*Justin*
Megan opowiedziała mi całą historię. Odebrało mi mowę. Nie mogę uwierzyć, jak chłopak tak może skrzywdzić swoją dziewczynę!
-Mogę być sama?- zapytała Meg, a ja bez słowa wyszedłem z pokoju.
Zszedłem ze schodów i zanim wszedłem do salonu z całej siły kopnąłem w ścianę.
-Kurwa!- syknąłem, wchodząc do pokoju.
-I co?- zapytał Chaz, odwracając wzrok od telewizora, który wyłączyłem- Płakałeś? Ej Justin, wiemy, że jesteś mega wrażliwym chłopakiem no ale masz tak spuchnięte oczy...
-Chuj ją zgwałcił!- krzyknąłem, ponownie wyładowując złość kopiąc w sofę.- Kumple spojrzeli na mnie zdziwieni- Pamiętacie Davida?- pokiwali głowami- Meg była z tym gnojem jak chodziła do gimnazjum i on...on ją....- wiem, że to śmieszne ale znów się rozpłakałem, nie potrafiłem i nie chciałem sobie wyobrażać wszystkich tych scen-...on ja zgwałcił. Rozumiecie to?! Jak można być tak brutalnym, ugh! Zabiłbym go gołymi rękoma!
-Jest nas trzech!- Ryan poklepał mnie po plecach.
-Powiedział, że ją znajdzie. Muszę być szybszy. Boję się o nią! W przyszłym tygodniu muszę wyjechać na trzy dni, nie zostawię jej tu samej! Obstawię dom policją, nie widzę innego wyjścia.
-Pewnie żartował, chciał Cię przestraszyć!- spojrzałem na Chaz dając mu do zrozumienia, że ja nie żartowałem- Justin, my możemy z nią zostać.
-Nie mogę was tak wykorzystywać, macie swoje życie- powiedziałem opadając na sofę.
-Stary traktujemy się jak bracia, więc bezpieczeństwo Megan też jest dla nas ważne. Nie ma żadnego 'ale', zostajemy i kropka!- rzekł kategorycznie Chaz.
-Dzięki chłopaki! Będę wam cholernie wdzięczy!- powiedziałem przytulając kumpli.
-Na nas zawsze możesz liczyć- rzekł Chaz.- pokiwałem głową i poszedłem do pokoju Meg.
Wszedłem do pokoju, dziewczyna siedziała na łóżku i szlochała. Usiadłem obok i szybko objąłem ją ramieniem.
-dziękuję- wyszeptała.
-Za co?- zapytałem zdziwiony.
-Za to, że jesteś. Nie wiem jak bym sobie poradziła, gdyby ciebie nie było obok- mówiła głaskając mój policzek, spojrzała na mnie i pocałowała w usta. poczułem smak gorzkich łez Meg na swoich wargach- Kocham Cię Justin.
-Też cię kocham, myszko. W przyszłym, tygodniu muszę wyjechać na trzy dni i nie mogę zabrać cię ze sobą. Ryan i Chaz z tobą zostaną, okej?
-Nie chce zostawać sama bez ciebie w L.A. Boję się, że ON tu przyjdzie i znów "to" zrobi- wtuliła się we mnie.
-Obiecuję, ze tak nie będzie- cmoknąłem ją w czoło.
-Mogę pojechać z chłopakami do Straftord? Potem być do nas dojechał- rzekła.
-Nie ma problemu, zadzwonię do babci, że przyjedziesz w niedzielę. Zostaniemy u nich na tydzień. Idziemy do chłopaków? Zrobię kolację- zeszliśmy na dół.
-Cześć, piękna- przywitali się chłopcy.
-Wszystko w porządku?- zapytał Ryan obejmując Megan, ona tylko pokiwała głowa na "tak".
-Wracam z wami do Stratford w niedzielę!- klasnęła uradowana w dłonie.
-To super! W takim razie czeka cię dużo zwiedzania!- krzyknął entuzjastycznie Ryan.
-Hej, zostawcie coś dla mnie! Też chcę jej pokazać pewne miejsca. Wiecie co mam na myśli- rzekłam.
-Pewnie!- powiedział Chaz.
*Tydzień później*
Walizkę mam spakowaną. Samolot jest za 2h, więc trzeba jechać na lotnisko.
-Chłopaki jedziemy?- zapytałam
-Zaraz, skarbie!- odparł Juss.- Nie mogę telefonu znaleźć.
-Kotku nie masz go w spodniach?
-Mam ale nie telefon- posłał mi łobuzerski uśmiech.
-Zabawne- powiedziałam ironicznie.
-W kieszeni w spodniach, pasuje?
-Ooo faktycznie. Skąd wiedziałaś?
-Bo sama go tam wkładałam, bo mnie o to prosiłeś. Skleroza nie boli- klepnęłam go w tyłek.- Spóźnimy się, jedziemy wreszcie?- zapytałam zniecierpliwiona.
-Tak, tak. wsiadajcie do auta- rzekł Jus.
Droga na lotnisko zajęła nam godzinę, potem odprawa i wsiadanie na pokład. Kiedy usiadłam na swoim miejscu do uszu wsadziłam słuchawki, po kolei słuchałam wszystkich piosenek Justina. Właśnie leciało "Love me like you do" kiedy poczułam jak ktoś mnie tyrpie, odwróciłam się.
-Co?- zapytałam
-Co Justin znów pani zrobił, że wylatuje z L.A i leci do Stratford?- ujrzałam wysokiego mężczyznę, bacznie mi się przyglądał.
-Nic. Co pan taki wścibski? Nie ma pan swoich spraw? Musi się coś stać żebym leciała do rodzinnego miasta MOJEGO MĘŻA?- facet zrobił jakąś dziwną minę, a ja totalnie go olałam i wróciłam do czynności którą mi przerwano.
Lot zajął nam 8h, po za tym kolesiem reszta podróży była spokojna. Wysiedliśmy z samolotu i taksówką dojechaliśmy do domu dziadków Jusa.
-Cześć kochanie!- ucałowała mnie Diana.
-Cześć!- przywitał się Bruce.
-Witajcie- uściskałam ich.
-Megan to może za godzinę się tu spotkamy?- krzyknął Ryan.
-Okej, do zoba!- krzyknęłam i weszłam do domu.
Babcia Justina zaprowadziła mnie do jakiegoś pokoju, jak się okazało był to jego pokój. Pomieszczenie było dość małe, na przeciwko wejścia stało łóżko. Po mojej lewej była szafka do której schowałam rzeczy. Poszłam się odświeżyć po podróży. Ubrałam zwiewną bluzkę i shorty, a do tego wygodne buty na koturnie. Miałam jeszcze 15 min do przyjścia chłopaków, więc postanowiłam położyć się na łóżku Jussa i trochę odpocząć.
Chłopcy pokazali mi chyba pół Stratford. Nogi mi odpadały.
-Może pójdziemy na lody?- zaproponowałam.
-Wy idźcie ja jestem umówiony. Będę już uciekał.- rzekł Chaz i poszedł w stronę domu.
-No to idziemy- rzekł Ryan.
Weszłam na ulicę, gdy nagle poczułam na swoim nadgarstku silny uścisk dłoni Ryana. Przyciągnął mnie do siebie. Do mnie po chwili dotarło, prawie wpadłam pod samochód. Teraz stałam w objęciach Ryana i patrzyłam w jego piękne błękitne oczy. On szeroko się uśmiechał. Ta chwila była magiczna, kiedy tak staliśmy i wpatrywaliśmy się w siebie moje serce szybciej biło.
-Dziękuję- wyszeptałam do ucha Ryana, a następnie złożyłam na jego ustach długi pocałunek.
Kiedy wreszcie oderwałam się od niego wyszeptałam "przepraszam" i pobiegłam do domu. Szybko weszłam do pokoju Justina, zamykając drzwi na zamek. Wyjęłam z szafy jakąś jego starą bluzę i wtulona w ciuch zaczęłam szlochać.
-Co ja zrobiłam? Jaka ja jestem głupia! Zdradziłam Justina! On mi tego nie wybaczy! Czemu go pocałowałam?!- takie i wiele innych myśli plątało się w mojej głowie.
No to mamy kolejny rozdzial opowiadania. Widze, ze bardziej podobaja sie Wam te krotsze opowiadania, wiec jak macie jakies poysly to piszcie w komentarzach, postaram sie cos wymyslec :) Mysle, ze to opowiadanie zakoncze na ok. 60-70 rozdziale a potem nie wiem. Zobaczmy, mamy jeszcze duzo czasu :P
P.S przepraszam za brak polskich znakow ale jestem na glupim niemieckim lptopie (rozdzial pisalam wczesniej)
Megan opowiedziała mi całą historię. Odebrało mi mowę. Nie mogę uwierzyć, jak chłopak tak może skrzywdzić swoją dziewczynę!
-Mogę być sama?- zapytała Meg, a ja bez słowa wyszedłem z pokoju.
Zszedłem ze schodów i zanim wszedłem do salonu z całej siły kopnąłem w ścianę.
-Kurwa!- syknąłem, wchodząc do pokoju.
-I co?- zapytał Chaz, odwracając wzrok od telewizora, który wyłączyłem- Płakałeś? Ej Justin, wiemy, że jesteś mega wrażliwym chłopakiem no ale masz tak spuchnięte oczy...
-Chuj ją zgwałcił!- krzyknąłem, ponownie wyładowując złość kopiąc w sofę.- Kumple spojrzeli na mnie zdziwieni- Pamiętacie Davida?- pokiwali głowami- Meg była z tym gnojem jak chodziła do gimnazjum i on...on ją....- wiem, że to śmieszne ale znów się rozpłakałem, nie potrafiłem i nie chciałem sobie wyobrażać wszystkich tych scen-...on ja zgwałcił. Rozumiecie to?! Jak można być tak brutalnym, ugh! Zabiłbym go gołymi rękoma!
-Jest nas trzech!- Ryan poklepał mnie po plecach.
-Powiedział, że ją znajdzie. Muszę być szybszy. Boję się o nią! W przyszłym tygodniu muszę wyjechać na trzy dni, nie zostawię jej tu samej! Obstawię dom policją, nie widzę innego wyjścia.
-Pewnie żartował, chciał Cię przestraszyć!- spojrzałem na Chaz dając mu do zrozumienia, że ja nie żartowałem- Justin, my możemy z nią zostać.
-Nie mogę was tak wykorzystywać, macie swoje życie- powiedziałem opadając na sofę.
-Stary traktujemy się jak bracia, więc bezpieczeństwo Megan też jest dla nas ważne. Nie ma żadnego 'ale', zostajemy i kropka!- rzekł kategorycznie Chaz.
-Dzięki chłopaki! Będę wam cholernie wdzięczy!- powiedziałem przytulając kumpli.
-Na nas zawsze możesz liczyć- rzekł Chaz.- pokiwałem głową i poszedłem do pokoju Meg.
Wszedłem do pokoju, dziewczyna siedziała na łóżku i szlochała. Usiadłem obok i szybko objąłem ją ramieniem.
-dziękuję- wyszeptała.
-Za co?- zapytałem zdziwiony.
-Za to, że jesteś. Nie wiem jak bym sobie poradziła, gdyby ciebie nie było obok- mówiła głaskając mój policzek, spojrzała na mnie i pocałowała w usta. poczułem smak gorzkich łez Meg na swoich wargach- Kocham Cię Justin.
-Też cię kocham, myszko. W przyszłym, tygodniu muszę wyjechać na trzy dni i nie mogę zabrać cię ze sobą. Ryan i Chaz z tobą zostaną, okej?
-Nie chce zostawać sama bez ciebie w L.A. Boję się, że ON tu przyjdzie i znów "to" zrobi- wtuliła się we mnie.
-Obiecuję, ze tak nie będzie- cmoknąłem ją w czoło.
-Mogę pojechać z chłopakami do Straftord? Potem być do nas dojechał- rzekła.
-Nie ma problemu, zadzwonię do babci, że przyjedziesz w niedzielę. Zostaniemy u nich na tydzień. Idziemy do chłopaków? Zrobię kolację- zeszliśmy na dół.
-Cześć, piękna- przywitali się chłopcy.
-Wszystko w porządku?- zapytał Ryan obejmując Megan, ona tylko pokiwała głowa na "tak".
-Wracam z wami do Stratford w niedzielę!- klasnęła uradowana w dłonie.
-To super! W takim razie czeka cię dużo zwiedzania!- krzyknął entuzjastycznie Ryan.
-Hej, zostawcie coś dla mnie! Też chcę jej pokazać pewne miejsca. Wiecie co mam na myśli- rzekłam.
-Pewnie!- powiedział Chaz.
*Tydzień później*
Walizkę mam spakowaną. Samolot jest za 2h, więc trzeba jechać na lotnisko.
-Chłopaki jedziemy?- zapytałam
-Zaraz, skarbie!- odparł Juss.- Nie mogę telefonu znaleźć.
-Kotku nie masz go w spodniach?
-Mam ale nie telefon- posłał mi łobuzerski uśmiech.
-Zabawne- powiedziałam ironicznie.
-W kieszeni w spodniach, pasuje?
-Ooo faktycznie. Skąd wiedziałaś?
-Bo sama go tam wkładałam, bo mnie o to prosiłeś. Skleroza nie boli- klepnęłam go w tyłek.- Spóźnimy się, jedziemy wreszcie?- zapytałam zniecierpliwiona.
-Tak, tak. wsiadajcie do auta- rzekł Jus.
Droga na lotnisko zajęła nam godzinę, potem odprawa i wsiadanie na pokład. Kiedy usiadłam na swoim miejscu do uszu wsadziłam słuchawki, po kolei słuchałam wszystkich piosenek Justina. Właśnie leciało "Love me like you do" kiedy poczułam jak ktoś mnie tyrpie, odwróciłam się.
-Co?- zapytałam
-Co Justin znów pani zrobił, że wylatuje z L.A i leci do Stratford?- ujrzałam wysokiego mężczyznę, bacznie mi się przyglądał.
-Nic. Co pan taki wścibski? Nie ma pan swoich spraw? Musi się coś stać żebym leciała do rodzinnego miasta MOJEGO MĘŻA?- facet zrobił jakąś dziwną minę, a ja totalnie go olałam i wróciłam do czynności którą mi przerwano.
Lot zajął nam 8h, po za tym kolesiem reszta podróży była spokojna. Wysiedliśmy z samolotu i taksówką dojechaliśmy do domu dziadków Jusa.
-Cześć kochanie!- ucałowała mnie Diana.
-Cześć!- przywitał się Bruce.
-Witajcie- uściskałam ich.
-Megan to może za godzinę się tu spotkamy?- krzyknął Ryan.
-Okej, do zoba!- krzyknęłam i weszłam do domu.
Babcia Justina zaprowadziła mnie do jakiegoś pokoju, jak się okazało był to jego pokój. Pomieszczenie było dość małe, na przeciwko wejścia stało łóżko. Po mojej lewej była szafka do której schowałam rzeczy. Poszłam się odświeżyć po podróży. Ubrałam zwiewną bluzkę i shorty, a do tego wygodne buty na koturnie. Miałam jeszcze 15 min do przyjścia chłopaków, więc postanowiłam położyć się na łóżku Jussa i trochę odpocząć.
Chłopcy pokazali mi chyba pół Stratford. Nogi mi odpadały.
-Może pójdziemy na lody?- zaproponowałam.
-Wy idźcie ja jestem umówiony. Będę już uciekał.- rzekł Chaz i poszedł w stronę domu.
-No to idziemy- rzekł Ryan.
Weszłam na ulicę, gdy nagle poczułam na swoim nadgarstku silny uścisk dłoni Ryana. Przyciągnął mnie do siebie. Do mnie po chwili dotarło, prawie wpadłam pod samochód. Teraz stałam w objęciach Ryana i patrzyłam w jego piękne błękitne oczy. On szeroko się uśmiechał. Ta chwila była magiczna, kiedy tak staliśmy i wpatrywaliśmy się w siebie moje serce szybciej biło.
-Dziękuję- wyszeptałam do ucha Ryana, a następnie złożyłam na jego ustach długi pocałunek.
Kiedy wreszcie oderwałam się od niego wyszeptałam "przepraszam" i pobiegłam do domu. Szybko weszłam do pokoju Justina, zamykając drzwi na zamek. Wyjęłam z szafy jakąś jego starą bluzę i wtulona w ciuch zaczęłam szlochać.
-Co ja zrobiłam? Jaka ja jestem głupia! Zdradziłam Justina! On mi tego nie wybaczy! Czemu go pocałowałam?!- takie i wiele innych myśli plątało się w mojej głowie.
No to mamy kolejny rozdzial opowiadania. Widze, ze bardziej podobaja sie Wam te krotsze opowiadania, wiec jak macie jakies poysly to piszcie w komentarzach, postaram sie cos wymyslec :) Mysle, ze to opowiadanie zakoncze na ok. 60-70 rozdziale a potem nie wiem. Zobaczmy, mamy jeszcze duzo czasu :P
P.S przepraszam za brak polskich znakow ale jestem na glupim niemieckim lptopie (rozdzial pisalam wczesniej)
sobota, 5 października 2013
Kocham Cię. Dzisiaj. Wczoraj. I jutro. Dniem i nocą.
-Kochanie, wstawaj- poczułam tyrpanie.
-Uh mamo jeszcze 5min- wymruczałam przewracając się na drugi bok.
-To nie mama, Maggie.
Położyłam się na plecy i ujrzałam uśmiechniętą twarz mojego skarba.
-Justin co ty tu robisz?- zapytałam podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Mam ci coś ważnego do powiedzenia- spojrzałam na chłopaka.- Jesteś piękna, gdy się budzisz- cmoknął mnie w czoło.
-Jasne. Jestem rozczochrana i rozespana co w tym pięknego?
-Moja Maggie zawsze jest piękna. Porywam cię dzisiaj na cały dzień, więc rusz swój seksowny tyłek i chodź zjeść śniadanie- chłopak chwycił mnie za rękę i wciągnął z łóżka tak, że wpadłam w jego ramiona.
Zeszliśmy na dół, kiedy weszłam do jadalni zamurowało mnie. Justin pociągną mnie lekko w stronę stołu, odsunął krzesło bym usiadła.
-Kochanie sam to zrobułeś?
-Dla mojej księżniczki- złożył na moich ustach pocałunek.
-Z jakiej to okazji?- zapytałam, ale nie poinnam.
-Musi być jakaś okazja żebym cię rozpieszczał?- usiadł na krześle obok.
Justin przygotował nam na śniadanie kanapki w kształcie serc, a do tego tiramissu. Jak go tu nie kochać?
Po zjedzonym posiłku zostawiłam chłopka w jadalni i udałam się do łazienki. Zrzuciłam piżamę i weszłam pod prysznic. Ciało nasmarowałam czekoladowym żelem, a następnie spłukałam go. Ubrana tylko w szlafrok udałam się w stronę swojego pokoju. Kiedy otwierałam jego (pokoju) drzwi omal nie dostałam zawału, gdyż Justin postanowił mnie wystraszyć.
-Matko Boska! Chcesz mnie do grobu wysłać?! Głupek- krzyknęłam.
-Przepraszam- zrobił minkę smutnego szceniaczka.
-Wybaczam tylko dlatego, że cie kocham. Wyjdź bo chcę się ubrać.
-Lepiej wyglądasz jak nie masz nic- powiedział trącając nosem moja szyję.
-Uhmm a teraz wyjdź- cmoknęłam go w polik.
Chłopak wyszedł z pokoju, a ja w spokoju założyłam ubrania. Wyszłam z pomieszczenia, odnalazłam chłopaka w kuchni, był zamyślony.
-O czym tak myślisz?- zapytałam przytulając go od tyłu.
-Mhh o tobie, kochanie. Najpierw pójdziemy do teatru na Romea i Julię, potem może jakiś obiad w restauracji, wskoczymy do mnie, a na koniec dnia ....niespodzianka.
-Aww Justin jesteś taki słodki! Co to za niespodzianka?
-Jak ci powiem to już nie będzie niespodzianką. Nie mogę, wytrzymasz do wieczora.
-Postaram się misiu- uśmiechnęłam się słodko.
-Chodź bo zaraz się spóźnimy do teatru. Przedstawienie zaczyna się o 12:00 a trzeba jeszcze dojechać.
Wyszliśmy z domu, zamknęłam drzwi na klucz i wsiadłam do samochodu Justina.
Nie lubię chodzić do teatru,a Justin powinien o tym wiedzieć, ale żeby nie zrobić mu przykrości to się nie odezwałam. Widzę jak się stara, a jednocześnie czymś stresuje. Po 30min jazdy wysiedliśmy z samochodu i weszliśmy do budynku. Justin kupił bilety, zajęliśmy wyznaczone miejsca i przedstawienie rozpoczęło się. Wszyscy aktorzy w 100% oddali magię tego dramatu.. Popłakałam się na ostatniej scenie gdy Romeo odbiera sobie życie myśląc, że jego ukochana Julia nie żyje. Ich miłość była tak silna, że potrafili ofiarować swoje życie.
-Justin...-spojrzał na mnie.- Byłbyś w stanie zrobić coś takiego jak Romeo?- zapytałam wsiadając do samochodu.
-Oczywiście, bo jesteś moją Julią- spojrzał w moje oczy i mocno przytulił.
Całą drogę do restauracji milczeliśmy ale to nie była niezręczna cisza. Usiedliśmy przy jednym z wolnych stolików, podszedł do nas kelner i podał menu. Zagłębiałam się w specjałach restauracji, gdy Bieber oznajmił
-Poproszę dużą porcję spaghetti- kelner zanotował zmówienie po czym odszedł.-Wybacz, że wybrałem za ciebie- posłałam mu tylko uśmiech, mówiący, że się nie gniewam.
Kilka minut później zamówienie leżało na środku stołu, a my zabraliśmy się za jego konsumpcję. Justin oczywiście uparł się że będzie mnie karmił, ech. Z tego karmienia wyszło tyle, że cała moja twarz była czerwona od sosu. Po skończonym posiłku pojechaliśmy do domu chłopaka.
-Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że będziemy sami w domu- zaśmiał się.
-Zależy co ci chodzi po głowie- odparłam wchodząc do środka domu.
-Zobaczysz...-rzekł tajemniczo, a ja już się bałam. Nie wiem czego mam się spodziewać.- Chcesz coś do picia?- zapytał i zniknął w kuchni.
-Cole, jak masz. Będę w twoim pokoju- krzyknęłam i właśnie tam skierowałam swoje kroki.
-Okej już idę- powiedział Jus i chwilę później był już obok.
-To co będziemy robić?-zapytałam i zatrzymałam się przed drzwiami jego pokoju/
-Zobaczysz- powtórzył odpowiedź sprzed kilku chwil. Otworzył drzwi, a ja rzuciłam się na łóżko.- Idziesz spać?- zaśmiał się i odłożył colę na szafkę obok łóżka. Pokiwałam głową. Justin przez chwilę mi się przyglądał po czym położył się obok mnie i przytulił do swojej klatki.- Tak to ja też mogę spać. Już niedługo- wymruczał pod nosem tak, że ledwo go zrozumiałam.
-Mhmm- mruknęłam, wtuliłam się w niego i usnęłam. Jestem strasznym śpiochem, wiem ale nic na to nie poradzę.
Kiedy się obudziła, co prawda było jasno za oknem ale domyślałam się, że dochodzi wieczór.
-Oo już wstałaś?- zapytał Justin.
-Taa. Która godzina? Nie masz mi za złe, że poszłam spać?
-Prawie 18:00 więc chciałbym już iść, bo jak wiesz czeka cię niespodzianka. Czemu miałbym się gniewać, jesteś taka słodka, gdy śpisz.
-A jak nie śpię to jaka jestem?1- zapytałam zdziwiona.
-Seksowna- odparł i przyssał się do mojej szyi.
-Uhm Justin...- mruknęłam.
-Co?- zapytał nie przestając całować mojej szyi.
-Bo mi zrobisz malinkę, no. Uciekaj!- odepchnęłam go, a on spojrzał na mnie rozbawiony.- Noc co?!
-Nic, nic. Chodź.
Ubrałam buty i wyszliśmy z domu.
-Mieliśmy iść tam pieszo ale moja Julia usnęła- otworzył mi drzwi samochodu.
-To Romeo mógł mnie obudzić- uśmiechnęłam się.
-Gdyby Romeo miał serce budzić swoją ukochaną...- Justin spojrzał na mnie i odpalił silnik auta.
PO 20 min byliśmy na miejscu. Justin przywiózł mnie na plaże aww, jak słodko. Co prawda słońce jeszcze nie zachodziło a już było pięknie.
-To jest ta niespodzianka?- byłam cholernie ciekawa kiedy się dowiem co to jest.
-W połowie, skarbie. Już niedługo, obiecuję. Wytrzymaj do zachodu słońca.
Szliśmy plażą wtuleni w siebie, a ciepła woda oceanu głaskała nasze stopy. Po godzinnym spacerze Justin zatrzymał się, chwycił moje ręce, spojrzał w moje oczy i powiedział
-Kocham cię Maggie, wiesz?
-Powiedz mi jak mnie kochasz?- usłyszałam własny głos.
-Powiem.
-Więc?- uśmiechnęłam się.
-Kocham cię w słońcu. I przy blasku świec.
Kocham cię w kapeluszu i w berecie.
W wielkim wietrze na szosie i na koncercie.
W bzach i w brzozach, i w malinach, i w klonach.
I gdy spisz. I gdy pracujesz skupiona.
I gdy roztłukujesz jako ładnie- nawet wtedy, gdy ci łyżka spadnie.
W taksówce. I w samochodzie. Bez wyjątku.
I na końcu ulicy. I na początku.
I gdy włosy grzebieniem rozdzielasz.
W niebezpieczeństwie. I na karuzeli.
W morzu. W górach. W kaloszach. I boso.
Dzisiaj. Wczoraj. I jutro. I dniem i nocą.
I wiosną kiedy jaskółka przylata.
-A latem jak mnie kochasz?- zapytałam.
-Jak treść lata.
-A jesienią gdy chmurki i humorki?
-Nawet wtedy, gdy gubisz parasolki.
-A gdy zima posrebrza ramy okien?
-Zimą kocham cię jak wesoły ogień.
Blisko przy twoim sercu. Koło niego. A za oknami śnieg. Wrony na śniegu- to było tak piękne, że jedyne co potrafiłam zrobić to szeroko się uśmiechnąć i mocno przytulić Justina. Łzy same cisły mi się do oczu.- Maggie...- Justin odsunął mnie od siebie-...jesteś dla mnie kimś bardzo ważnym, kocham cię nad życie...
-Wiem kochanie wyraziłeś to w tym wierszu- uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Justin chwycił moją dłoń i uklęk na jedno kolano.
-Maggie...wyjdziesz za mnie?- z kieszeni kurtki wyjął małe czerwone pudełeczko z pierścionkiem w środku.
Z moich oczu lały się łzy szczęścia, zakryłam usta dłonią i pokiwałam głową. Justin założył mi pierścionek na palce, spojrzał w moje oczy i pocałował moja dłoń po czym wstał.
-Justin kocham cię tak bardzo- zarzuciłam mu ręce na szyję, byłam tak cholernie szczęśliwa. Staliśmy tak jeszcze dobre 10 min a ja dalej płakałam ze szczęścia.
- Już zawsze razem Maggie- Jussy ujął mą twarz w swe dłonie i na moich ustach złożył namiętny pocałunek.
Dobry wieczór moje misie :*
Macie tutaj wyjątkowo krótkie opowiadanie, mam nadzieję, że się Wam spodobało. Na wasze opinie czekam w komentarzach, wiecie też, że możecie podrzucać mi jakieś pomysły na opowiadania :)
Autorem wiersza, który został użyty do opowiadania jest Konstanty Ildefons Gałczyński :)
-Uh mamo jeszcze 5min- wymruczałam przewracając się na drugi bok.
-To nie mama, Maggie.
Położyłam się na plecy i ujrzałam uśmiechniętą twarz mojego skarba.
-Justin co ty tu robisz?- zapytałam podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Mam ci coś ważnego do powiedzenia- spojrzałam na chłopaka.- Jesteś piękna, gdy się budzisz- cmoknął mnie w czoło.
-Jasne. Jestem rozczochrana i rozespana co w tym pięknego?
-Moja Maggie zawsze jest piękna. Porywam cię dzisiaj na cały dzień, więc rusz swój seksowny tyłek i chodź zjeść śniadanie- chłopak chwycił mnie za rękę i wciągnął z łóżka tak, że wpadłam w jego ramiona.
Zeszliśmy na dół, kiedy weszłam do jadalni zamurowało mnie. Justin pociągną mnie lekko w stronę stołu, odsunął krzesło bym usiadła.
-Kochanie sam to zrobułeś?
-Dla mojej księżniczki- złożył na moich ustach pocałunek.
-Z jakiej to okazji?- zapytałam, ale nie poinnam.
-Musi być jakaś okazja żebym cię rozpieszczał?- usiadł na krześle obok.
Justin przygotował nam na śniadanie kanapki w kształcie serc, a do tego tiramissu. Jak go tu nie kochać?
Po zjedzonym posiłku zostawiłam chłopka w jadalni i udałam się do łazienki. Zrzuciłam piżamę i weszłam pod prysznic. Ciało nasmarowałam czekoladowym żelem, a następnie spłukałam go. Ubrana tylko w szlafrok udałam się w stronę swojego pokoju. Kiedy otwierałam jego (pokoju) drzwi omal nie dostałam zawału, gdyż Justin postanowił mnie wystraszyć.
-Matko Boska! Chcesz mnie do grobu wysłać?! Głupek- krzyknęłam.
-Przepraszam- zrobił minkę smutnego szceniaczka.
-Wybaczam tylko dlatego, że cie kocham. Wyjdź bo chcę się ubrać.
-Lepiej wyglądasz jak nie masz nic- powiedział trącając nosem moja szyję.
-Uhmm a teraz wyjdź- cmoknęłam go w polik.
Chłopak wyszedł z pokoju, a ja w spokoju założyłam ubrania. Wyszłam z pomieszczenia, odnalazłam chłopaka w kuchni, był zamyślony.
-O czym tak myślisz?- zapytałam przytulając go od tyłu.
-Mhh o tobie, kochanie. Najpierw pójdziemy do teatru na Romea i Julię, potem może jakiś obiad w restauracji, wskoczymy do mnie, a na koniec dnia ....niespodzianka.
-Aww Justin jesteś taki słodki! Co to za niespodzianka?
-Jak ci powiem to już nie będzie niespodzianką. Nie mogę, wytrzymasz do wieczora.
-Postaram się misiu- uśmiechnęłam się słodko.
-Chodź bo zaraz się spóźnimy do teatru. Przedstawienie zaczyna się o 12:00 a trzeba jeszcze dojechać.
Wyszliśmy z domu, zamknęłam drzwi na klucz i wsiadłam do samochodu Justina.
Nie lubię chodzić do teatru,a Justin powinien o tym wiedzieć, ale żeby nie zrobić mu przykrości to się nie odezwałam. Widzę jak się stara, a jednocześnie czymś stresuje. Po 30min jazdy wysiedliśmy z samochodu i weszliśmy do budynku. Justin kupił bilety, zajęliśmy wyznaczone miejsca i przedstawienie rozpoczęło się. Wszyscy aktorzy w 100% oddali magię tego dramatu.. Popłakałam się na ostatniej scenie gdy Romeo odbiera sobie życie myśląc, że jego ukochana Julia nie żyje. Ich miłość była tak silna, że potrafili ofiarować swoje życie.
-Justin...-spojrzał na mnie.- Byłbyś w stanie zrobić coś takiego jak Romeo?- zapytałam wsiadając do samochodu.
-Oczywiście, bo jesteś moją Julią- spojrzał w moje oczy i mocno przytulił.
Całą drogę do restauracji milczeliśmy ale to nie była niezręczna cisza. Usiedliśmy przy jednym z wolnych stolików, podszedł do nas kelner i podał menu. Zagłębiałam się w specjałach restauracji, gdy Bieber oznajmił
-Poproszę dużą porcję spaghetti- kelner zanotował zmówienie po czym odszedł.-Wybacz, że wybrałem za ciebie- posłałam mu tylko uśmiech, mówiący, że się nie gniewam.
Kilka minut później zamówienie leżało na środku stołu, a my zabraliśmy się za jego konsumpcję. Justin oczywiście uparł się że będzie mnie karmił, ech. Z tego karmienia wyszło tyle, że cała moja twarz była czerwona od sosu. Po skończonym posiłku pojechaliśmy do domu chłopaka.
-Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że będziemy sami w domu- zaśmiał się.
-Zależy co ci chodzi po głowie- odparłam wchodząc do środka domu.
-Zobaczysz...-rzekł tajemniczo, a ja już się bałam. Nie wiem czego mam się spodziewać.- Chcesz coś do picia?- zapytał i zniknął w kuchni.
-Cole, jak masz. Będę w twoim pokoju- krzyknęłam i właśnie tam skierowałam swoje kroki.
-Okej już idę- powiedział Jus i chwilę później był już obok.
-To co będziemy robić?-zapytałam i zatrzymałam się przed drzwiami jego pokoju/
-Zobaczysz- powtórzył odpowiedź sprzed kilku chwil. Otworzył drzwi, a ja rzuciłam się na łóżko.- Idziesz spać?- zaśmiał się i odłożył colę na szafkę obok łóżka. Pokiwałam głową. Justin przez chwilę mi się przyglądał po czym położył się obok mnie i przytulił do swojej klatki.- Tak to ja też mogę spać. Już niedługo- wymruczał pod nosem tak, że ledwo go zrozumiałam.
-Mhmm- mruknęłam, wtuliłam się w niego i usnęłam. Jestem strasznym śpiochem, wiem ale nic na to nie poradzę.
Kiedy się obudziła, co prawda było jasno za oknem ale domyślałam się, że dochodzi wieczór.
-Oo już wstałaś?- zapytał Justin.
-Taa. Która godzina? Nie masz mi za złe, że poszłam spać?
-Prawie 18:00 więc chciałbym już iść, bo jak wiesz czeka cię niespodzianka. Czemu miałbym się gniewać, jesteś taka słodka, gdy śpisz.
-A jak nie śpię to jaka jestem?1- zapytałam zdziwiona.
-Seksowna- odparł i przyssał się do mojej szyi.
-Uhm Justin...- mruknęłam.
-Co?- zapytał nie przestając całować mojej szyi.
-Bo mi zrobisz malinkę, no. Uciekaj!- odepchnęłam go, a on spojrzał na mnie rozbawiony.- Noc co?!
-Nic, nic. Chodź.
Ubrałam buty i wyszliśmy z domu.
-Mieliśmy iść tam pieszo ale moja Julia usnęła- otworzył mi drzwi samochodu.
-To Romeo mógł mnie obudzić- uśmiechnęłam się.
-Gdyby Romeo miał serce budzić swoją ukochaną...- Justin spojrzał na mnie i odpalił silnik auta.
PO 20 min byliśmy na miejscu. Justin przywiózł mnie na plaże aww, jak słodko. Co prawda słońce jeszcze nie zachodziło a już było pięknie.
-To jest ta niespodzianka?- byłam cholernie ciekawa kiedy się dowiem co to jest.
-W połowie, skarbie. Już niedługo, obiecuję. Wytrzymaj do zachodu słońca.
Szliśmy plażą wtuleni w siebie, a ciepła woda oceanu głaskała nasze stopy. Po godzinnym spacerze Justin zatrzymał się, chwycił moje ręce, spojrzał w moje oczy i powiedział
-Kocham cię Maggie, wiesz?
-Powiedz mi jak mnie kochasz?- usłyszałam własny głos.
-Powiem.
-Więc?- uśmiechnęłam się.
-Kocham cię w słońcu. I przy blasku świec.
Kocham cię w kapeluszu i w berecie.
W wielkim wietrze na szosie i na koncercie.
W bzach i w brzozach, i w malinach, i w klonach.
I gdy spisz. I gdy pracujesz skupiona.
I gdy roztłukujesz jako ładnie- nawet wtedy, gdy ci łyżka spadnie.
W taksówce. I w samochodzie. Bez wyjątku.
I na końcu ulicy. I na początku.
I gdy włosy grzebieniem rozdzielasz.
W niebezpieczeństwie. I na karuzeli.
W morzu. W górach. W kaloszach. I boso.
Dzisiaj. Wczoraj. I jutro. I dniem i nocą.
I wiosną kiedy jaskółka przylata.
-A latem jak mnie kochasz?- zapytałam.
-Jak treść lata.
-A jesienią gdy chmurki i humorki?
-Nawet wtedy, gdy gubisz parasolki.
-A gdy zima posrebrza ramy okien?
-Zimą kocham cię jak wesoły ogień.
Blisko przy twoim sercu. Koło niego. A za oknami śnieg. Wrony na śniegu- to było tak piękne, że jedyne co potrafiłam zrobić to szeroko się uśmiechnąć i mocno przytulić Justina. Łzy same cisły mi się do oczu.- Maggie...- Justin odsunął mnie od siebie-...jesteś dla mnie kimś bardzo ważnym, kocham cię nad życie...
-Wiem kochanie wyraziłeś to w tym wierszu- uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Justin chwycił moją dłoń i uklęk na jedno kolano.
-Maggie...wyjdziesz za mnie?- z kieszeni kurtki wyjął małe czerwone pudełeczko z pierścionkiem w środku.
Z moich oczu lały się łzy szczęścia, zakryłam usta dłonią i pokiwałam głową. Justin założył mi pierścionek na palce, spojrzał w moje oczy i pocałował moja dłoń po czym wstał.
-Justin kocham cię tak bardzo- zarzuciłam mu ręce na szyję, byłam tak cholernie szczęśliwa. Staliśmy tak jeszcze dobre 10 min a ja dalej płakałam ze szczęścia.
- Już zawsze razem Maggie- Jussy ujął mą twarz w swe dłonie i na moich ustach złożył namiętny pocałunek.
Dobry wieczór moje misie :*
Macie tutaj wyjątkowo krótkie opowiadanie, mam nadzieję, że się Wam spodobało. Na wasze opinie czekam w komentarzach, wiecie też, że możecie podrzucać mi jakieś pomysły na opowiadania :)
Autorem wiersza, który został użyty do opowiadania jest Konstanty Ildefons Gałczyński :)
Rozdział 24 "Nasza miłość jest wieczna"
Poszedłem po piłkę i deski, a Meg w tym czasie poszła się ubrać. Założyła, bokserkę, dresy i fullcapa. Wyglądała świetnie, serio.
-Wow! Nie poznałbym cię na ulicy- rzekł Ryan.
-To dobrze czy źle?- zapytała Meg.
-Dla paparazzi na pewno źle.
W między czasie, kiedy moja ukochana ucinała sobie pogawędkę ja wbiłem się w swoje dresy, bluzkę z krótkim rękawem, supry i czapkę z daszkiem. 20min później śmigaliśmy na deskach w stronę parku, o dziwno nikt nas nie poznał.
-Świetnie jeździsz!- Ryan pochwalił Meg.
*Megan*
-Świetnie jeździsz!- pochwalił mnie Ryan.
-Dzięki, chłopak mnie nauczył- uśmiechnęłam się, a Justin wpadł na słup.
-Ekhem kto?!- wymamrotał,a ja śmiałam się z niego.
-Ten zaś zazdrosny.- odezwał się Chaz próbując pohamować śmiech.
-Kotek, miałam wtedy może z 15 lat. Nie rozmawiajmy o tym, nie mam zbyt miłych wspomnień z tamtego związku.
-A gdzie mieszka?- nie wiem po co Chaz zadał mi to pytanie ale odpowiedziałam.
-W L.A., już nie pamiętam ale bywaliśmy w tych okolicach.- Przypomniałam sobie.- Jedziemy?
-Taa jasne. Głowa mnie boli, co za idiota postawił tu ten słup?!- oburzył się Jus.
-Kotek, on stoi na trawniku... Choć dam ci buzi to przestanie boleć- dałam chłopakowi buziaka w czoło.
-Twój pocałunek działa szybciej niż tabletki przeciwbólowe- wyszczerzył się- Jedziemy.
Po kilku minutach byliśmy na miejscu.Chłopacy robili jakieś sztuczki na swoich deskach, a ja tylko zjeżdżałam z ramp. Podszedł do mnie jakiś typ, nie wyglądał na miłego.
-Brawo kochanie!- powiedział, niestety nie zaszczyciłam go odpowiedzią- Dobrze jeździsz.
-Czego chcesz?- zapytałam spokojnie
-Ciebie- uśmiechnął się i podszedł bliżej.
-Ryan!- krzyknęłam.
"Moi" chłopcy szybko przybiegli.
-Zostaw ją!- krzyknął Justin
Do faceta doszedł jakiś inny chłopak, w którym poznałam Davida, swojego byłego.
-Łysy, zostaw ją- powiedziała David do faceta- Megan, kochanie wypiękniałaś przez te 5 lat! Gdybym tylko wiedział, że będziesz taka no...kurwa seksowna to bym poczekał.
-Że co?! Co ty kurwa powiedziałeś?- Justin kipiał już ze złości, jeszcze jedno złe słowo, a przywali Davidowi.
-Sorka frajerzy, ta mała idzie ze mną! Nara!- wrednie się uśmiechnął i pociągnął za rękę.
-Pff nigdzie nie idę! Niestety spóźniłeś się, jestem zajęta!- mówiłam poirytowana.
-No kochanie błagam Cię, tylko ja na ciebie zasługuję!- powiedział zadowolony.
-To chyba ja to powinienem powiedzieć!- rzekł Jus ściągając kaptur i fullacapa.
-Stary dojebałeś! Genialny żart!- zakpił David.- Ona jest moja rozumiesz?- powiedział odpychając Justina.
-David, to Bieber!- krzyknął Łysy.
-I co mnie to kurwa obchodzi?! Tylko ja zasługuję na Megan, on może sobie znaleźć inną.- nie wytrzymałam i spoliczkowałam Davida- Co jest?
-Wyobraź sobie, że kocham Justina! Nigdzie z tobą nie idę!
-Może mi jeszcze powiesz, że to twój mąż, hahaha- skrzyżowałam ręce na piersiach i pokiwałam głową.
-Jakiś problem?- zapytał Justin.
-Serio, ten pedał jest twoim mężem? Lepszego kandydata nie było?
-Ugh, jesteś głupi! Zostaw mnie w końcu, daj mi święty spokój! Dalej lubisz laski na jedną noc? Tylko jedno ci w głowie!- krzyknęłam.
-Dla ciebie bym się zmienił...- uśmiechnął się, popatrzyłam na nim z pogardą.
-Jasne. Zmywam się, nie będę dalej prowadziła z tobą tej bezsensownej konwersacji.- wzięłam deskę pod pachę i ruszyłam w stronę domu.
-Znajdę Cię kotku!- krzyknął, zaczęłam biec ile sił w nogach.
20 minut później dotarłam do domu, zamknęłam się w sypiali, rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Chłopcy dobijali się do drzwi krzycząc
-Meg, słońce otwórz! Co się stało?- krzyczał Justin
-Megan, prosimy otwórz!- błagali Ryan i Chaz.
-Idźcie sobie!- krzyknęłam zakrywając twarz poduszką.
-Otwórz albo wyważymy drzwi!- krzyknął Justin
-Dobra!- otworzyłam drzwi i ponownie rzuciłam się na łóżko. Chłopcy usiedli obok.
-Kotek, co się stało?- pytał zmartwiony Jus głaszcząc mnie po głowie. Wtuliłam się w pierś chłopaka, a on zaczął nucić "Be Alright"- To wina Davida, przywołał dawne wspomnienia?- otarł łzy z moich policzków.
-Dawne, wstrętne i bolesne wspomnienia- rzekłam.
-Powiesz co poszło nie tak?- zapytał Ryan.
Przygryzłam wargę, nie byłam pewna czy powinnam to mówić.
-Wolałabym żeby tylko Justin to słyszał- chłopcy wyszli.
-No więc?- ponaglał Justin.
-Chodziłam z Davidem jak miałam jakieś 14-16 lat. O moim ojcu wiesz- znów się rozpłakałam- Myślałam, że David jest inny niż mój ojciec, myliłam się.-mówiłam bawiąc się koszulką Justina- David też mnie zgwałcił, mój ojciec wszystko widział i był zadowolony. Po śmierci ojca David zrobił "to" po raz ostatni i cholernie brutalny, czułam się jak szmata poniewierana z kąta w kąt.-pierwszy raz od kilkunastu minut spojrzałam na Justina, w jego oczach widać było wściekłość i chęć zabicia kogoś. Odsunął mnie od siebie, wyszedł na balkon i wykrzyczał w niebo:
-Co za chuj! Zabiłbym gnoja. Gwałciciel pierdolony!- wrócił do mnie i mocno do siebie przytulił.- Będzie dobrze, nie płacz. Czemu nie mówiłaś wcześniej? Nie masz urazu do facetów, nie boisz się, że każdy jest taki sam?- mówił ze łzami w oczach.
-Owszem mam, ale tylko jednego darzę wyjątkowym zaufaniem- uśmiechnęłam się.
-To musi być wielkim szczęściarzem!- pocałował mnie w nos.
-Szczęście mam ja, że go spotkałam. Kocham cię Justin- przytuliłam mocno chłopaka.
-Ja ciebie też kochanie. Nigdy nie zrobił bym ci czegoś takiego- spojrzał w moje oczy.
-Wiem. Mogę pobyć sama?- Justin wyszedł z pokoju.
-Wow! Nie poznałbym cię na ulicy- rzekł Ryan.
-To dobrze czy źle?- zapytała Meg.
-Dla paparazzi na pewno źle.
W między czasie, kiedy moja ukochana ucinała sobie pogawędkę ja wbiłem się w swoje dresy, bluzkę z krótkim rękawem, supry i czapkę z daszkiem. 20min później śmigaliśmy na deskach w stronę parku, o dziwno nikt nas nie poznał.
-Świetnie jeździsz!- Ryan pochwalił Meg.
*Megan*
-Świetnie jeździsz!- pochwalił mnie Ryan.
-Dzięki, chłopak mnie nauczył- uśmiechnęłam się, a Justin wpadł na słup.
-Ekhem kto?!- wymamrotał,a ja śmiałam się z niego.
-Ten zaś zazdrosny.- odezwał się Chaz próbując pohamować śmiech.
-Kotek, miałam wtedy może z 15 lat. Nie rozmawiajmy o tym, nie mam zbyt miłych wspomnień z tamtego związku.
-A gdzie mieszka?- nie wiem po co Chaz zadał mi to pytanie ale odpowiedziałam.
-W L.A., już nie pamiętam ale bywaliśmy w tych okolicach.- Przypomniałam sobie.- Jedziemy?
-Taa jasne. Głowa mnie boli, co za idiota postawił tu ten słup?!- oburzył się Jus.
-Kotek, on stoi na trawniku... Choć dam ci buzi to przestanie boleć- dałam chłopakowi buziaka w czoło.
-Twój pocałunek działa szybciej niż tabletki przeciwbólowe- wyszczerzył się- Jedziemy.
Po kilku minutach byliśmy na miejscu.Chłopacy robili jakieś sztuczki na swoich deskach, a ja tylko zjeżdżałam z ramp. Podszedł do mnie jakiś typ, nie wyglądał na miłego.
-Brawo kochanie!- powiedział, niestety nie zaszczyciłam go odpowiedzią- Dobrze jeździsz.
-Czego chcesz?- zapytałam spokojnie
-Ciebie- uśmiechnął się i podszedł bliżej.
-Ryan!- krzyknęłam.
"Moi" chłopcy szybko przybiegli.
-Zostaw ją!- krzyknął Justin
Do faceta doszedł jakiś inny chłopak, w którym poznałam Davida, swojego byłego.
-Łysy, zostaw ją- powiedziała David do faceta- Megan, kochanie wypiękniałaś przez te 5 lat! Gdybym tylko wiedział, że będziesz taka no...kurwa seksowna to bym poczekał.
-Że co?! Co ty kurwa powiedziałeś?- Justin kipiał już ze złości, jeszcze jedno złe słowo, a przywali Davidowi.
-Sorka frajerzy, ta mała idzie ze mną! Nara!- wrednie się uśmiechnął i pociągnął za rękę.
-Pff nigdzie nie idę! Niestety spóźniłeś się, jestem zajęta!- mówiłam poirytowana.
-No kochanie błagam Cię, tylko ja na ciebie zasługuję!- powiedział zadowolony.
-To chyba ja to powinienem powiedzieć!- rzekł Jus ściągając kaptur i fullacapa.
-Stary dojebałeś! Genialny żart!- zakpił David.- Ona jest moja rozumiesz?- powiedział odpychając Justina.
-David, to Bieber!- krzyknął Łysy.
-I co mnie to kurwa obchodzi?! Tylko ja zasługuję na Megan, on może sobie znaleźć inną.- nie wytrzymałam i spoliczkowałam Davida- Co jest?
-Wyobraź sobie, że kocham Justina! Nigdzie z tobą nie idę!
-Może mi jeszcze powiesz, że to twój mąż, hahaha- skrzyżowałam ręce na piersiach i pokiwałam głową.
-Jakiś problem?- zapytał Justin.
-Serio, ten pedał jest twoim mężem? Lepszego kandydata nie było?
-Ugh, jesteś głupi! Zostaw mnie w końcu, daj mi święty spokój! Dalej lubisz laski na jedną noc? Tylko jedno ci w głowie!- krzyknęłam.
-Dla ciebie bym się zmienił...- uśmiechnął się, popatrzyłam na nim z pogardą.
-Jasne. Zmywam się, nie będę dalej prowadziła z tobą tej bezsensownej konwersacji.- wzięłam deskę pod pachę i ruszyłam w stronę domu.
-Znajdę Cię kotku!- krzyknął, zaczęłam biec ile sił w nogach.
20 minut później dotarłam do domu, zamknęłam się w sypiali, rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Chłopcy dobijali się do drzwi krzycząc
-Meg, słońce otwórz! Co się stało?- krzyczał Justin
-Megan, prosimy otwórz!- błagali Ryan i Chaz.
-Idźcie sobie!- krzyknęłam zakrywając twarz poduszką.
-Otwórz albo wyważymy drzwi!- krzyknął Justin
-Dobra!- otworzyłam drzwi i ponownie rzuciłam się na łóżko. Chłopcy usiedli obok.
-Kotek, co się stało?- pytał zmartwiony Jus głaszcząc mnie po głowie. Wtuliłam się w pierś chłopaka, a on zaczął nucić "Be Alright"- To wina Davida, przywołał dawne wspomnienia?- otarł łzy z moich policzków.
-Dawne, wstrętne i bolesne wspomnienia- rzekłam.
-Powiesz co poszło nie tak?- zapytał Ryan.
Przygryzłam wargę, nie byłam pewna czy powinnam to mówić.
-Wolałabym żeby tylko Justin to słyszał- chłopcy wyszli.
-No więc?- ponaglał Justin.
-Chodziłam z Davidem jak miałam jakieś 14-16 lat. O moim ojcu wiesz- znów się rozpłakałam- Myślałam, że David jest inny niż mój ojciec, myliłam się.-mówiłam bawiąc się koszulką Justina- David też mnie zgwałcił, mój ojciec wszystko widział i był zadowolony. Po śmierci ojca David zrobił "to" po raz ostatni i cholernie brutalny, czułam się jak szmata poniewierana z kąta w kąt.-pierwszy raz od kilkunastu minut spojrzałam na Justina, w jego oczach widać było wściekłość i chęć zabicia kogoś. Odsunął mnie od siebie, wyszedł na balkon i wykrzyczał w niebo:
-Co za chuj! Zabiłbym gnoja. Gwałciciel pierdolony!- wrócił do mnie i mocno do siebie przytulił.- Będzie dobrze, nie płacz. Czemu nie mówiłaś wcześniej? Nie masz urazu do facetów, nie boisz się, że każdy jest taki sam?- mówił ze łzami w oczach.
-Owszem mam, ale tylko jednego darzę wyjątkowym zaufaniem- uśmiechnęłam się.
-To musi być wielkim szczęściarzem!- pocałował mnie w nos.
-Szczęście mam ja, że go spotkałam. Kocham cię Justin- przytuliłam mocno chłopaka.
-Ja ciebie też kochanie. Nigdy nie zrobił bym ci czegoś takiego- spojrzał w moje oczy.
-Wiem. Mogę pobyć sama?- Justin wyszedł z pokoju.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)