piątek, 2 sierpnia 2013

Rozdział 15 "Nasza miłość jest wieczna"

-Ja Justin biorę sobie Ciebie Megan za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że nie opuszczę Cię aż do śmierci.- rzekłem, a po policzkach Megan spłynęły łzy.
-Ja Megan biorę sobie Ciebie Justinie za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że nie opuszczę Cię aż do śmierci.- mówiła szlochając ze szczęścia, ja szeroko się uśmiechałem.
-Megan przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.- założyłem obrączkę na jej palec.
-Justin przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.- włożyła obrączkę na mój palec.
-Możesz pocałować pannę młodą.- rzekł ksiądz.
Przylgnąłem wargami do ust żony, nie mogłem się oderwać, ten pocałunek był długi i bardzo namiętny. Musieliśmy przerwać bo zabrakło nam powietrza. Wszyscy nam wiwatowali.

*Oczami Megan*
Kiedy dziadek prowadził mnie do ołtarza byłam bardzo podekscytowana! Widziałam jak mój przyszły mąż promienieje na mój widok. Stałam przy nim, on nachylił się i przytulił mnie.
-Ja Justin biorę sobie Ciebie Megan za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że nie opuszczę Cię aż do śmierci.-czułam wewnętrzne ciepło, chciałam opanować łzy ale nie mogłam.
-Ja Megan biorę sobie Ciebie Justinie za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że nie opuszczę Cię aż do śmierci.- rzekłam szlochając z radości.
-Megan przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.- Justin patrzył w moje oczy, a z nich wypłynęło jeszcze więcej łez.
-Justin przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.- włożyłam obrączkę na palec Justina
-Możesz pocałować pannę młodą.- rzekł ksiądz.
Justin przylgnął do mnie wargami, ten pocałunek był tak piękny i magiczny, że mógł by trwać wiecznie. Po ceremonii ślubnej pojechaliśmy na salę gdzie goście wręczyli nam prezenty. Na tę uroczystość zaprosiliśmy rodzinę i najbliższych przyjaciół, czyli Kate, Ryan, Chaz, Ashley, Fredo, Usher, Lil Za, Rihanne i kilka innych sław. Bawiliśmy się świetnie. O równej 00:00 rzuciłam za siebie welonem, który złapała Rihanna. Potem Juss rzucał krawatem, który złapał Ryan. Zabawa trwała do 06:00! To najwspanialszy dzień w moim życiu. W jednej chwili przypomniałam sobie o Afrodycie i rozkleiłam się.
-Shawty co jest?- zapytał Juss z troską w głosie.
-Nic, naprawdę. Po prostu się cieszę z naszego ślubu.- wtuliłam się w Justina,a on głaskał mnie po głowie.
-Megan, skarbie nie rób ze mnie osła. Widzę, że coś cię gryzie, powiedz. Proszę.- rzekł smutny.
-myślałam o tym jaki to wspaniały dzień i...-zaszlochałam-...bardzo bym chciała żeby Afrodyta tu byłą. Justin kocham Cię, obiecaj, że nie spierdolisz tego co teraz mamy.
-Obiecuję Shawty, obiecuję. Nie spierdolę tego. Przeszliśmy razem wieele, nasza miłość jest wieczna. Pocałował mnie w usta i mocno przytulił.- Zatańczymy?
-Z przyjemnością ty mój chodzący seksie.- popatrzył na mnie jakoś inaczej ale uśmiechnął się.
-To musisz uważać na ten "chodzący sex".- popatrzyłam nie niego jakbym chciała powiedzieć "ale to ty masz niczego nie spierdolić, skarbie"
Puścili "As Long As You Love Me", tańczyliśmy wtuleni w siebie, a Jus nucił piosenkę pod nosem. Poszłam do łazienki się przebrać. Nie wspomniałam o tym wcześniej ale z mojej pięknej długiej sukni mogłam zrobić strój wieczorowy. Bardzo mi to odpowiadało, gdyż nie lubię tak długich sukni. Wyszłam z toalety i akurat leciało "Call Me Meybe", wszyscy byli na parkiecie i tańczyli do tego utworu. Było wiele "skocznych" piosenek, w których moja długa suknia ślubna by się nie sprawdziła. Po zakończonej zabawie goście wrócili do domów lub hoteli. Byłam padnięta, marzyłam tylko by położyć się w naszej sypialni i zasnąć u boku ukochanego. Tak też zrobiłam. Poczułam czyjeś usta na swojej szyi, otworzyłam oczy i zobaczyłam Jusa.
-Dzień dobry pani Bieber. Jak się spało?
-Cześć kochanie. Dobrze bo z Tobą.- pocałowałam go w usta.- Która godzina?
-13:00. Nie chciałem Cię budzić ale musiałem. O 20:00 mamy samolot. Lecimy w podróż poślubną- już otwierałam usta żeby coś powiedzieć ale chłopak był szybszy- niespodzianka!
-No dobra, a kiedy mi powiesz?
-Jak będziemy w samolocie.- uśmiechnął się.

* * * 
Pakowanie zajęło nam więcej czasu niż myślałam. Musieliśmy jeszcze iść do sklepu po kilka rzeczy. Była 17:00, mieliśmy jeszcze 2h by wyruszyć na lotnisko.
-To co robimy?- zapytałam
-Może..-zrobił te swoje brewki, przybliżył się do mnie i zaczął namiętnie całować.
Jakoś udało nam się dotrzeć do sypialnie, mimo iż byliśmy sami w domu Justin zamknął drzwi pokoju. Popchnął mnie na łóżko, próbował ściągnąć ze mnie bluzkę ale mu nie wychodziło, więc jednym ruchem rozerwał ją.
-No i bluzka poszła się pieprzyć. Tak właściwie to my.- pomyślałam.

2 komentarze:

  1. Miło się czyta :)
    Zapraszam do siebie, będzie mi miło jeśli przeczytasz/dodasz do obserwowanych/skomentujesz: utraconewspomnienia-fanfiction.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń