sobota, 5 października 2013

Rozdział 24 "Nasza miłość jest wieczna"

Poszedłem po piłkę i deski, a Meg w tym czasie poszła się ubrać. Założyła, bokserkę, dresy i fullcapa. Wyglądała świetnie, serio.
-Wow! Nie poznałbym cię na ulicy- rzekł Ryan.
-To dobrze czy źle?- zapytała Meg.
-Dla paparazzi na pewno źle.
W między czasie, kiedy moja ukochana ucinała sobie pogawędkę ja wbiłem się w swoje dresy, bluzkę z krótkim rękawem, supry i czapkę z daszkiem. 20min później śmigaliśmy na deskach w stronę parku, o dziwno nikt nas nie poznał.
-Świetnie jeździsz!- Ryan pochwalił Meg.

*Megan*

-Świetnie jeździsz!- pochwalił mnie Ryan.
-Dzięki, chłopak mnie nauczył- uśmiechnęłam się, a Justin wpadł na słup.
-Ekhem kto?!- wymamrotał,a ja śmiałam się z niego.
-Ten zaś zazdrosny.- odezwał się Chaz próbując pohamować śmiech.
-Kotek, miałam wtedy może z 15 lat. Nie rozmawiajmy o tym, nie mam zbyt miłych wspomnień z tamtego związku.
-A gdzie mieszka?- nie wiem po co Chaz zadał mi to pytanie ale odpowiedziałam.
-W L.A., już nie pamiętam ale bywaliśmy w tych okolicach.- Przypomniałam sobie.- Jedziemy?
-Taa jasne. Głowa mnie boli, co za idiota postawił tu ten słup?!- oburzył się Jus.
-Kotek, on stoi na trawniku... Choć dam ci buzi to przestanie boleć- dałam chłopakowi buziaka w czoło.
-Twój pocałunek działa szybciej niż tabletki przeciwbólowe- wyszczerzył się- Jedziemy.
Po kilku minutach byliśmy na miejscu.Chłopacy robili jakieś sztuczki na swoich deskach, a ja tylko zjeżdżałam z ramp. Podszedł do mnie jakiś typ, nie wyglądał na miłego.
-Brawo kochanie!- powiedział, niestety nie zaszczyciłam go odpowiedzią- Dobrze jeździsz.
-Czego chcesz?- zapytałam spokojnie
-Ciebie- uśmiechnął się i podszedł bliżej.
-Ryan!- krzyknęłam.
"Moi" chłopcy szybko przybiegli.
-Zostaw ją!- krzyknął Justin
Do faceta doszedł jakiś inny chłopak, w którym poznałam Davida, swojego byłego.
-Łysy, zostaw ją- powiedziała David do faceta- Megan, kochanie wypiękniałaś przez te 5 lat! Gdybym tylko wiedział, że będziesz taka no...kurwa seksowna to bym poczekał.
-Że co?! Co ty kurwa powiedziałeś?- Justin kipiał już ze złości, jeszcze jedno złe słowo, a przywali Davidowi.
-Sorka frajerzy, ta mała idzie ze mną! Nara!- wrednie się uśmiechnął i pociągnął za rękę.
-Pff nigdzie nie idę! Niestety spóźniłeś się, jestem zajęta!- mówiłam poirytowana.
-No kochanie błagam Cię, tylko ja na ciebie zasługuję!- powiedział zadowolony.
-To chyba ja to powinienem powiedzieć!- rzekł Jus ściągając kaptur i fullacapa.
-Stary dojebałeś! Genialny żart!- zakpił David.- Ona jest moja rozumiesz?- powiedział odpychając Justina.
-David, to Bieber!- krzyknął Łysy.
-I co mnie to kurwa obchodzi?! Tylko ja zasługuję na Megan, on może sobie znaleźć inną.- nie wytrzymałam i spoliczkowałam Davida- Co jest?
-Wyobraź sobie, że kocham Justina! Nigdzie z tobą nie idę!
-Może mi jeszcze powiesz, że to twój mąż, hahaha- skrzyżowałam ręce na piersiach i pokiwałam głową.
-Jakiś problem?- zapytał Justin.
-Serio, ten pedał jest twoim mężem? Lepszego kandydata nie było?
-Ugh, jesteś głupi! Zostaw mnie w końcu, daj mi święty spokój! Dalej lubisz laski na jedną noc? Tylko jedno ci w głowie!- krzyknęłam.
-Dla ciebie bym się zmienił...- uśmiechnął się, popatrzyłam na nim z pogardą.
-Jasne. Zmywam się, nie będę dalej prowadziła z tobą tej bezsensownej konwersacji.- wzięłam deskę pod pachę i ruszyłam w stronę domu.
-Znajdę Cię kotku!- krzyknął, zaczęłam biec ile sił w nogach.
20 minut później dotarłam do domu, zamknęłam się w sypiali, rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Chłopcy dobijali się do drzwi krzycząc
-Meg, słońce otwórz! Co się stało?- krzyczał Justin
-Megan, prosimy otwórz!- błagali Ryan i Chaz.
-Idźcie sobie!- krzyknęłam zakrywając twarz poduszką.
-Otwórz albo wyważymy drzwi!- krzyknął Justin
-Dobra!- otworzyłam drzwi i ponownie rzuciłam się na łóżko. Chłopcy usiedli obok.
-Kotek, co się stało?- pytał zmartwiony Jus głaszcząc mnie po głowie. Wtuliłam się w pierś chłopaka, a on zaczął nucić "Be Alright"- To wina Davida, przywołał dawne wspomnienia?- otarł łzy z moich policzków.
-Dawne, wstrętne i bolesne wspomnienia- rzekłam.
-Powiesz co poszło nie tak?- zapytał Ryan.
Przygryzłam wargę, nie byłam pewna czy powinnam to mówić.
-Wolałabym żeby tylko Justin to słyszał- chłopcy wyszli.
-No więc?- ponaglał Justin.
-Chodziłam z Davidem jak miałam jakieś 14-16 lat. O moim ojcu wiesz- znów się rozpłakałam- Myślałam, że David jest inny niż mój ojciec, myliłam się.-mówiłam bawiąc się koszulką Justina- David też mnie zgwałcił, mój ojciec wszystko widział i był zadowolony. Po śmierci ojca David zrobił "to" po raz ostatni i cholernie brutalny, czułam się jak szmata poniewierana z kąta w kąt.-pierwszy raz od kilkunastu minut spojrzałam na Justina, w jego oczach widać było wściekłość i chęć zabicia kogoś. Odsunął mnie od siebie, wyszedł na balkon i wykrzyczał w niebo:
-Co za chuj! Zabiłbym gnoja. Gwałciciel pierdolony!- wrócił do mnie i mocno do siebie przytulił.- Będzie dobrze, nie płacz. Czemu nie mówiłaś wcześniej? Nie masz urazu do facetów, nie boisz się, że każdy jest taki sam?- mówił ze łzami w oczach.
-Owszem mam, ale tylko jednego darzę wyjątkowym zaufaniem- uśmiechnęłam się.
-To musi być wielkim szczęściarzem!- pocałował mnie w nos.
-Szczęście mam ja, że go spotkałam. Kocham cię Justin- przytuliłam mocno chłopaka.
-Ja ciebie też kochanie. Nigdy nie zrobił bym ci czegoś takiego- spojrzał w moje oczy.
-Wiem. Mogę pobyć sama?- Justin wyszedł z pokoju.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz