sobota, 12 października 2013

Rozdział 25 "Nasza miłość jest wieczna"

*Justin*
Megan opowiedziała mi całą historię. Odebrało mi mowę. Nie mogę uwierzyć,  jak chłopak tak może skrzywdzić swoją dziewczynę!
-Mogę być sama?- zapytała Meg, a ja bez słowa wyszedłem z pokoju.
Zszedłem ze schodów i zanim wszedłem do salonu z całej siły kopnąłem w ścianę.
-Kurwa!- syknąłem, wchodząc do pokoju.
-I co?- zapytał Chaz, odwracając wzrok od telewizora, który wyłączyłem- Płakałeś? Ej Justin, wiemy, że jesteś mega wrażliwym chłopakiem no ale masz tak spuchnięte oczy...
-Chuj ją zgwałcił!- krzyknąłem, ponownie wyładowując złość kopiąc w sofę.- Kumple spojrzeli na mnie zdziwieni- Pamiętacie Davida?- pokiwali głowami- Meg była z tym gnojem jak chodziła do gimnazjum i on...on ją....- wiem, że to śmieszne ale znów się rozpłakałem, nie potrafiłem i nie chciałem sobie wyobrażać wszystkich tych scen-...on ja zgwałcił. Rozumiecie to?! Jak można być tak brutalnym, ugh! Zabiłbym go gołymi rękoma!
-Jest nas trzech!- Ryan poklepał mnie po plecach.
-Powiedział, że ją znajdzie. Muszę być szybszy. Boję się o nią! W przyszłym tygodniu muszę wyjechać na trzy dni, nie zostawię jej tu samej! Obstawię dom policją, nie widzę innego wyjścia.
-Pewnie żartował, chciał Cię przestraszyć!- spojrzałem na Chaz dając mu do zrozumienia, że ja nie żartowałem- Justin, my możemy z nią zostać.
-Nie mogę was tak wykorzystywać, macie swoje życie- powiedziałem opadając na sofę.
-Stary traktujemy się jak bracia, więc bezpieczeństwo Megan też jest dla nas ważne. Nie ma żadnego 'ale', zostajemy i kropka!- rzekł kategorycznie Chaz.
-Dzięki chłopaki! Będę wam cholernie wdzięczy!- powiedziałem przytulając kumpli.
-Na nas zawsze możesz liczyć- rzekł Chaz.- pokiwałem głową i poszedłem do pokoju Meg.
Wszedłem do pokoju, dziewczyna siedziała na łóżku i szlochała. Usiadłem obok i szybko objąłem ją ramieniem.
-dziękuję- wyszeptała.
-Za co?- zapytałem zdziwiony.
-Za to, że jesteś. Nie wiem jak bym sobie poradziła, gdyby ciebie nie było obok- mówiła głaskając mój policzek, spojrzała na mnie i pocałowała w usta. poczułem smak gorzkich łez Meg na swoich wargach- Kocham Cię Justin.
-Też cię kocham, myszko. W przyszłym, tygodniu muszę wyjechać na trzy dni i nie mogę zabrać cię ze sobą. Ryan i Chaz z tobą zostaną, okej?
-Nie chce zostawać sama bez ciebie w L.A. Boję się, że ON tu przyjdzie i znów "to" zrobi- wtuliła się we mnie.
-Obiecuję, ze tak nie będzie- cmoknąłem ją w czoło.
-Mogę pojechać z chłopakami do Straftord? Potem być do nas dojechał- rzekła.
-Nie ma problemu, zadzwonię do babci, że przyjedziesz w niedzielę. Zostaniemy u nich na tydzień. Idziemy do chłopaków? Zrobię kolację- zeszliśmy na dół.
-Cześć, piękna- przywitali się chłopcy.
-Wszystko w porządku?- zapytał Ryan obejmując Megan, ona tylko pokiwała głowa na "tak".
-Wracam z wami do Stratford w niedzielę!- klasnęła uradowana w dłonie.
-To super! W takim razie czeka cię dużo zwiedzania!- krzyknął entuzjastycznie Ryan.
-Hej, zostawcie coś dla mnie! Też chcę jej pokazać pewne miejsca. Wiecie co mam na myśli- rzekłam.
-Pewnie!- powiedział Chaz.

*Tydzień później*

Walizkę mam spakowaną. Samolot jest za 2h, więc trzeba jechać na lotnisko.
-Chłopaki jedziemy?- zapytałam
-Zaraz, skarbie!- odparł Juss.- Nie mogę telefonu znaleźć.
-Kotku nie masz go w spodniach?
-Mam ale nie telefon- posłał mi łobuzerski uśmiech.
-Zabawne- powiedziałam ironicznie.
-W kieszeni w spodniach, pasuje?
-Ooo faktycznie. Skąd wiedziałaś?
-Bo sama go tam wkładałam, bo mnie o to prosiłeś. Skleroza nie boli- klepnęłam go w tyłek.- Spóźnimy się, jedziemy wreszcie?- zapytałam zniecierpliwiona.
-Tak, tak. wsiadajcie do auta- rzekł Jus.
Droga na lotnisko zajęła nam godzinę, potem odprawa i wsiadanie na pokład. Kiedy usiadłam na swoim miejscu do uszu wsadziłam słuchawki, po kolei słuchałam wszystkich piosenek Justina. Właśnie leciało "Love me like you do" kiedy poczułam jak ktoś mnie tyrpie, odwróciłam się.
-Co?- zapytałam
-Co Justin znów pani zrobił, że wylatuje z L.A i leci do Stratford?- ujrzałam wysokiego mężczyznę, bacznie mi się przyglądał.
-Nic. Co pan taki wścibski? Nie ma pan swoich spraw? Musi się coś stać żebym leciała do rodzinnego miasta MOJEGO MĘŻA?- facet zrobił jakąś dziwną minę, a ja totalnie go olałam i wróciłam do czynności którą mi przerwano.
Lot zajął nam 8h, po za tym kolesiem reszta podróży była spokojna. Wysiedliśmy z samolotu i taksówką dojechaliśmy do domu dziadków Jusa.
-Cześć kochanie!- ucałowała mnie Diana.
-Cześć!- przywitał się Bruce.
-Witajcie- uściskałam ich.
-Megan to może za godzinę się tu spotkamy?- krzyknął Ryan.
-Okej, do zoba!- krzyknęłam i weszłam do domu.
Babcia Justina zaprowadziła mnie do jakiegoś pokoju, jak się okazało był to jego pokój. Pomieszczenie było dość małe, na przeciwko wejścia stało łóżko. Po mojej lewej była szafka do której schowałam rzeczy. Poszłam się odświeżyć po podróży. Ubrałam zwiewną bluzkę i shorty, a do tego wygodne buty na koturnie. Miałam jeszcze 15 min do przyjścia chłopaków, więc postanowiłam położyć się na łóżku Jussa i trochę odpocząć.
Chłopcy pokazali mi chyba pół Stratford. Nogi mi odpadały.
-Może pójdziemy na lody?- zaproponowałam.
-Wy idźcie ja jestem umówiony. Będę już uciekał.- rzekł Chaz i poszedł w stronę domu.
-No to idziemy- rzekł Ryan.
Weszłam na ulicę, gdy nagle poczułam na swoim nadgarstku silny uścisk dłoni Ryana. Przyciągnął mnie do siebie. Do mnie po chwili dotarło, prawie wpadłam pod samochód. Teraz stałam w objęciach Ryana i patrzyłam w jego piękne błękitne oczy. On szeroko się uśmiechał. Ta chwila była magiczna, kiedy tak staliśmy i wpatrywaliśmy się w siebie moje serce szybciej biło.
-Dziękuję- wyszeptałam do ucha Ryana, a następnie złożyłam na jego ustach długi pocałunek.
Kiedy wreszcie oderwałam się od niego wyszeptałam "przepraszam" i pobiegłam do domu. Szybko weszłam do pokoju Justina, zamykając drzwi na zamek. Wyjęłam z szafy jakąś jego starą bluzę i wtulona w ciuch zaczęłam szlochać.
-Co ja zrobiłam? Jaka ja jestem głupia! Zdradziłam Justina! On mi tego nie wybaczy! Czemu go pocałowałam?!- takie i wiele innych myśli plątało się w mojej głowie.




No to mamy kolejny rozdzial opowiadania. Widze, ze bardziej podobaja sie Wam te krotsze opowiadania, wiec jak macie jakies poysly to piszcie w komentarzach, postaram sie cos wymyslec :) Mysle, ze to opowiadanie zakoncze na ok. 60-70 rozdziale a potem nie wiem. Zobaczmy, mamy jeszcze duzo czasu :P
P.S przepraszam za brak polskich znakow ale jestem na glupim niemieckim lptopie (rozdzial pisalam wczesniej)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz