wtorek, 24 grudnia 2013

Nie pozwolę ci odejść...

Zbiliżaly sie Święta Bożego Narodzenia, czas w którym każdy powinien się cieszyć i zastanawiać co kupić bliskim pod choinkę. Każdy z wyjątkiem mnie. Ten grudzień wyobrażalam sobie inaczej, te święta również ale mój ukochany były chłopak wszystko zjebał, dosłownie wszystko. A zaczęło się od tego, że przyłapałam go z jakąś laską z naszej byłej klasy w jednej z kabin w damskiej toalecie w centrum handlowym. Co prawda minął miesiąc od tego zdarzenia ale nadal boli mnie serce, ze mógł zrobić coś tak okrutnego. Nie patyczkowalam się z nim w wyjaśnienie i przeprosiny, nie miałam ochoty słuchać tych bzdur wyssanych z palca. Oczywiście jak każdy idiota uświadomił sobie wszystko zbyt późno, potem męczył mnie żebym dała wyjaśnić itd. Niestety byłam niezłomna w swoim postanowieniu.
-Anabeth chodź tutaj!-zawołała mama.
-Co mamo?-zapytałam pokonując ostatni stopień schodów.
-Znalazłam to na progu drzwi-wskazała palcem na ogromny bukiet czerwonych róż.
-Od kogo to?-zapytalam, choć domyślałam się kto mógł przysłać mi kwiaty.
-Nie wiem. Między kwiatami jest liścik, przeczytaj go.
Jakoś niespecjalnie spieszylo mi się do otwierania małej złożonej na pół karteczki. Wzruszylam ramionami i bez słowa wróciłam do swojego pokoju.
Czy on da mi spokój, da mi zapomnieć i przestanie istnieć w moim życiu?!
-Hej An co jest? - zapytala mama wchodząc do mojego pokoju.
-Nic, po prostu staram się zapomnieć, a on mi nie daje. Następnym razem jak zapuka do drzwi to powiedz, że kwiaty, prezenty i inne BZDETY- zaakcentowałam to słowo- nie zmniejszają mojego bólu.
-Zrobisz to co będziesz uważała za słuszne- powiedziała kobieta posyłając mi ciepły matczyny uśmiech.
-No właśnie robie! Ale przez tego kretyna nie mogę, ugh. Doczepił się jak gówno do psiej dupy!
-Bo cie kocha i stara się naprawić to co zepsuł. To świadczy tylko o tym, że zależy mu na tobie, a nie tamtej dziewczynie.
-Cokolwiek- wywróciłam oczami-Nie chce o nim gadać.
Mama bez słowa wyszła z pokoju, a ja cóż ...znów wróciłam myślami do czasów gdy byliśmy szczęśliwi.
O 19.30 zeszłam do kuchni aby przygotować sobie przekąski na film, który zaczynał się o 20.
Rozsiadając się wygodnie na sofie czekałam aż zacznie się Silent Hill. Ostatni raz horror oglądałam z Justinem, dwa miesiące temu u niego w domu. Znowu on! Wszystkie myśli kręcą się wokół niego! Każde miejsce, każdy film, dosłownie wszystko przypomina mi o nim. Zbulwersowana wstałam z sofy i podeszłam do wazonu z bukietem od "tajemniczego" chłopaka. Kwiaty wyladowały na podłodze, a ja skakałam po nich dając upust złym emocjom. Kiedy w końcu się uspokoiłam podnioslam kwiaty, a raczej to co z nich zostało i wrzucilam je do kosza, na podłogę upadł liscik, który wcześniej był w bukiecie.
"Kocham Cię Anabeth i nie pozwolę ci odejść dopóki sobie wszystkiego nie wyjaśnimy. W ogóle nie pozwolę ci odejść. Będę o ciebie walczył. Twój kochajacy Justin "
To było słodkie i żałosne za razem. On myśli, ze będzie mógł to naprawić?! Zawsze wiedziałam, że ma poczucie humoru, ale nie aż takie!
-D U P E K-przeliterowalam na głos. Wyrzucilam liścik do kosza.
Straciłam ochotę na oglądanie horroru, więc przełączyłam na inny kanał. Jak zwykle nie było nic ciekawego, już chyba 3 raz przelatywałam te same kanały, w końcu znudzona tą czynnością zatrzymalam się na przypadkowym kanale. Oczywiście na przypadkowym kanale musiał lecieć romans, wywróciłam oczami i oglądałam. Dziwne było to, że w filmie stało się dokładnie to samo co niedawno w moim życiu. Zabawne. Kiedy film się skończył udałam się do swojego pokoju, wzięłam prysznic i poszłam spać.
Alarm w telefonie "darł się" na cały pokój. Leniwie podniosłam się z łózka i schodami w dół poczłapałam do kuchni. Wchodząc do salonu zobaczyłam jak mama z Kimś rozmawia.
-Um cześć mamo. Rozumiem, że on już sobie idzie, tak?-chciałam zamknąć drzwi ale mama szybko złapała za klamke.
-Właściwie to nie. Zje z nami śniadanie- powiedziała kobieta- Prawda, Justin?
-Co?! Yy tak oczywiście- posłał mojej mamie uśmiech.
-Co?! Co?! Co?! To ja idę zjeść z miejscowymi kotami! Nie będę siedziała z... tym czymś przy jednym stole! - fuknełam
-Trudno. Myślę, że czas abyście sobie wszystko wyjaśnili- rzekła stanowczo mama. Ugh nienawidzę kiedy ma rację.
-Ugh no dobrze! Ale to i tak nic nie zmieni. Nie wrócę do ciebie, nie zapomnę o tym co mi zrobiłeś. Wszystko będzie po staremu, dalej będziesz mógł pieprzyć laski po kątach.
-Anabeth słoneczko, ja chcę ciebie- rzekł cicho, tak że ledwo go usłyszałam.
-Tak, tak, tak-odpowiedziałam obojętnie i poszłam do kuchni, a za mną mama z Justinem.
-Usiądźcie, zrobię wam śniadanie.
Usiedliśmy obok siebie przy stole, nawet nie przeszkadzała mi jego obecność, co nie zmienia faktu, że nadal czuję się zraniona.
-Więc... co u ciebie An?-zapytał nieśmiało chłopak.
-Leci, a u ciebie?-odparłam.
-To dobrze, też- posłał mi lekki uśmiech.
Na tym skończyła się nasza wymiana zdań, hah to zabawne, że kiedyś mogliśmy godzinami rozmawiać ze sobą, a teraz? Teraz nasza rozmowa nie ma sensu. Śniadanie zjedliśmy w ciszy, tylko Justin czasem odezwał się by pochwalić pyszne kanapki mamy. Lizus, kanapki jak kanapki, nic specjalnego.
Kiedy skończyłam jeść wstałam od stołu i wychodząc z kuchni pożegnałam Justina. Poszłam do pokoju żeby przebrać się w codzienne ubrania.
-Wychodzę!-krzyknęłam do mamy.
-Poczekaj!-usłyszałam głos Biebera.
-Myślałam, ze już poszedłeś!
-Jak widać nie. Gdzie idziesz?
-A co cie to interesuje? Nie musisz tego wiedzieć! Może pójdę do centrum żeby odbyć stosunek w męskiej toalecie, hmm. Tak, to dobry pomysł- uśmiechnęłam się sama do siebie.
Szkoda, że usłyszała to mama, to miało raczej zranić Justina niż dać mojej mamie do zrozumienia, ze "jestem" dziwka.
-An...-powiedziała mama.
-No co? Idę się rozerwać!
Spojrzałam w czekoladowe oczy Justina, widziałam, że trafiłam w sedno, bo jego oczy wyrażaly ból i smutek. Wiedział, że nie mówiłam poważnie, ale jego serce pękło. Pękło jak moje tamtego dnia.
Obróciłam się na pięcie i wyszłam z domu.
-Spokojnie Justin, nie mówiła poważnie- uspokoiła go.
-Wiem, ale to mnie złamało!-rzekł smutno.
-Mamo masz zamiar go pocieszać? To może go przygarnij?!- wrzasnełam.
Byłam już spory kawałek od domu kiedy usłyszałam
-An, kochanie zaczekaj!-poczułam dłoń Justina na swoim ramieniu.
-Czego chcesz? Nie jesteśmy na etapie "kochanie" spaprałeś to, zrozum to wreszcie!
-Dobrze, przepraszam! Porozmawiać.
-Nie mamy o czym- rzekłam stanowczo i ruszyłam dalej.
-Mam inne wrażenie, An- Justin złapał mnie za nadgarstek, zmuszając mnie tym samym bym się zatrzymała i odwróciła w jego stronę.
-Nie potrzebuję twoich wyjaśnień, są mi po prostu zbędne do życia , tak jak ty- wyrwałam się z jego uścisku i kontynuowałam swoją wypowiedź.- Zrozum, że dla mnie wszystko jest jasne! Przeleciałesś tą laske bo taki miałeś kaprys, chciałeś się rozerwać nie wiem i nie obchodzi mnie czemu to zrobiłeś! Nie kocham Cię wiec nie masz czego naprawiać, mam nadzieję ze dobrze czujesz się ze świadomością iż złamałes mnie na pół, sprawiłeś, że krwawilam wewnątrz, ale wiesz co? Dziękuję ci, bo pokazałes jakim dupkiem jesteś!
-Anabeth nie mów tak, proszę cię- spojrzał na mnie swoimi smutnymi czekoladowymi oczami- Wiesz, że gdybym mógł to cofnął bym ten jebany czas i nie dopuścił bym do tego! Wiesz, że Cię kocham mimo tego co teraz o mnie powiedziałaś. Kocham cie mimo, że teraz sprawiasz iż moje serce się kruszy. Kurwa An ja cie kocham i nie odejde stąd dopóki nie dasz mi wyjaśnić!-Justin kopnął metalowy śmietnik, a jego zawartość rozsypała się po chodniku i ulicy.
-Och daj spokój! Serce ci się kruszy? Jak mi cie żal , na prawdę- zakpiłam.- Nie cofniesz czasu Justin, dobrze o tym wiesz! Możesz sobie kochać miliony dziewczyn ale mnie wybij sobie z tego pustego łba dupku! Ups, miałam tak nie mówić- przyłożyłam dłoń do ust- No trudno. Dupek, dupek, dupek, dupek!
-Anabeth!-krzyknął Justin, nie miałam pojęcia co to miało znaczyć. Justin złapał mnie za ramiona i przylgnął wargami do moich ust.
Jego pocałunek wyrażał wszystkie emocje, jakie kłębily się w chłopaku, a jednocześnie był to cholernie namiętny pocałunek. Stałam oszołomiona całym tym zajściem, a Justin nadal mnie całował wyrażajac swoje uczucia.
-Przepraszam An- rzekł smutno-Musiałem to zrobić. Muszę dokładnie zapamiętać twoje usta, gdyż moje nie pocałują już żadnych innych.
-Justin...-powiedzialam. Zrobiło mi się przykro, że tak go zwyzywałam
-Nie An! Rozumiem, że nie chcesz mnie po tym co zrobiłem. Możesz mi wybaczyć ale Twoje serce wciąż będzie zranione, już zawsze będziesz pamiętać o tej sytuacji. Pamiętaj tylko o jednym ja już zawsze będę należał do ciebie. Zawsze będziesz moim kochaniem, zawsze będziesz powodem dla którego tu jestem. Zawsze będę cię kochał niezalenie od pory roku, niezalenie od lat które będą uciekały. Kiedyś będziesz szczęśliwa z kimś innym, a ja? Ja wciąż będę wierny  tobie i tylko Tobie. Zanim odejde na zawsze musisz wiedzieć, że tylko ja mogłem pokochać Cię tak mocno i tak szczerze. Przepraszam, że tak zakończył się nasz związek, nigdy nie chciałem naszego końca, An. Kocham Cię- znów mnie pocałował.
Założył kaptur na głowę, ręce wsadził w przednie kieszenie i odszedł ze spuszczoną głową.
Chwilę zajęło mi dojście do siebie po tym wszystkim. On tego na prawdę żałował, a ja zachowałam się jak suka.
-Kim jesteś? Suką!-powiedziałam na głos.
Łzy spływały po moich policzkach. Szybko wróciłam do domu i nie zwracając na nic uwagi pobiegłam na górę do swojego pokoju, a za mną mama.
-Anabeth, kochanie moje co się stało?-zapytała mama tuląc mnie do swojej piersi.
-Mamo on mnie kocha. Powiedział, że zawsze będę jego, że nie będzie miał innej, bo ja jestem tą którą szczerze pokochał. Pocałował mnie, wyraził wszystkie emocje mamo. Co ja mam zrobić? Zachowałam się jak suka, słyszysz?! Jestem suką!
-Kochanie porozmawiaj z nim, daj wyjaśnić.
-Powiedział, że tego nie chciał, że nie chciał końca naszego związku- ryczałam jak bóbr!-Mamo ja nie wiem czy będę umiała być z nim po tym co zrobił. Powiedział, że chciałby tylko abym mu wybaczyła.
-Zrobisz jak uważasz. Powinnaś się zdrzemnąć. Sen dobrze ci zrobi.
-Boje się zasnąć, boje się, że coś sobie zrobi- otarłam nos rękawem.
Mama pocałowała mnie w czoło i wyszła z pokoju. To dziwne, że płacze przez niego po raz kolejny. Tym razem z bezradności. W końcu zasnełam. Miałam okropny sen. Zobaczyłam Justina, który bierze jakieś leki i popija whisky, była też żyletka. Zrobił nią kilka cięć na swojej ręce, polal whisky i krzywiac się z bólu przyłożył żyletke do tętnicy. Już prawie przejechał nią po skórze ale krzyknełam
-Juuuuuuuuuuustin nie rób tego! Ja cię kocham!
Spocona i przerażona zerwałam się z łózka.
-Co się stało Anabeth? - mama wbiegła do pokoju.
-Potem ci powiem mamo! Musze wyjść.
Wybieglam z domu jak oparzona i niczym torpeda popędziłam do domu Justina. Po 10 minutach sprintu byłam na miejscu. Zaczęłam walić w drzwi, po kilku sekundach, które zdawaly się być wiecznością otworzyła mi Pattie.
-Gdzie Justin?!-wychrypiałam.
-W łazience- odparła zdezorientowana.
Bez pukania weszłam chłopakowi do łazienki. Sen się sprawdził.... w połowie. Justin trzymał żyletke w ręku, ale nim zdążył się zorientować wyrwalam mu ją.
-Co ty tu robisz?! - krzyknął zdumiony.
Nie odezwalam się. Wtulilam się w chłopaka i znów zaniosłam się płaczem.
-Shh An, skarbie co jest?-zapytał tuląc mnie mocniej.
-Nie rób tego, proszę!
-Ale czego?-zdawał się nie wiedzieć o czym mówię.
-Nie umieraj, proszę- wydusiłam z siebie.
-Ach o to ci chodzi. Anabeth nigdzie się nie wybieram, wymieniłem ostrza w maszynce do golenia. Powiedz co się stało?
-No bo we śnie widziałam jak z mojego powodu się okaleczasz, próbujesz odejść na drugi świat.
-Anabeth wiesz, że bym tego nie zrobił, prawda?
-Justin kocham cię- złaczyłam nasze usta w namiętnym pocałunku.
-Ja ciebie też. Wybaczysz mi?
-Tak, Justin. Kocham Cię! kocham Cię! kocham Cię!- darłam się kręcąc się w kółko.
-Okej, okej! Zrozumiałem!-zaśmiał się-Dziękuję, że mi wybaczyłaś. To najlepszy prezent gwiazdkowy! Jestem taki szczęśliwy!
Justin złaczył nasze usta w namiętnym pocałunku, pchnął mnie lekko na ścianę. Oddawałam każdy pocałunek z podwójną mocą. To była magiczna chwila i w przeciwieństwie do innych magicznych chwil trwała najdłużej. Justin swoje pocałunki przeniósł do miejsca w którym szyja łączyła się z ramieniem, prawą rękę wsadził pod moją koszulkę, a lewą jeździł po wewnętrznej stronie moich ud.
-Uhm Justin...-jeknęłam mu w usta-Co ty robisz?
-Cieszę się tobą- wychrypial.
-Zamknij drzwi- mruknełam odsuwajac się od Justina.
Justin wykonał moje polecenie, po chwili znów był przy mnie. Odsunął mnie od ściany i posadził na pralce, która stała obok. Zmierzył mnie wzrokiem po czyn oblizał wargi i zdjął górną część naszej garderoby. Przyciągnęłam go blizej siebie i wpiłam się w jego szyję. Justin odchylił głowę na bok by dać mi większe pole do popisu. W międzyczasie odpiął moje spodnie i lekko podnosząc mnie do góry zdjął je z moich nóg. Nie byłam mu dlużna i chwile potem spodnie Justina leżaly koło moich.
-Jesteś taka seksowna Anabeth!-mruknął przygryzając platek mojego ucha- chcę cię.
-Uhmm
Justin odpiął mój stanik i całą swoją uwagę skupił na pieszczeniu mojego biustu.
-Kurwa Justin...-chłopak uśmiechnął się łobuzersko.
Pozbyłam się bokserek chłopaka, a moim oczom ukazała się potężna bestia. Justin zachichotał i zerwał ze mnie majtki. Nie przerywając ani na chwilę pocałunku posłał mi jeden ze swoich zabojczych uśmiechów i bez żadnego ostrzezenia wsadzil we mnie swoje dwa palce, poruszał nimi w idealnym tempie, co chwilę nurkujac głębiej.
-Justin to jest...-próbowałam wydusic z siebie ostatnie słowo
-Wiem skarbie, wiem- powiedział spoglądając mi w oczy.
Moje ścianki zaciskaly się coraz mocniej na jego palcach, jeszcze chwila i bym doszła. Tak jak poprzednio bez żadnego ostrzezenia Justin wyjął ze mnie palce, jęknełam niezadowolona
-Justin co ty do cholery robisz?-fuknełam
-Jesteś gotowa?-dobrze wiedziałam co miał na myśli. Spojrzałam w dół i zobaczyłam gotową bestie, pokiwalam niepewnie głową. Justin przysunął mnie bliżej i szepnął do ucha
-Pamiętaj, że w domu jest Pattie.
W odpowiedzi przygryzłam wargę i pokiwalam głową. Justin przesunął główką penisa po mojej kobiecości i lekko rozłożył moje nogi. Droczył się ze mną, a ja już wariowalam
-Proszę...-jęknełam
Justin wsadzil penisa do mojej pochwy i wolno poruszał biodrami, czułam jak nabrzmiewa we mnie. Oplotlam nogi wokół bioder chłopaka i poruszalam również swoimi biodrami
-Kurwa, An! - mruknął.
-Justin szybciej-zażądałam
Chłopak posłuchał i jego ruchy stały się szybsze i mocniejsze.
Kurwa to było dobre!
Czułam jak mieśnie zaciskaja się na jego członku, jeszcze kilka mocniejszych pchnięć i byłoby po wszystkim
-Justin ja zaraz.... uh jezu!
-Nie możesz ! Proszę. Dopóki nie zanużę się cały, proszę wytrzymaj.
Skinełam głową i robiłam wszystko by nie dojść. Justin pchał coraz mocniej i mocniej. Drażnił penisem całą mnie.
-Justin nie wytrzymam, skarbie- wydusiłam.
-Jeszcze trochę, wytrzymasz kotku.
Justin sciskał moje pośladki co nie ułatwiało mi zadania! W końcu Justin wykonał ostatnie mocne pchniecie i był cały we mnie.
-Justin...-Dobrze wiedział o co mi chodziło
Znów przyspieszył ruchy, moje ciało wygięło się w łuk, ciężko dysząc odparłam głowę o ścianę. Chłopak wykonał kilka mocnych pchnięć i zalała mnie fala gorąca. Bieber powoli wycofał się i wyszedł ze mnie. Na moich ustach złożył soczysty pocałunek.
-Dziękuję kochanie- mocno mnie przytulil.
-Nie, ja dziękuję- uśmiechnełam się.
-To nie wszystko, miś- spojrzałam zdziwiona na chłopaka-zrób to dla mnie drugi raz- pchnął moje kolana na zewnątrz i przysunął.
-Justin co ty...-Nie zdażyłam dokończyć bo poczułam tańczący język Justina we mnie.
Wywracał językiem na wszystkie strony doprowadzając mnie tym do szaleństwa. Ponownie oparłam się o ścianę i ekscytowalam się tańczacym językiem chłopaka.
-Justin... Znowu...
Chłopak wyjął ze mnie język i przejechał nim po mojej łechtaczce od czasu do czasu ją ssać
-Japierdole Justin...-wplotłam palce we włosy chłopaka i ciągnełam za ich końce.
Justin ponownie wsadził we mnie swoje dwa magiczne palce i szybko poruszał nimi.
-Anabeth jesteś taka...-fascynował się Bieber
Moje ściany mocno zaciskały się na palcach chłopaka, po chwili po moim ciele rozeszla się kolejna fala ciepła. Justin wyjął palce i spojrzał w moje oczy
-Kocham Cię Anabeth!-powiedział i złączył nasze czoła.





Ho, ho, ho! Oto świąteczne opowiadanie :) Mam nadzieję, że się Wam spodobało :D

Jako że dzisiaj jest Wigilia chciałabym życzyć Wam wszystkiego co najlepsze, uśmiechu na twarzy, wielu prezentów, wspaniałych przyjaciół, spotkania idoli, Justina pod choinką ale przede wszystkim zdrowych i Wesołych Świąt spędzonych w rodzinnym gronie :)
Do zobaczenia w styczniu Misiaczki! Kocham Was <3
Ps Przepraszam za jakiekolwiek błędy w opowiadaniu, ale pisałam je na telefonie, w notatniku, a tam nie działają polskie znaki i masa innych rzeczy, autokorekta tekstu w telefonie również zawodzi. Poprawiłam wszystkie błędy jakie znalazłam :)
Jeszcze raz Wesołych Świąt!

niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 32

-Dobra jest 19:30 to pójdę przygotować dał Jazzy kąpiel. Nie wiem czy będzie jadła kolację. No i spać. Tylko muszę przebrać pościel.
-Wzięłaś misia?-zapytał Justin siostrę.
-Tak! Idziemy Meg? Tylko wezmę piżamkę.
Poszłyśmy do łazienki, nalałam wody do wanny, Jazzy w międzyczasie zdjęła swoje ubranka. Pomogłam jej wejść do wanny, a do łazienki wszedł JB.
-Justin, sio! Wynoś się stąd! Jazzy się myje! Idź zmień pościel w gościnnym- Justin przewrócił oczami.
-O moja siostra, pff.
-Co z tego? Papa. Już cie tu nie ma!-wypchnęłam go za drzwi łazienki.
Wykąpanie siostry Justina nie zajęło mi dużo czasu. Zeszłyśmy do salonu, na stole czekały na nas kanapki. Zjadłyśmy je. Jazzy wzięła swojego misia i poszłyśmy umyć zęby, po czym udałyśmy się do jej tymczasowego pokoju, Justin akurat kończył zmieniać pościel.
-Leć do brata!- powiedziałam do Jazzy.
-Chodź ksieżniczko, poczytam Ci bajki- dziewczynka położyła się koło Jusa.
Poszłam wziąć długą i relaksującą kąpiel. Z łazienki wyszłam po około godzinie. Z salonu nie dobiegały żadne odgłosy, więc udałam się do naszej sypialni. Na łóżku leżał Bieber bez koszulki, ja byłam w samym szlafroku. Justin spojrzał na mnie i przygryzł wargę.
-Śpi? Na pewno? -zapytałam, bo wiedziałam Juss zaraz zrobi.
-Ta śpi- Justin przyciągnął mnie do siebie.
Zaczął mnie całować, jego pocałunki stawały się coraz głębsze i bardziej namiętne. Zsunął mi szlafrok z ramion, byłam pół naga. Teraz ja byłam u góry. Calowalam umiesniony tors męża. Pozbyłam się jego spodni, a on zdjął całkowicie mój szlafrok. Jego ręce wodziły po całym moim ciele. Usłyszałam jakieś tupanie.
-Justin, Jazzy idzie!-powiedziałam
-Wydaje ci się myszko- Justin zaczął mnie całować, a po chwili w drzwiach pokoju stanęła zaplakana Jazzy. Justin szybko przykrył mnie kołdrą.
-Co robicie?- zapytała
-Nic, przytulamy się- powiedziałam. Złapałam szlafrok i owinęłam się nim-Co się stało słonko?
-Miałam zły sen. Mogę spać z wami?
-No pewnie księżniczko!- powiedział JB, ja wyszlam spod kołdry, a na moje miejsce weszła Jazzy.
Poszłam do łazienki ubrać piżama, kiedy wróciłam zobaczyłam śpiących Juju i Jazym, wyglądali tak słodko. Położyłam się obok dziewczynki i szybko zasnęłam.
Obudziły mnie śmiechy i trzęsienie łóżka. Leniwie otworzyłam oczy, nad sobą zobaczyłam twarz ukochanego, Jazzy skakała po łóżku.
-Co ty robisz?-zapytałam dziewczynkę usmiechajac się.
-Justin mi kazał cię obudzić-spuściła głowę.
-Ooo to Justinowi się dostanie!-pogrozilam mu palcem.
-Tak!!-krzyknęła Jazz-Śniadanie na stole.
-Justin kochanie myślisz, że mnie udobruchasz tym śniadaniem?
-Ee tak! Nie? Aaaa nie- odpowiedział głupio.
Zeszlismy do kuchni i w spokoju zjedlismy śniadanie. Po zakończonym posiłku udałam się do sypialni w celu ubrania się. Dziś było wyjątkowo ciepło, więc wyszliśmy do ogrodu. Biegalismy po zielonej trawie, w pewnym momencie chcwyciłam wąż ogrodowy i odkrecilam wodę, która poleciała prosto na Justina.
-Hej! Co to ma być?!-zapytał zaskoczony atakiem.
-Kara za obudzenie mnie-odparłam z satysfakcją. Justin był już cały mokry, więc się zlitowalam i wyłączyłam wodę.
-Meeegan wiesz jak bardzo Cię kocham?-szedł w moim kierunku rozkładając ręce.
-O nie! Nie ma mowy! Nie dotkniesz mnie!- krzyczałam uciekając przed chłopakiem.
-Dotknę, zobaczysz!-śmiał się.
Po 10minutach miałam dość. Justin dopadł mnie i przytulił. Teraz obydwoje byliśmy mokrzy. Kiedy mnie puścił udałam obrażoną i skrzyżowałam ręce na piersiach.
-Oj no nie gniewaj się kochanie-cmoknął mnie w policzek.
-Justin przeproś Megan!-powiedziała Jazzy krzyżując ręce.
-Przepraszam kochanie-pocałował mnie w czoło, a ja wtuliłam się w jego pierś.
-Kocham Cię wariacie-powiedziałam
-Też cie kocham. Może pójdziemy do kina?
-Tak! -krzyknęła Jazzy-Na Hotel Transylvania.
-Dobrze-powiedziałam-ale najpierw trzeba się wysuszyć. Po kinie idziemy na pizze.
-Mmm mi pasuje-wyszczerzył się Bieber.

Godzinę później byliśmy już w kinie. Poszłam kupić bilety, a Justin z siostrą popcorn i cole. Weszliśmy na salę i zajeliśmy wyznaczone miejsca. (...) Kiedy film dobiegł końca, a na sali rozbłysło światło, spostrzegłam, że Justin śpi. Wyglądał słodko.
-Ej, śpiochu wstawaj- klepnełam bruneta w ramię.
-Zasnąłem pod koniec filmu-usprawiedliwił się.
-Oczywiście! Dobra idziemy dzieci-zachichotałam i jako pierwsza opuściłam kino.
20minut później siedzielismy w pizzeri i zapadając pizze.
-Pójdziemy na plac zabaw?-zapytała Jazzy.
-Pewnie, jeśli chcesz.
Odeszliśmy od stolika i przeszliśmy przez ulicę. Wraz z Justinem usiadłam na ławce. Do Jazym podbiegły dwie dziewczynki i zaczęły się w coś bawić.
-Jazzy masz rodzeństwo?-zapytała mała pulchna dziewczynka.
-Mam młodszego i starszego brata.
-A co robi twój starszy brat? Pracuje czy się uczy?
-Jest piosenkarzem- wyszczerzyła się Jazzy.
-Mhmm, a moim bratem jest Just...-Justin podszedł do dziewczynek.
-Dobrze się bawisz kochanie?-zapytał posyłając wszystkim uśmiech.
-Tak Justin. Wszystko gra-zaśmiała się Jazzy.
-Zazdroszczę ci-szepneła druga dziewczynka, która do tej pory wcale się nie udzielała.
Jazy zarumieniła się, wyglądała uroczo.
-Mam fajnie bo jest sławny? Może i tak ale nie widujemy się zbyt często. Ale i tak go kocham-dziewczynka cmokneła Justina w policzek i swoje małe rączki oplotła wokół jego szyi.
-Pobawimy się w berka?-zapytalam podchodząc do nich.
-Tak! -krzykneli chórem.
Justin zgłosił się na berka. Zaczął nas gonić ale gapa miał za luźno związane buty i mu jeden spadł. W wyniku czego Justin biegał z jednym butem na nodze, a drugim w ręce. Goniliśmy się dobre 40min i wszyscy byliśmy bardzo zmęczeni i wróciliśmy do domu. Justin ugotował pyszny obiad, a po jego spożyciu leniuchowaliśmy w ogrodzie aż do kolacji.
-Justin zrób testy! -"poprosila" blondynka.
-A moje kochanie co chce?-zapytał całując mnie w czoło.
-Omlet na słodko, sok pomarańczowy i lody.
-Matko Boska! Masz zachcianki jak kobieta w ciąży-zaśmiał się-Czy ja o czymś nie wiem?
-Może tak, może nie-odparłam wzruszając ramionami.
-To tak czy nie?-Spojrzałam na niego jakbym mówiła a jak myślisz? -Jezu ale się cieszę!-Ech nie o to mi chodziło.
-Justin, opanuj się. Żartowałam. Powinieneś wiedzieć co się z Wami dzieje-zachichotałam.




Witajcie Misie ;* Wiem, że długo mnie tu nie było, ale musiałam odpocząć :) Po za tym staram się ogarnąć nowego bloga, którego będę  z kimś prowadzić, ale o tym wkrótce jak wszystko będzie gotowe, a to prawdopodobnie jeszcze trochę potrwa :) Teraz będę mieć ferie, więc postaram się napisać kilka rozdziałów żeby być na przód :) Ale nie obiecuje, że będą pojawiały się regularnie tak jak kiedyś :/
W ogóle czyta ktoś mojego bloga, bo nie wiem czy jest sens jego prowadzenia skoro nikt tego nie czyta :/

czwartek, 5 grudnia 2013

INFORMACJE

Cześć Misiaczki ;*

Mam dla was wiadomość, już sami ocenicie czy jest ona dobra czy zła.
Otóż postanowiłam zawiesić bloga do końca roku. Teraz nie mam czasu pisać na blogu, mnóstwo nauki, popraw i zajęcia poza szkole, do tego szał zakupów świątecznych :/ 
Myślę, że blog będzie wznowiony w pierwszych dniach stycznia 5-10, postaram się :) 
Zobaczę może znajdę chwilkę na napisanie ostatniego rozdziału opowiadania jak na ten rok, ewentualnie jakiś krótkie świąteczne opowiadanie, ale nic nie obiecuję.
Chciałabym też żebyście mi powiedzieli czy mam coś zmienić w wyglądzie? Czy coś Wam przeszkadza?
Na Wasze odpowiedzi czekam w komentarzu.




Nie wiem czy się "zobaczymy" przed świętami, więc życzę Wam wesołych świąt spędzonych w ciepłej i rodzinnej atmosferze, mnóstwa prezentów oraz szczęśliwego Nowego Roku 2014 ;*
Jutro Justin będzie naszym Mikołajem i zostawi prezenty :D 
Mam nadzieję, że byliście grzeczni! :D 
See ya soon Beliebers :* Love ya  <3

piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 31

Zwiedzanie zamku trochę nam zajęło, choć nie był on duży. Zmęczeni wróciliśmy do hotelu.
-Jutro wracamy- rzekł Jus.- Może kiedyś tu wrócimy?
-Jak będziesz miał koncert-zaśmiałam się.-Tu jest naprawdę ładnie, nie sądzisz?
-Racja-odparł, dając mi całusa w nos.- Musimy się spakować ale najpierw idziemy do McDonald'a.
-Bo jest darmowe wi-fi?-zachichotałam. Justin pokiwał głową. - Głupek!

*W L. A*
Obudziłam się około 11, JB jeszcze spał. Poszłam wziąć prysznic po czym udałam się do kuchni w celu zrobienia śniadania. Byłam w trakcie robienia kanapek, kiedy Justin szedł w moim kierunku, był jakiś taki inny.
-Co jest? -zapytałam zmartwiona.
-Aaa daj spokój. Łeb mi rozsadza, są jakieś tabletki przeciwbólowe? -zapytał zakładając do szafki z lekami.
-Niestety nie ma, pójdę do apteki. Zjedz śniadanie.
-Podrzucę cię -powiedział.
-Chyba zwariowałeś! Do łóżka i to migiem!
-Mrr z tobą zawsze- zachichotał.
-Beze mnie, do apteki idę! -Justin poczłapał na sofe w salonie i włączył TV, typowy facet.
Poszłam do sypialni przebrać się. Ubrałam bluzkę na ramiączkach, krótką spódnice i do tego nie wysokie koturny.
-Będę za 40 min-powiedziałam zamykając drzwi.
Szlam sobie spokojnie parkiem, gdy nagle usłyszałam za sobą jakieś gwizdy, obróciłam się.
-Ty, Michel, zobacz jaka ładna panna! -powiedział chłopak. Mieli może po 18 lat. Zignorowałam ich i szłam dalej.
-No, no całkiem, całkiem. Ładne ma nogi-rzekł Michel. Miałam wrażenie jakby za mną szli, wiec znów się obróciłam. Stali w miejscu i cos szeptali do siebie, ciekawe co kombinują. Szłam dalej słysząc za sobą krzyki chłopaków.
"Jak ci na imię shawty?"
"Czekaj! Nie uciekaj nam!"
Chwilę później stał obok mnie Michel.
-Cześć -powiedział zdyszany.
-Spiesze się- powiedziałam oschle.
-Dasz się zaprosić na kawę?-zapytał.
-Wybacz, ale...-pokazałam obrączkę zdobiącą mój palec.
-Ej, Ted ona jest mężatką. Bencwał z ciebie.-rzekł Michel do Teda, który stał już obok nas.
-Ile wy macie lat?! -zapytałam poirytowana.
-17,a co? Ech ktoś był szybszy i sprzątnął nam ją sprzed nosa. Twój mąż to farciarz.
-Za wysokie progi na wasze nogi-powiedziałam. -Przekażę Jussy'emu- zaśmiałam się.
-Komu?! Jak ja mogłem cię nie poznać!
-Znasz ją? -zdziwił się Michel.
-To żona tego, no jak mu tam...no tego peda.... Justina Biebera. Tego od ouuu ouuu baby, baby.
-Coś jeszcze na temat Justina?! -chłopak oberwał z liścia.-Mogłabym ci powiedzieć co robi i w czym jest lepszy od ciebie ale daruje sobie.
-W łóżku -zachichotał Michel.
-To z pewnością.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę apteki. 20 minut później siedziałam już na sofie obok Justina. Opowiedziałan mu wszystko co spotkało mnie w drodze do apteki, on zaczął się śmiać i powiedział
-Sam bym Cię wyrwał gdybyś nie była moją żoną.
-Hahaha dzięki, kotku- zaśmiałam się. Usłyszałam dzwonek telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz i odebrałam -Cześć Kate! Wszystko dobrze, dzięki kochanie. Przepraszam, że się nie odzywałam. Nie jest okej, pogodziliśmy się. Nieważne o co poszło. Kiedy? Gratuluję kochanie! Mhm, będę czekać. Pa pa.
-Co jest? -zapytał zaciekawiony Jus.
-Nie uwierzysz! Kate wychodzi za mąż za Taylora-powiedziałam uradowana.
-Kiedy?
-Za dwa miesiące. Jesteśmy zaproszeni.
-Spoko, co im kupimy?
-Jeny, nie wiem. Nie mam pojęcia. Masz jakiś pomysł?
-Pewnie powiesz, że się nie wysilam, ale dobra. Może kupimy im zegarki złote, srebrne, jakiekolwiek.
-Nie czemu? Dobry pomysł-cmoknęłam go w polik i poczochrałam jego jak dotąd idealnie ułożone włosy. -Jeszcze się pomyśli.
-Hej! -krzyknął i nerwowo zaczął poprawiać nieład na głowie, a ja tylko zaśmiałam się. -Dawno nie widziałem Jazzy. Może weźmiemy ją na kilka dni?
-Dobry pomysł, co z Jaxonem?
-Jazzy jest u mamy, a Jaxon u taty. Dzwonię do mamy, że za godzinę będę po Jazzy.
Justin wstał z kanapy i poszedł się ogarnąć, bo od rana siedział w piżamie. Doprowadzenie się do normalnego wyglądu zajęło mu 20 minut. Kiedy wyszedł z łazienki, chwycił klucze od samochodu i wychodząc cmoknął mnie w policzek. Postanowiłam upiec ciasto-orzechowiec (miodownik), jest ono dość pracochłonne. Wyciągnęłam potrzebne składniki, wykonywałam krok po kroku według przepisu. Godzinę później ciasto leżało w piekarniku. Akurat kiedy miałam je wyciągać do domu wpadła roześmiana Jazym, a za nią Bieber.
-Cześć Megan!-oplotła moją szyję swoimi małymi rączkami.
-Hej, kochanie-pocalowałam ją w policzek.
-Mmm a co tak pachnie? -Biebs spojrzał na mnie pytająco.
-Upiekłam ciasto. Możesz je wyciągnąć z piekarnika- Jus zrobił to o co poprosiłam.
-Spangebob, Spangebob! -krzyczała Jazzy.
-Już Ci włączam-usiedliśmy wszyscy przed telewizorem.
-Księżniczko wolisz Megan czy Sel? -zapytał Bieber.
-Megan!
-Czemu? -zapytałam.
-Bo ona bawi się że mną i piecze ciasta.-Ja i Jus zaczęliśmy się śmiać.-Wiesz, że Justin chodził z Seleną i Alex Russo jednocześnie?!
-Justin! Jak mogłeś!-udałam oburzoną.
-Oglądaj Spangeboba-zaśmiał się chłopak.
Oglądaliśmy już chyba 4 odcinek gąbki.
-Kto chce ciasto?- zapytałam.
-Ja!-krzyknęła siostra Jusa.
-I ja! -darł się jej brat.
Poszłam do kuchni pokroić ciasto, do salonu wróciłam z trzema talerzami i jednym dużym na którym leżało ciasto.
Jazzy zjadła jeden duży kawałek, a Bieber opychał się już 4!
-Te,bo kaloryfer ci zniknie- klepnełam chłopaka w brzuch-Kto mnie będzie grzał?
-Trudno! Jerry-uśmiechnął się.
-Kto to Jerry?-zapytała dziewczynka
-Tłumacz się kochanie. Wytłumacz jej- z rozbawieniem patrzyłam jak Bieber zastanawia się co ma powiedzieć.
-Jerry to... yy..... no to jest....-Justin patrzył na mnie jakby w moich oczach była wymalowana odpowiedź.
-Jak nie umiesz powiedzieć to pokaż- Jazzy uśmiechnęła się do brata, ja natomiast zwijałam się ze śmiechu. Justin wyglądał jak burak i wtórował mi śmiechem. -No co?!
-Jerry to nasz kolega-Z trudem wydusił JB.
-Tak, właśnie. Jerry to nasz kolega-poklepałam Jusa po nodze.
-Pokażecie mi go? -znowu wybuchniśmy śmiechem, biedna Jazzy nie wiedziała o co chodzi.
-Jerry to piekarnik. W końcu piekarniki są ciepłe, prawda? -rzekł JB.



Przepraszam, że w tamtym tygodniu nie pojawił się rozdział, ale nie miałam czasu go napisać. Mam nadzieję, że mi wybaczycie :)
Ps. Przepraszam za jakiekolwiek błędy, ale rozdział pisałam na telefonie.
Napiszcie w komentarzu czy rozdział się Wam spodobał :)

Już 2 grudnia zobaczymy teledysk do All That Matters <3 Podoba się Wam ta piosenka?

niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 30

-Mówiłem, że cię złapię?- wziął mnie na ręce i rzucił na łóżko (wiem jak to brzmi), usiadł obok i znów mnie łaskotał, ja zaczęłam go dźgać ale nic sobie z tego nie robił.
-Justin, przestań- mówiłam, kiedy tylko się nie śmiałam. Łaskotał mnie już dobre 10 min. Kiedy wreszcie przestał udałam obrażoną i odwróciłam się plecami do niego.
-Hej Megan!- powiedział całując moją szyję.- Przepraszam, Megan.
-Zemszczę się, zobaczysz!- zaczęłam go gilać,a on tarzał się po całym łóżku.
-Dobra, dobra poddaje się!- krzyczał ale ja nie przestawałam- Czy to cię udobrucha?- podniósł się i pocałował mnie w usta.
-Nie- powiedziałam.-Ale to tak- skradłam mu namiętnego całusa.
-Okej, chodź zjemy obiad- pociągnął mnie w stronę kuchni.
-A co jest?
-Jeszcze nic! Co powiesz na pizze? Ja zrobię ciasto, a ty przygotuj sos i dodatki.
Wyjęłam składniki potrzebne do sosu i jakieś warzywa. Jus w tym czasie ugniatał ciasto.
-Megan..
-Co?- odwróciłam się w jego stronę, a on sypnął we mnie mąką, odruchowo zamknęłam oczy. Kiedy je otworzyłam nigdzie nie widziałam Justina, wzięłam do ręki mąką.
-Psst tu jestem- odezwał się głos za moimi plecami i teraz Justin tez był w mące. Kuchnia wyglądała jak pole minowe.
-Robimy ta pizzę? Głodna jestem-zapytałam Justina, który stał za mną splatając ręce na moim brzuchu.
-Nom robimy, robimy.
Godzinę później zajadaliśmy się pizzą.
-Jest pyszna- powiedziałam cmokając Jusa.
-Co robimy potem?- zapytał.
-Spacer?
-Może być.
20 minut później spacerowaliśmy ulicami L.A. Przypomniała mi się sytuacja sprzed kilku miesięcy, kiedy spotkaliśmy Dawida. Bałam się, że znów go zobaczę.
-Wracamy? Nogi mnie bolą po tym godzinnym spacerze.
-Wypadałoby- ruszyliśmy w stronę domu.
Po powrocie wygodnie rozsiedliśmy się na kanapie i włączyliśmy telewizor.

"Od kilku dni znów możemy zobaczyć kanadyjskiego wokalistę, Justina Biebera w towarzystwie byłej żony. Wygląda na to, że młodzi po trzech miesiącach rozłąki postanowili do siebie wrócić. Pytani o przyczyny rozstania milczą, czyżby Bieber znów narozrabiał?"

-Byłej żony?!- zdziwiłam się
-Kazałem ci oddać pierścionek i nadal go nie zwróciłem- uśmiechnął się podchodzą do szafki pod TV.-Pierścionek wraca na miejsce- założył mi go na palec.
Przełączyliśmy na inny kanał.

"...Czyżby powodem rozstania młodego piosenkarza i jego żony były spotkania kanadyjczyka z ex dziewczyną? Czyżby Evans domyślała się co ukrywa przed nią mąż?"- mówił dziennikarz.

Wywróciłam teatralnie oczami, nie mogłam słuchać tych bzdur.
-Bzdury! Ludzie też mają wyobraźnię- powiedziałam ze złością.
-Tylko my wiemy co się działo między nami, oni tylko próbują znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie- Jus cmoknął mnie w nos.
-Kiedy lecimy do Polski?- zapytałam, zmieniając temat.
-W kwietniu. Jak będzie cieplej.
-Wee nie mogę się doczekać!
-Ja też.

*Kwiecień*
Byliśmy spakowani i gotowi do drogi. Przed nami długa droga, 12h samolotem. Jedyne co wiedziałam to to, że lecimy do Polski zobaczyć zamki. Nie wiedziałam na jak długo lecimy i gdzie się zatrzymamy. Próbowałam o wszystko wypytać Biebera, ale on milczał, nic nie chciał mi powiedzieć. Domyślałam się, ze cwaniak coś kombinuje. Kiedy wylądowaliśmy nie było tłumu fanek ani paparazzi.
-Nareszcie odpoczniemy jak normalni ludzie- westchnęłam.
-Hahah.
Pojechaliśmy do zamku w Książku, mieścił się tu również hotel.
-Będziemy tu nocować?- zapytałam zdziwiona.
-Tak. To tylko chwilowe, bo potem jedziemy dalej- weszliśmy do pokoju.
-Ale tu pięknie!- krzyknęłam.
-Poczekaj do jutra aż zobaczysz ogród- rzekł.
-Mam nadzieję, że wynająłeś tylko pokój, a nie cały zamek- zaśmiałam się.
-Tylko pokój- zapewnił.
Byłam zmęczona po tak długim locie, wzięłam prysznic i poszłam spać. Jus uczynił to samo. Z racji, że mieliśmy zwiedzać nie spaliśmy długo. Ubraliśmy się i zaczęliśmy zwiedzać. Wokół zamku były piękne ogrody, zakochałam się w nich. Obok ogrodu był chodniczek prowadzący do restauracji. Zamek wznosił się na górze, więc miał mury. Nie były one zbyt wysokie, bardziej niż do obrony służyły jako bariera. W jednym miejscu muru była ławeczka. Jus usiadł na niej, a ja na jego kolanach. Podziwiałam piękne widoki, kiedy Justin zaczął całować moją szyję.
-Może w pokoju, co?- zapytałam odsuwając się.
-Ale ja chcę ciebie tu i teraz skarbie- powiedział, a ja usiadłam na nim okrakiem.
Wplątałam palce we włosy chłopaka, Jego ręce spoczywały na moich pośladkach. Miałam wrażenie jakby ktoś nas obserwował, oderwałam się od chłopaka i zobaczyłam jakąś panią. Nie była ani stara ani młoda. Pierdzieliła coś po polsku, a my tylko głupio się uśmiechaliśmy.
-Co?- zapytałam.- Nie mówię po polsku- usiadłam obok Justina, który ewidentnie był zawstydzony. Kobieta coś krzyknęła, jedyne co zrozumiałam to "Justin Bieber".
-Chodź!- Jus pociągnął mnie za rękę w stronę hotelu.
-Też ci się zachciało!- powiedziałam oburzona.
-Oj daj spokój! Już nawet całować się nie można?!- zapytał.
-Można, ale jak to wyglądało?! Nie ważne.
Resztę dnia spędziliśmy w pokoju.
Kiedy rano opuszczaliśmy hotel , rozpoznała nas jakaś dziewczyna i zaczęła krzyczeć.
-Ciii nie krzycz tak!- powiedział Justin.
-Jak mam nie krzyczeć skore przede mną stoisz ty?!- jak na swój wiek była dość dobra w angielskim.- Ej chodźcie tu!- krzyknęła do kogoś. Widziałam jak do Jusa biegnie mała dziewczynka.
-Justin?!- krzyknęła zdziwiona.
-Mhm- odparła jej starsza siostra.- Możemy zdjęcie z wami?
-Jasne!- powiedział Jus. Dziewczyna podbiegła do mężczyzny, który pewnie był jej tatą. Zrobił nam zdjęcie. Jus podziękował i poszliśmy.
-Gdzie teraz?-zapytałam.
-Będzin.
Jechaliśmy tam dobre dwie godziny. Może zamek nie był tak wspaniały jak poprzedni, ale widać było, że ten służył do obrony.




sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 29

-Też tęskniłam.Jaka ja byłam głupia, gdy poszłam do Ryana- znów zaczęłam się nad sobą użalać.
-Jaką ma klatę?- zapytał głupio Justin, a ja spojrzałam na niego spode łba.
-Masz lepszą, spokojnie- poklepałam go po brzuchu, a on uśmiechnął się.
-Wiem- zachichotał.
Chciałam coś powiedzieć ale Justin przyłożył palec do moich ust i powiedział
-Shh, nic nie mów, proszę- zabrał palec z moich ust i zaczął mnie całować.
Siadłam na nim okrakiem, wsadziłam rękę pod jego koszulkę, on tylko się uśmiechnął. Pozbył się naszych bluzek, jego dłonie majstrowały przy zapięciu stanika, który po chwili leżał na ziemi. Lekko popchnęłam go do tyłu.

*Justin*
Megan lekko popchnęła mnie na łóżko. Z kiszeni jej spodni wyjąłem telefon, zacząłem przeglądać muzykę i znalazłem trzy idealnie pasujące piosenki do tego momentu (Common Denominator, Lolly i ALAYLM). Włączyłem je, a telefon odrzuciłem na bok. Moje ręce spoczywały na pośladkach ukochanej, powoli przesuwały się ku górze. Dziewczyna zaczęła dobierać się do moich spodni. Szybko pozbyłem się dolnej części ubioru Megan, po jej twarzy wywnioskowałem, że jej to pasowało. Meg ze swoimi pocałunkami zjeżdżała od moich ust przez szyję i tors by znów wrócić do ust. Szybko się obróciłem, teraz to ja składałem pocałunki na jej ciele. (Teraz będę wredna i zostawię miejsce na waszą wyobraźnię). Zmęczony opadłem na łóżko, przykryłem nas kołdrą i usnęliśmy.

*Megan*
Kiedy się obudziłam Justina nie było obok. Wstałam z łóżka i poczłapałam do kuchni z nadzieją, że właśnie tam go znajdę. Niestety, Justina nie było w kuchni. Na blacie leżała karteczka.

"Cześć myszko ;* Przygotowałem ci śniadanko. Pewnie zastanawiasz się gdzie jestem. Spokojnie, wszystkiego dowiesz się o 14.00. Niespodzianka."

Dochodziła 12.00, zjadłam śniadanie, umyłam się, pomalowałam i ubrałam. Cały czas zastanawiałam się co Justin wynyślił. On lubi zaskakiwać. Usłyszałam dzwonek telefonu, dostałam smsa, wiadomo od kogo.

"Wyjdź przed dom."

Ubrałam buty i kurtkę. Przed domem czekał Justin.
-To gdzie mnie zabierasz tym razem? Kino, restauracja?- zapytałam wsiadając do samochodu.
-Wybacz, pomyślałem, że moglibyśmy spędzić czas z dzieciakami z Domu Dziecka- uśmiechnął się.
-Świetny pomysł! Może dajmy im jakieś zabawki lub ubrania?
-Mhm, ja myślałem o daniu im czeku. Nauczyciele wiedzą najlepiej czego potrzebują podopieczni- stwierdził Justin.
Po 40min byliśmy na miejscu. Weszliśmy do jednej z sal. Kiedy dzieciaki nas zobaczyły nie wiedziały co robić, jedne krzyczały i płakały, a inne podbiegły do nas tuląc się i witając.
-Witam.- rzekła opiekunka- Co państwa sprowadza?
-Witam, jestem Justin Bieber, a to moja żona- przedstawił nas Jus.-Chcieliśmy spędzić z dziećmi dzień.
-Dobrze. Bardzo się cieszę, że nas państwo odwiedziliście- uśmiechnęła się kobieta.- Dzieciaki ustawcie się. Mamy zaszczyt gościć u nas Justina Biebera wraz z żoną. Postanowili spędzić z wami czas- poinformowała podopiecznych.
-Możecie zadawać pytania- rzekłam.
-Kochasz Meg?- krzyknął ktoś z tyłu.
-Tak, kocham. Bardzo mocno- odpowiedział Justin.
-Jesteś zazdrosna kiedy Justin przytula lub całuje swoje fanki?- zapytała dziewczynka.
-Nie, nie jestem. Ufam mu.
Było jeszcze mnóstwo pytań na, które staraliśmy się odpowiedzieć

*Justin*
Dzieciaki zasypywały nas pytaniami, trwało to już może jakieś 30min, kiedy zobaczyłem, że przy jednym ze stolików siedzi zapłakana dziewczynka, miała może około 11 lat. Podszedłem do niej.
-Hej, jak ci na imię?- zapytałem obejmując ją.
-Nadie- odpowiedziała.
-Czemu płaczesz? Powiesz mi co się stało?
-Mhm. Niedawno rodzice oddali mnie do domu dziecka tłumacząc, że nie mogą się mną już dłużej zajmować. Smutno mi z tego powodu. Tęsknię za rodzicami i swoim pokojem- uśmiechnęła się lekko na wspomnienie pokoju.
-Przytul się- dziewczynka wtuliła się w moje ramię.-Shhh nie płacz, proszę.Jak wyglądał twój pokój?
-Był fioletowy. Na ścianach wisiały twoje plakaty- Nadie uśmiechnęła się do mnie- nie zabrałam nic ze swojego pokoju, nic co przypominałoby mi ciebie.
-Kocham cię myszko- cmoknąłem dziewczynkę w nosek i zdjąłem ze swoich kolan- Poczekaj.
Poszedłem do opiekunki by zapytać o jakiś sprzęt nagłaśniający. Chciałem dać mini koncert, raczej występ.
Wszyscy zebrali się na dużej sali gimnastycznej,a  ja śpiewałem wszystkie piosenki, które wpadły mi do głowy. Oczywiście nie zabrakło OLLG, wybrałem Nadie. Świetnie się bawiłem , dziewczynka śmiała się co chwilę. Widziałem, że była szczęśliwa. Robiło się późno, więc musieliśmy wracać. Podarowałem wychowawczyni czek, poprosiłem Nadie by poczekała obok drzwi.
-Mam nadzieję, że dzisiejszy dzień ci się podobał?- zapytałem
-Tak bardzo! Dziękuję ci, poprawiłeś mi humor- oplotła moją szyję swoimi rękoma.
-Mówiłaś, że z domu nie wzięłaś nic co przypominało by ci o mnie. To prezent dla ciebie- zdjąłem swoją czarną skórzaną kurtkę.
-Nie mogę! Pewnie wydałeś majątek na nią!
-Cena nie ma znaczenia. Weź ją, niech przypomina ci o dzisiejszym dniu- wręczyłem kurtkę Nadie.
-Dziękuję. Kocham cię. Justin...
-Tak, kochanie?- spojrzałem w jej błękitne oczka.
-To dla ciebie- zdjęła z nadgarstka bransoletkę z napisem "Believe".
-Dziękuję- uśmiechnąłem się i przytuliłem dziewczynkę.

*Megan*
Wróciliśmy do domu, zjedliśmy kolację, obejrzeliśmy film i poszliśmy spać. Dzisiejszy dzień nie należał do ciężkich, a mimo to byłam bardzo zmęczona. Położyłam głowę na ramieniu Justina i tak zasnęliśmy.
Obudził mnie dźwięk kosiarki.
-Co za debil kosi trawę o...- spojrzałam na zegarek-...13?!
Wyczłapałam z łóżka i zeszłam do salonu, w którym siedział Biebs i oglądał jakiś kabaret. Kiedy mnie zobaczył podszedł i przytulił mnie.
-Mój śpioch!- powiedział i zaczął mnie łaskotać.
-Zostaw mnie!- mówiłam śmiejąc się i uciekając przed nim.
-Nie uciekaj i tak cię złapię.
-Po moim trupie- uciekałam przed nim po całym domu, wbiegłam do sypialni.- Super! Teraz stąd nie wyjdę.

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 28

*Megan*

Byłam pewna prawie w 100% że Justin mi nie wybaczy tego co zrobiłam. Tak naprawdę te wszystkie sytuacje z Seleną nie były jego winą, więc z nim było wszystko w porządku, to ze mną było coś nie tak. Mam męża, wiem, że go kocham, a i tak pcham się innemu do łóżka, no fantastycznie. Gdyby Justin zadzwonił i zażądał rozwodu to chyba jakoś specjalnie by mnie to nie zdziwiło, bo co innego może w tej sytuacji? Chyba pogratulować głupoty, a przecież w kościele przysięgałam wierność, teraz te słowa nie mają żadnego znaczenia ani sensu.

Spakowałam walizki i wróciłam do rodzinnego L.A, nie zatrzymałam się u mamy czy przyjaciółki, nie wróciłam też do naszego...Justina domu. Zatrzymałam się w hotelu. Przez bliżej nieokreślony czas będę w nim mieszkać, bo nie mam zamiaru tłumaczyć wszystkim co zaszło między mną, a Justinem.

Te cholernie dni i tygodnie mijały niemiłosiernie szybko, każdego dnia wysyłałam Justinowi tysiące smsów i wiadomości na tt. Wiedziałam, że to nic nie da, ale przynajmniej miałam jakieś zajęcie. Każdego dnia myśl, że zrobiłam Justinowi takie świństwo przytłaczała mnie jeszcze bardziej, traciłam siły i nadzieję, że kiedykolwiek wrócimy do siebie i znów będziemy żyć jak dawniej. Nie miałam z kim o tym pogadać, do Ryana na bank nie zadzwonię, a Chaz...Chaz o niczym nie wie, może to lepiej? Nie mogę znieść tego jak Justin przeze mnie cierpi, z resztą ja nie mogłam już tak dalej żyć, ta niepewność mnie wykańczała psychicznie. Udałam się do łazienki, spojrzałam w lustro, a potem na kosmetyczkę, w której czaił się ktoś kto mógł mi pomóc. Chwyciłam pewnie żyletkę i zamykając oczy przejechałam nią po skórze. Krople krwi kapały na podłogę, a ja zadawałam sobie kolejne rany, coraz głębsze. Ponownie spojrzałam w lustro i upadłam na podłogę wypuszczając z ręki żyletkę. Ręka bolała strasznie ale z czasem ból ustępował, a ja nie byłam niczego świadoma.

Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam tylko białe ściany i masę kabelków, do których byłam podpięta. Spojrzałam na rękę, a na niej widziałam ok.10 głębokich cięć i kilka mniejszych.
-Już mnie pewnie nie kocha. Zapomniał o mnie, z resztą po co mu jestem potrzebna. I w dodatku co ja robię na tym świecie, przecież miałam być tam, po drugiej stronie- pomyślałam na głos.
Do pokoju weszła młoda pielęgniarka.
-Dzień dobry pani Bieber. Jak się pani czuje?- posłała mi ciepły uśmiech.
-Nie najgorzej, ręka mnie tylko boli. Był ktoś u mnie? Jak długo tu leżę?- zapytałam. Miałam nadzieję, że powie "Tak, był pani mąż"
-Leży tu pani od 4dni. Niestety nikogo nie było. Będzie dobrze- znów się uśmiechnęła.
Przypomniały mi się słowa piosenki "Be alright"

Across the ocean, across the sea
Starting to forget the way you look at me now
Over the mountains, across the sky
Need to see your face, I need to look in your eyes
Through the storm and through the clouds
Bumps in the road and upside down now
I know it's hard babe to sleep at night
Don't you worry, cause everything's gonna be alright
Be alright (...)


Pielęgniarka wyszła, a ja rozpłakałam się. Ciągle nuciłam tą piosenkę. Zamknęłam oczy, aż w końcu zasnęłam. Nie wiem jak długo spałam ale kiedy się obudziłam przy moim łóżku siedział Ryan i Chaz. Ale gdzie był Justin? Nadal mało go obchodzę.
-Gdzie Justin?- zapytałam.
-Chyba nadal ma na ciebie focha- rzekł Ryan.- Nie odzywa się.
-Na mnie?! Raczej na nas! To twoja wina, gdybyś mnie nie pocałował wszystko było by dobrze!
-Sama zaczęłaś, więc nie zwalaj winy na mnie, okej?!- Chaz przyglądał się nam ze zdziwieniem na twarzy.
-To po cholerę ściągnąłeś moją bluzkę? Jak się nie podobało to nie trzeba było brnąć dalej!- wrzeszczałam.
-Co wy...?- zapytał Chaz
-Och, powiedz mu- wywróciłam oczami.
-No powiedzmy, że prawie się kochaliśmy- Ryan głupio wyszczerzył się do Chaza.
-Wy do końca zgłupieliście!- wybuchł Chaz.
-Ej, ej to nie ja się pociąłem!
-To nie ty straciłeś najważniejszą osobę w życiu!- darłam się i wymachiwałam rękoma jak bym była chora psychicznie.
-No, nie wcale! Justin był...traktowaliśmy się jak bracia!
-Dobra, zamknijcie się już! Pogadam z nim.- warknął Chaz i wybrał numer Justina.
Siemka Justin. Właśnie jestem w L.A i dowiedziałem się co się stało. Masz zamiar wybaczyć Megan?
Wiesz, że ona leży w szpitalu?
Pocięła się, bo chciała skrócić twoje cierpienia!
Kochasz ją? Mhm, no okej. Trzymaj się, cześć.- chłopak rozłączył się i schował telefon do kieszeni.
-I co?- zapytałam.
-Pytał czemu to zrobiłaś, czemu tak pomyślałaś? Powiedział, że cię kocha, kochał i kochać będzie.
-Czyli to koniec?- rzekłam, a po moich policzkach spływały łzy.
-Nic takiego nie powiedział.
-Lubię, gdy jest tajemniczy ale teraz to wkurza!- powiedziałam poirytowana.
Odwróciłam głowę w prawo i ujrzałam Justina, który bacznie mi się przyglądał.
-Justin!- krzyknęłam uradowana.
Chłopak uśmiechnął się jakby od niechcenia. Wciąż patrząc na mnie wypowiedział trzy bezgłośne słowa "Kocham Cię. Przepraszam". Opuścił głowę i odszedł. Patrzyłam w tamto miejsce z nadzieją, że to jakiś głupi żart i Justin wróci tu, wbiegnie do pokoju i przytuli mnie. Niestety tak się nie stało, po moich policzkach zaczęły powoli spływać łzy, które Ryan otarł mi z twarzy. Nie panując na emocjami wymierzyłam silny cios w policzek chłopaka.
-Ała! Za co to?- krzyknął zdezorientowany.
-Za żywota gnoju! To wszystko twoja wina, twoja pieprzona wina! Nie chcę cię widzieć!
-Megan! Opanuj się, on cię kocha- powiedział spokojnie Chaz.
-Nie, on mnie nienawidzi, tak jak ja siebie! Proszę idzie już, chce zostać sama- chłopcy wyszli z pokoju, a ja zatopiłam twarz w poduszkę i płakałam jak dziecko.
Po około godzinie do pokoju weszła pielęgniarka, spojrzałam na nią swoimi zapuchniętymi oczami.
-Hej, co się stało?- zapytała i usiadła na brzegu łóżka. przyznam, że to dość dziwne zachowanie.
-Nic, nieważne- otarłam oczy z łez.- Mogę iść do łazienki? Chcę się odświeżyć- posłałam jej wymuszony uśmiech.
-Jasne! Rzeczy masz w szafce- powiedziała odpinając mnie od okablowania.
-Dzięki!
Wyjęłam rzeczy z szafki, która stała w pokoju i wraz z pielęgniarką poszłam do łazienki.
-Mam nadzieję, że już sobie poradzisz- powiedziała. Pokiwałam głową, a pielęgniarka wyszła zostawiając mnie samą.
Zdjęłam szpitalne ubranie i weszłam pod prysznic. Oparłam głowę o ścianę i znów zaczęłam płakać przypominając sobie nasze szczęśliwe chwile. Uśmiechnęłam się na wspomnienie jak to Justin dał mi łańcuszek z napisem "Together Forever", jak mi się oświadczył. Tyle wspaniałych wspomnień i niezapomnianych chwil, wszystko zniszczone przez jeden głupi wybryk. Wszystko zniszczone przeze mnie. Umyłam się, osuszyłam ciało i ubrana stanęłam przed umywalką nad którą wisiało lustro. Spojrzałam w swoje lustrzane odbicie, jedyne co tam zobaczyłam to żałosną, zapłakaną Megan Evans, do niedawna Bieber. Moją uwagę przykuł gwóźdź wystający zza lustra. Pociągnęłam go lekko w swoją stronę, a on upadł na podłogę. Podniosłam go i znów to zrobiłam, przejechałam ostro zakończoną krawędzią po skórze. Nie zważając na ból i ilość ubywającej krwi zadawałam sobie kolejne cięcia. Kiedy miałam już dość, bo ból ręki był gorszy niż ból rozpadającej się mnie opłukałam gwóźdź i wsadziłam go na miejsce. Owinęłam rękę dużą ilością papieru i wyszłam z łazienki. Kiedy weszłam do pokoju zobaczyłam krzątającą się w nim pielęgniarkę. -Zmieniłam ci pościel- uśmiechnęła się. Odwzajemniłam gest.
-Dzięki- położyłam się na łóżku, a dziewczyna znów podpięła mnie do tych śmiesznych kabelków i przypadkiem trąciła moją zranioną rękę.
-Auu!- syknęłam. Kobieta spojrzała na mnie zdziwiona.- Nic, ugryzłam się w język- skłamałam, a ona wyszła z pokoju.
Teraz miałam tak wielką ochotę wykrzyczenia światu jak bardzo go nienawidzę, ale nie mogłam. To było frustrujące. Byłam tym wszystkim zmęczona, miałam dość. Justin mnie zostawił, a z Ryanem na pewno nie będę. Zostanę starą panną z kotami, to będą jedyne stworzenia poza moją mamą i Kate, które będą mnie kochać. Chociaż tyle. Pochłonięta myślami zasnęłam.

Kiedy się obudziłam na dworze było jasno, zgaduję, że przespałam całą noc. Podziwiając widoki za oknem usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę- powiedziałam nie odwracając wzroku.
-Cześć- usłyszałam dobrze znany mi głos.-Megan...
-Rozumiem. Nie potrzebuję współczucia jeśli o to ci chodzi- powiedziałam, wciąż podziwiając widoki za oknem.
-Nie o to mi chodzi. Megan mogłabyś spojrzeć na mnie choć na chwilę?- zapytał chłopak.
-Po co? Żeby przypomnieć sobie wszystko, kiedy próbuję zapomnieć?- moje oczy zaszkliły się, a obraz za oknem rozmazał.
-Skąd wiesz po co przyszedłem?- Justin usiadł obok mnie.
-Powiedziałeś to wczoraj- zacisnęłam powieki, by łzy nie wydostały się.
-Spójrz na mnie, proszę- Justin chwycił mnie za okaleczoną rękę i pocałował w wierzch dłoni.
-Justin...- spojrzałam na chłopaka.
-Czemu to zrobiłaś? Wiesz, że nie powinnaś. To prowadzi do nikąd!
-Bo cię kocham idioto i nie mogę znieść tego, że tak cię skrzywdziłam- łzy, które tak skutecznie próbowałam zatrzymać, uwolniły się i niczym wodospad spływały po moich policzkach.- Przepraszam.
-Już dobrze- powiedział chłopak przytulając mnie do siebie.
-Nie! Już nic nie będzie dobrze! Przez własną głupotę straciłam ciebie, straciłam część siebie, straciłam praktycznie wszystko! Rozumiem, że to już nasze ostatnie spotkanie, więc chciałabym życzyć ci szczęścia w życiu i lepszej kobiety.
-Nie będzie lepszej od ciebie kochanie. Jesteś wszystkim, co się dla mnie liczy. Nie martwię się nikim innym, przez te wszystkie dni i tygodnie zastanawiałam się co u ciebie. Czytałem wszystkie smsy od ciebie ale nie odpisywałem. Jeśli nie ma cie, nie ma mnie. Nadal cię kocham Megan.Tylko proszę cię, nie rób tego więcej! Nie okaleczaj się, twoja skóra to nie papier nie tnij jej! Tylko o to cię proszę.- Justin mocno mnie przytulił i pocałował. To było niewiarygodne, on mi wybaczył! Cieszyłam się jak dziecko.
-Dziękuję Justin i przepraszam. Obiecuję, że więcej tego nie zrobię- spojrzałam smutno na chłopaka.
-Wierzę ci na słowo. W ogóle jak się czujesz?
-Dobrze, możemy wracać do domu?- zapytałam z nutką nadziei w głosie.
-Ja już chętnie bym cię zabrał, ale nie wiem co na to lekarz.
-Eh no tak, a nie możesz iść i poprosić o wypis na życzenie? Proszę.- zatrzepotałam rzęsami.
-Mogę, ale jesteś pewna, że dobrze się czujesz i nic ci nie będzie?- pokiwałam głową, a Justin wyszedł z pokoju.
Po kilku minutach Justin wrócił do pokoju z dobrą wiadomością. Uradowana zaczęłam się ubierać i 20 min później byliśmy w drodze do domu.
-Co ty na to żebyśmy polecieli sobie na wakacje?- zapytał Jus.
-Gdzie te wakacje?
-Hmm...może Polska? Są tam podobno ładne dziew...um to znaczy zamki.- zaśmiał się.
-Tak, tak zamki. Myślę, że wakacje się nam przydadzą. Kocham cię Justin- przytuliłam się do chłopaka, a on cmoknął mnie w czoło.
Kiedy otworzyłam drzwi na podłodze ujrzałam płatki czerwonych róż.
-Aww Justin to jest śliczne- przytuliłam chłopaka.
-Nie, ty jesteś śliczna- cmoknął mnie w nos.
Udaliśmy się do sypialni, w której paliły się lawendowe świeczki. Zmęczona tym wszystkim klapnęłam na łóżko.
-Tak cholernie mocno za tobą tęskniłem- powiedział Justin.



Cieszycie się, że znów są razem? A może wyobrażaliście sobie inny koniec, hę?
Pamiętajcie, że jeśli macie jakieś pomysły na to opowiadanie lub inne to śmiało możecie pisać :)

sobota, 26 października 2013

Rozdział 27

Przez kolejne dwa dni nie miałam żadnego kontaktu z Chazem i Ryanem. Nie wychodziłam też z domu, bo nie miałam po co. Obawiam się przylotu Justina, wiem, że go kocham, ale nie wiem jak mu powiedzieć o tym co zaszło między mną a jego najlepszym przyjacielem. Justin mnie zabije, a Ryana z nienawidzi lub na odwrót. Justin ma być tu za godzinę. Zapewne stanie w drzwiach z uśmiechem na twarzy i kwiatami w ręku, a ja będę udawać zachwyconą mimo, że w środku będę łamać się na pół. Myślenie o tym wszystkim tak mnie pochłonęło, że nawet nie zauważyłam kiedy cały ten czas miną.
Tak jak myślałam, do pokoju wszedł Justin z uśmiechem na twarzy, a w lewej ręce trzymał kwiaty. Momentalnie poderwałam się do góry.
-Megan! Boże, jak ja za Tobą tęskniłem- powiedział chłopak. Podbiegł do mnie i mocno przytulił. Z moich oczu mimowolnie zaczęły spływać łzy. - Hej co się stało?- zapytał z troską w głosie.
-Nic, po prostu tęskniłam za ta tobą- skłamałam, w sumie to nie do końca, bo rzeczywiście mi go brakowało.
-Kochanie muszę jeszcze skoczyć do sklepu, wybacz. Zaraz wrócę i znów będę mógł się tobą cieszyć- pocałował mnie w usta po czym wyszedł z pokoju.
Ja w tym czasie wysłałam smsa do Ryana z prośbą by przyszedł. Odpowiedź przyszła dość szybko i była pozytywna. Na przyjście kolegi nie czekałam zbyt długo, a chwilę później w pokoju był też Justin, który ucieszył się na widok kumpla.
-Justin jest coś o czym musimy ci powiedzieć- spojrzałam smutno na chłopaka wiedząc, że to nie jest to co powinien usłyszeć.-Obiecaj mi tylko, że wysłuchasz do końca- Justin że zdziwieniem pokiwał głową.-Ryan ty pierwszy.
-Justin, znamy się od dziecka, jesteśmy najlepszymi kumplami ale musisz coś wiedzieć-zawiesił głos- zakochałem się w Megan.
*Justin*
-To nie powód by się złościć- klepnąłem kumpla w plecy.
-Taa. Kiedy tu przylecieliśmy to chłopcy tego samego dnia pokazali mi część Stratfrod. Mieliśmy iść na lody ale Chaz musiał się zmywać, więc poszłam z Ryanem... Uratował mi życie, prawie wpadłam pod samochód...
-Stary wielkie dzięki, gdyby nie ty to przyjechałbym na pogrzeb- powiedziałem z ulgą.
-Nie przerywaj mi. No i kiedy tak staliśmy to patrzyliśmy się na siebie i... i pocałowałam Ryana- po policzkach Meg spływały łzy. Fakt, poczułem się urażony ale było mi też żal dziewczyny, przytuliłem ją do siebie i zapewniłem że wszystko będzie w porządku na co ona spojrzała w moje oczy i kontynuowała wypowiedź-Wróciłam do domu i płakałam, Justin uwierz mi ja na prawdę żałuję tego co zrobiłam. Następnego dnia spotkaliśmy się żeby wszystko wyjaśnić... Zaczęłam się nad sobą użalać, że mi nie wybaczysz. Ryan mnie pocałował i sprawy zaszły za daleko...
-Pieprzyłeś moją żonę, chuju?!- powiedziałem popychając kumpla.
-Nie! Justin wierz mi- krzyknął.
-Jak daleko zaszły sprawy? - zapytałem ale dla mnie i tak wszystko było już jasne. Czułem jak moje serce pęka na miliony kawałków, niczym lustro z bajki o Królowej Śniegu.-Widział cię nago?-moje dłonie zwinęły się w pięści.
-Było tak blisko... -szepnął Ryan ciut za głośno.-Powiedzmy, że Meg ma bardzo ładne kształty a jej skóra jest idealnie gładka.
-Kurwa ona jest moja!- wrzasnąłem, a we mnie już się gotowało.
-Ona nie była lepsza, też mnie dotykała! - powiedział Ryan na swoją obronę.
-Megan, kochanie jak widzę za mało rozpieszczam cie w łóżku- powiedziałem niby żartem. -Kurwa jak mogliście mi to zrobić?- uderzyłem pięścią w ścianę- Ryan jesteś moim kumplem, traktowałem cię jak brata. Megan, ja cię kocham a ty takie coś odpierdalasz?!. Zawiodłem się na was- krzyczałem, a z moich oczu lały się łzy. Co zrobiłem nie tak?
-Justin, słońce ja nie chciałam, żeby naprawdę. Kocham tylko ciebie- mówiła zapłakana Meg.
-Właśnie widzę, tak mnie kochasz, że za moimi plecami dajesz dupy innemu! Skoro mnie kochasz to po chuja się z nim Pieprzyłas- wrzeszczalem jak opentany- jesteś w stanie mi powiedzieć? Jesteś nic nie znaczącą dziwką, szmatą- widziałem jaki sprawiam jej ból tymi słowami, w tym momencie gówno mnie to obchodziło -Kurwa gdzie popełniłem błąd?! Ryan nienawidzę cię, spierdalaj mi z oczu a ty dziwko razem z nim.
-Justin!- krzyknęła dławiąc się łzami, podeszła do mnie kładąc rękę na moim policzu, którą zrzuciłem. -Daj wytłumaczyć.
-A co tu jest do tłumaczenia?! Zdradziłaś mnie i koniec tematu. Oddaj obraczkę!- rozkazałem.
-Justin... ale...
-Megan nie wiem co z nami, nie wiem czy Ci wybacze. Na tę chwilę mówię "nie". Oddaj obraczkę, proszę. Zadzwonię do ciebie kiedy będę gotów porozmawiać, a na razie nie kontaktuj się ze mną.
-Justin skrzywdziliśmy cię, wiem ale ile razy ty skrzywdziłeś Megan?- rzekł Ryan.
-Nie wkurwiaj mnie, okej?! Przepraszam bardzo ale ja Seleny nie pieprzyłem!- wrzasnąłem poirytowany.
-A gdzie ja mam się podziać- zapytała Meg ze spuszczoną głową.
-W tym domu nie ma dla ciebie miejsca! Idź do swojego kochasia, on z chęcią cię wyrucha i przenocuje, prawda Ryan?
-Ale ja nie chcę spać u niego. Jest szansa, że mi wybaczysz?- Nie odezwałem się.-Justin nie igniruj mnie do cholery i odpowiedź na to pieprzone pytanie!- krzyknęła, pod wpływem jej wrzasku drgnąłem. W jej oczach widziałem tyle emocji ale przede wszystkim smutek i żal. Ledwo powstrzymywałem się żeby jej nie przytulić. Do pokoju weszła babcia.
-Dzieci kochane co tu się dzieje?- spojrzała na nas.
-Niech ta dziwka ci powie- rzekłem.
-To koniec. Zdradziłam Justina i jest mi z tym cholernie źle- na słowa Megan, babci zrzedła mina. Tego się nie spodziewała.
-Co teraz?- zapytała babcia, dalej będąc w szoku.
-Nic, żyjemy dalej...... osobno. Przez jakiś czas. Muszę to wszystko przemyśleć i poukładać.
-Kocham cię Justin, pamiętaj o tym- powiedziała Meg i na moich ustach złożyła ostatni pocałunek. Chciałem go kontynuować ale przypomniałem sobie co mi zrobiła.
-Wyjdź!- wrzasnąłem i pokazałem na otwarte drzwi pokoju.
Dziewczyna wraz z Ryanem wyszli. Nie interesowało mnie to gdzie poszli. Teraz do woli mogli pieprzyć się jak króliki.
-Co ja mam teraz zrobić?- zapytałem babcie. - Kocham ją ale... nie wiem czy będę umiał j wybaczyć. Z jednej strony kocham ją cholernie mocno i nie chcę jej stracić ale z drugiej mocno mnie zraniła.
-Wnusiu każda decyzja jaką podejmiesz będzie słuszna. Może nie koniecznie dla Megan- powiedziała Diana przyciskajac mnie do swojej piersi.- Skoro kochasz to powinieneś wybaczyć. Ona wybaczała...
Babcia miała rację, nie ważne jaką decyzję podejmę każda będzie dobra. Włączyłem laptopa, zalogowałem się na tt i napisałem
"Życie jest brutalne".
W skrzynce miałem 40 nieodebranych wiadomości, wszystkie od Meg. Kiedy je czytałem utwierdzałem się w przekonaniu jak bardzo kocham tę dziewczynę i, że moje życie bez niej nie ma sensu. Docierało do mnie też, że ona naprawdę żałowała. Nadal jestem na nią wściekły i nie mam ochoty na nią patrzeć. Leżałem i gapiłem się w sufit, dostałem smsa. Oczywiście był od Meg.
"Justin prosę wybacz mi, ja tego żałuję. Uwierz mi. Zawsze twoja Megan. "- już chciałem jej odpisać ale ostatkiem sił powstrzymałem się. Zmęczony dzisiejszym dniem usnąłem.
Obudziłem się cały mokry, miałem okropny sen w którym widziałem jak Megan bierze jakieś tabletki, a potem osuwa się na ziemię. Obok niej leżała koperta, w której był list. Kilka niezgrabnie napisanych wyrazów
"Justin kocham cię ale nie mogę już dłużej tego znieść. Nie mogę patrzeć jak cierpisz przeze mnie, pozwól, że ukrócę twe cierpienia. Megan."
Na samo wspomnienie słów z tego listu robiło mi się słabo. Nie wyobrażam sobie życia bez tej kobiety. Dziasiaj emocje opadły ale wciąż nie jestem gotów by jej wybaczyć.



No, no, no. Mamy poważny problem w związku Meg i Justina :3 Jak myslicie jak to sie skonczy?
PS. przepraszam za brak polskich znakow, jestem na laptopie. Rozdzial, znow pisany wczesniej xd.

sobota, 19 października 2013

Rozdział 26


-Co ja zrobiłam?  Jaka ja jestem głupia!  Zdradziłam Justina! On mi tego nie wybaczy! Czemu go pocałowałam?! - takie i wiele innych myśli plątało się w mojej głowie. Zasnełam.
Po przebudzeniu spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Miałam 15 nieodebranych połączeń i 10 smsów,  wszystkie od Ryana.  Przeczytałam je po czym wystukałam
"musimy się spotkać"
Odpowiedź przyszła dość szybko i była pozytywna. Umówiliśmy się o 13.30 przed domem. Zjadłam śniadanie,  ubrałam się,  zrobiłam sobie makijaż i wyszłam. Czułam się dość dziwnie w towarzystwie chłopaka.
-Musimy porozmawiać ale to nie miejsce na tego typu rozmowy- rzekł i ruszył w stronę swojego domu.
Po ok. 20 min marszu dotarliśmy na miejsce. W domu byliśmy sami,  Ryan zaprowadził mnie do swojego pokoju.
-Przepraszam za wczoraj- powiedziałam siadając na łóżku.
-Ja właśnie o tym chciałem porozmawiać. Proszę wysłuchaj mnie- pokiwałam głową. - Megan jesteś bardzo piękną kobietą, Justin na ciebie zasługuje ale jesteśmy przyjaciółmi i powinniśmy być ze sobą szczerzy. Zakochałem się w tobie- spojrzałam zszokowana na chłopaka,  który kontynuował swój monolog. - Chce żebyś to wiedziała ale nie chce żeby to popsuło naszą przyjaźń. Jeśli chodzi o wczoraj to zrobiłem to odruchowo ale ty... z taką namiętnością nie całuje się kumpla- powiedział uśmiechając się niepewnie.
-Tak wiem. Nie wiem co mną kierowało,  chyba chwila sprawiła,  że tak się zachowałam. Kiedy cie całowałam myślałam o Bożym świecie, to było coś zupełnie innego i... przyjemnego- zaczęłam płakać. - Można kochać dwóch chłopaków naraz?!
-Nie płacz- Ryan objął mnie ramieniem i namiętnie pocałował w usta.
Oddawałam pocałunki, które stawały się coraz głębsze,  wepchnęłam swój język do buzi Ryana. Moja ręka znajdowała się pod jego koszulką,  zaś jego dłoń wodziła od mojego karku aż do ud. Ryan ściągnął swoją koszulkę i odrzucił na bok. Musze przyznać, że Justin ma lepszy brzuch. Bez zastanowienia pozbyłam się swojej koszulki, siadając okrakiem na chłopaku. Prawa ręka znów znajdowała się na jego klatce, lewa zaś wplątała się w jego czuprynę. Ryan zaczął dobierać się do mojego stanika,  który po chwili leżał na ziemi.
-Megan... - powiedział.
-Tak? - spojrzałam na niego.
-Jesteś taka seksowna... - oblizał usta. - Zazdroszczę Justinowi.
-Masz czego- usmiechnęłam się.
Jego dłonie jeździły od mojego biustu, któremu poświęcał większość uwagi aż do wewnętrznej strony ud. Domyślałam się, że moje spodnie mu przeszkadzają, więc pozbyłam się ich a chłopak zrobił to ze swoimi spodniami. Leżeliśmy pół nadzy na łóżku. Silne dłonie Ryana ścisły delikatnie mój biust. Moje ręce wodziły po klatce chłopaka i swą wędrówkę kończyły na na jego majtkach by znów wrócić do góry i zjechać w dół. Ryan powoli się podniósł i wziął mnie na ręce opierając o ścianę,  nogi oplotłam wokół jego bioder. Chłopak chwycił mnie za tyle, a ja tylko cicho jęknęłam. Poczułam, że ręce kumpla wsuwają się do moich majtek.
-Ryan nie!-krzyknęłam
-O co ci chodzi?! - zapytał zdezorientowany.
-Nie widzisz co prawie zrobiliśmy?- krzyczałam a po moich policzkach spływy łzy.
-Widzę, kochanie chodź tutaj i dokończmy to co zaczęliśmy.
-Jak możesz?!  Jesteś najlepszym przyjacielem Justina, a ja jego żoną i prawie się ze sobą przespaliśmy!  Boże nie chce nawet widzieć reakcji Justina jak się o tym dowie.
-Pieprzona dziwka!  Jesteś suką, nic nie wartą suką,  rozumiesz?!
-Nie mam zamiaru tego słuchać!  Wychodzę! Ryan obiecaj, że nikt się o tym nie dowie- spojrzałam na niego ubierając koszulkę.
-Zastanowię się. Idź już!-krzyknął.
Wybiegłam z jego z domu i po kilku minutach byłam już u Justina. Weszłam do jego pokoju zatrzaskując za sobą drzwi,  osunełam się po nich na ziemię.
-Ale z ciebie dziwka!  Dajesz ponieść się każdej chwili! Teraz Justin ci nie wybaczy, skończy z tobą. - krzyczałam na siebie w myślach.
Bluza Justina do której się tuliłam była już cała mokra od moich łez. Dochodziła 19.00, wypadałoby coś zjeść ale nie mogę pokazać się tam w takim stanie. Czerwone opuchnięte od płaczu oczy, płakałam dobre 3h. Postanowiłam nie wychodzić z pokoju. Położyłam się na łóżku i zmęczona dzisiejszym dniem zasnęłam.




Czytacie to w ogóle? :D Jeśli tak to zostawcie jakiś komentarz,to motywuje do dalszej pracy :)
P.S. Przepraszam za jakiekolwiek literówki ale rozdział pisałam na telefonie.

sobota, 12 października 2013

Rozdział 25 "Nasza miłość jest wieczna"

*Justin*
Megan opowiedziała mi całą historię. Odebrało mi mowę. Nie mogę uwierzyć,  jak chłopak tak może skrzywdzić swoją dziewczynę!
-Mogę być sama?- zapytała Meg, a ja bez słowa wyszedłem z pokoju.
Zszedłem ze schodów i zanim wszedłem do salonu z całej siły kopnąłem w ścianę.
-Kurwa!- syknąłem, wchodząc do pokoju.
-I co?- zapytał Chaz, odwracając wzrok od telewizora, który wyłączyłem- Płakałeś? Ej Justin, wiemy, że jesteś mega wrażliwym chłopakiem no ale masz tak spuchnięte oczy...
-Chuj ją zgwałcił!- krzyknąłem, ponownie wyładowując złość kopiąc w sofę.- Kumple spojrzeli na mnie zdziwieni- Pamiętacie Davida?- pokiwali głowami- Meg była z tym gnojem jak chodziła do gimnazjum i on...on ją....- wiem, że to śmieszne ale znów się rozpłakałem, nie potrafiłem i nie chciałem sobie wyobrażać wszystkich tych scen-...on ja zgwałcił. Rozumiecie to?! Jak można być tak brutalnym, ugh! Zabiłbym go gołymi rękoma!
-Jest nas trzech!- Ryan poklepał mnie po plecach.
-Powiedział, że ją znajdzie. Muszę być szybszy. Boję się o nią! W przyszłym tygodniu muszę wyjechać na trzy dni, nie zostawię jej tu samej! Obstawię dom policją, nie widzę innego wyjścia.
-Pewnie żartował, chciał Cię przestraszyć!- spojrzałem na Chaz dając mu do zrozumienia, że ja nie żartowałem- Justin, my możemy z nią zostać.
-Nie mogę was tak wykorzystywać, macie swoje życie- powiedziałem opadając na sofę.
-Stary traktujemy się jak bracia, więc bezpieczeństwo Megan też jest dla nas ważne. Nie ma żadnego 'ale', zostajemy i kropka!- rzekł kategorycznie Chaz.
-Dzięki chłopaki! Będę wam cholernie wdzięczy!- powiedziałem przytulając kumpli.
-Na nas zawsze możesz liczyć- rzekł Chaz.- pokiwałem głową i poszedłem do pokoju Meg.
Wszedłem do pokoju, dziewczyna siedziała na łóżku i szlochała. Usiadłem obok i szybko objąłem ją ramieniem.
-dziękuję- wyszeptała.
-Za co?- zapytałem zdziwiony.
-Za to, że jesteś. Nie wiem jak bym sobie poradziła, gdyby ciebie nie było obok- mówiła głaskając mój policzek, spojrzała na mnie i pocałowała w usta. poczułem smak gorzkich łez Meg na swoich wargach- Kocham Cię Justin.
-Też cię kocham, myszko. W przyszłym, tygodniu muszę wyjechać na trzy dni i nie mogę zabrać cię ze sobą. Ryan i Chaz z tobą zostaną, okej?
-Nie chce zostawać sama bez ciebie w L.A. Boję się, że ON tu przyjdzie i znów "to" zrobi- wtuliła się we mnie.
-Obiecuję, ze tak nie będzie- cmoknąłem ją w czoło.
-Mogę pojechać z chłopakami do Straftord? Potem być do nas dojechał- rzekła.
-Nie ma problemu, zadzwonię do babci, że przyjedziesz w niedzielę. Zostaniemy u nich na tydzień. Idziemy do chłopaków? Zrobię kolację- zeszliśmy na dół.
-Cześć, piękna- przywitali się chłopcy.
-Wszystko w porządku?- zapytał Ryan obejmując Megan, ona tylko pokiwała głowa na "tak".
-Wracam z wami do Stratford w niedzielę!- klasnęła uradowana w dłonie.
-To super! W takim razie czeka cię dużo zwiedzania!- krzyknął entuzjastycznie Ryan.
-Hej, zostawcie coś dla mnie! Też chcę jej pokazać pewne miejsca. Wiecie co mam na myśli- rzekłam.
-Pewnie!- powiedział Chaz.

*Tydzień później*

Walizkę mam spakowaną. Samolot jest za 2h, więc trzeba jechać na lotnisko.
-Chłopaki jedziemy?- zapytałam
-Zaraz, skarbie!- odparł Juss.- Nie mogę telefonu znaleźć.
-Kotku nie masz go w spodniach?
-Mam ale nie telefon- posłał mi łobuzerski uśmiech.
-Zabawne- powiedziałam ironicznie.
-W kieszeni w spodniach, pasuje?
-Ooo faktycznie. Skąd wiedziałaś?
-Bo sama go tam wkładałam, bo mnie o to prosiłeś. Skleroza nie boli- klepnęłam go w tyłek.- Spóźnimy się, jedziemy wreszcie?- zapytałam zniecierpliwiona.
-Tak, tak. wsiadajcie do auta- rzekł Jus.
Droga na lotnisko zajęła nam godzinę, potem odprawa i wsiadanie na pokład. Kiedy usiadłam na swoim miejscu do uszu wsadziłam słuchawki, po kolei słuchałam wszystkich piosenek Justina. Właśnie leciało "Love me like you do" kiedy poczułam jak ktoś mnie tyrpie, odwróciłam się.
-Co?- zapytałam
-Co Justin znów pani zrobił, że wylatuje z L.A i leci do Stratford?- ujrzałam wysokiego mężczyznę, bacznie mi się przyglądał.
-Nic. Co pan taki wścibski? Nie ma pan swoich spraw? Musi się coś stać żebym leciała do rodzinnego miasta MOJEGO MĘŻA?- facet zrobił jakąś dziwną minę, a ja totalnie go olałam i wróciłam do czynności którą mi przerwano.
Lot zajął nam 8h, po za tym kolesiem reszta podróży była spokojna. Wysiedliśmy z samolotu i taksówką dojechaliśmy do domu dziadków Jusa.
-Cześć kochanie!- ucałowała mnie Diana.
-Cześć!- przywitał się Bruce.
-Witajcie- uściskałam ich.
-Megan to może za godzinę się tu spotkamy?- krzyknął Ryan.
-Okej, do zoba!- krzyknęłam i weszłam do domu.
Babcia Justina zaprowadziła mnie do jakiegoś pokoju, jak się okazało był to jego pokój. Pomieszczenie było dość małe, na przeciwko wejścia stało łóżko. Po mojej lewej była szafka do której schowałam rzeczy. Poszłam się odświeżyć po podróży. Ubrałam zwiewną bluzkę i shorty, a do tego wygodne buty na koturnie. Miałam jeszcze 15 min do przyjścia chłopaków, więc postanowiłam położyć się na łóżku Jussa i trochę odpocząć.
Chłopcy pokazali mi chyba pół Stratford. Nogi mi odpadały.
-Może pójdziemy na lody?- zaproponowałam.
-Wy idźcie ja jestem umówiony. Będę już uciekał.- rzekł Chaz i poszedł w stronę domu.
-No to idziemy- rzekł Ryan.
Weszłam na ulicę, gdy nagle poczułam na swoim nadgarstku silny uścisk dłoni Ryana. Przyciągnął mnie do siebie. Do mnie po chwili dotarło, prawie wpadłam pod samochód. Teraz stałam w objęciach Ryana i patrzyłam w jego piękne błękitne oczy. On szeroko się uśmiechał. Ta chwila była magiczna, kiedy tak staliśmy i wpatrywaliśmy się w siebie moje serce szybciej biło.
-Dziękuję- wyszeptałam do ucha Ryana, a następnie złożyłam na jego ustach długi pocałunek.
Kiedy wreszcie oderwałam się od niego wyszeptałam "przepraszam" i pobiegłam do domu. Szybko weszłam do pokoju Justina, zamykając drzwi na zamek. Wyjęłam z szafy jakąś jego starą bluzę i wtulona w ciuch zaczęłam szlochać.
-Co ja zrobiłam? Jaka ja jestem głupia! Zdradziłam Justina! On mi tego nie wybaczy! Czemu go pocałowałam?!- takie i wiele innych myśli plątało się w mojej głowie.




No to mamy kolejny rozdzial opowiadania. Widze, ze bardziej podobaja sie Wam te krotsze opowiadania, wiec jak macie jakies poysly to piszcie w komentarzach, postaram sie cos wymyslec :) Mysle, ze to opowiadanie zakoncze na ok. 60-70 rozdziale a potem nie wiem. Zobaczmy, mamy jeszcze duzo czasu :P
P.S przepraszam za brak polskich znakow ale jestem na glupim niemieckim lptopie (rozdzial pisalam wczesniej)

sobota, 5 października 2013

Kocham Cię. Dzisiaj. Wczoraj. I jutro. Dniem i nocą.

-Kochanie, wstawaj- poczułam tyrpanie.
-Uh mamo jeszcze 5min- wymruczałam przewracając się na drugi bok.
-To nie mama, Maggie.
Położyłam się na plecy i ujrzałam uśmiechniętą twarz mojego skarba.
-Justin co ty tu robisz?- zapytałam podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Mam ci coś ważnego do powiedzenia- spojrzałam na chłopaka.- Jesteś piękna, gdy się budzisz- cmoknął mnie w czoło.
-Jasne. Jestem rozczochrana i rozespana co w tym pięknego?
-Moja Maggie zawsze jest piękna. Porywam cię dzisiaj na cały dzień, więc rusz swój seksowny tyłek i chodź zjeść śniadanie- chłopak chwycił mnie za rękę i wciągnął z łóżka tak, że wpadłam w jego ramiona.
Zeszliśmy na dół, kiedy weszłam do jadalni zamurowało mnie. Justin pociągną mnie lekko w stronę stołu, odsunął krzesło bym usiadła.
-Kochanie sam to zrobułeś?
-Dla mojej księżniczki- złożył na moich ustach pocałunek.
-Z jakiej to okazji?- zapytałam, ale nie poinnam.
-Musi być jakaś okazja żebym cię rozpieszczał?- usiadł na krześle obok.
Justin przygotował nam na śniadanie kanapki w kształcie serc, a do tego tiramissu. Jak go tu nie kochać?
Po zjedzonym posiłku zostawiłam chłopka w jadalni i udałam się do łazienki. Zrzuciłam piżamę i weszłam pod prysznic. Ciało nasmarowałam czekoladowym żelem, a następnie spłukałam go. Ubrana tylko w szlafrok udałam się w stronę swojego pokoju. Kiedy otwierałam jego (pokoju) drzwi omal nie dostałam zawału, gdyż Justin postanowił mnie wystraszyć.
-Matko Boska! Chcesz mnie do grobu wysłać?! Głupek- krzyknęłam.
-Przepraszam- zrobił minkę smutnego szceniaczka.
 -Wybaczam tylko dlatego, że cie kocham. Wyjdź bo chcę się ubrać.
-Lepiej wyglądasz jak nie masz nic- powiedział trącając nosem moja szyję.
-Uhmm a teraz wyjdź- cmoknęłam go w polik.
Chłopak wyszedł z pokoju, a ja w spokoju założyłam ubrania. Wyszłam z pomieszczenia, odnalazłam chłopaka w kuchni, był zamyślony.
-O czym tak myślisz?- zapytałam przytulając go od tyłu.
-Mhh o tobie, kochanie. Najpierw pójdziemy do teatru na Romea i Julię, potem może jakiś obiad w restauracji, wskoczymy do mnie, a na koniec dnia ....niespodzianka.
-Aww Justin jesteś taki słodki! Co to za niespodzianka?
-Jak ci powiem to już nie będzie niespodzianką. Nie mogę, wytrzymasz do wieczora.
 -Postaram się misiu- uśmiechnęłam się słodko.
-Chodź bo zaraz się spóźnimy do teatru. Przedstawienie zaczyna się o 12:00 a trzeba jeszcze dojechać.
Wyszliśmy z domu, zamknęłam drzwi na klucz i wsiadłam do samochodu Justina.
Nie lubię chodzić do teatru,a Justin powinien o tym wiedzieć, ale żeby nie zrobić mu przykrości to się nie odezwałam. Widzę jak się stara, a jednocześnie czymś stresuje. Po 30min jazdy wysiedliśmy z samochodu i weszliśmy do budynku. Justin kupił bilety, zajęliśmy wyznaczone miejsca i przedstawienie rozpoczęło się. Wszyscy aktorzy w 100% oddali magię tego dramatu.. Popłakałam się na ostatniej scenie gdy Romeo odbiera sobie życie myśląc, że jego ukochana Julia nie żyje. Ich miłość była tak silna, że potrafili ofiarować swoje życie.
-Justin...-spojrzał na mnie.- Byłbyś w stanie zrobić coś takiego jak Romeo?- zapytałam wsiadając do samochodu.
-Oczywiście, bo jesteś moją Julią- spojrzał w moje oczy i mocno przytulił.
Całą drogę do restauracji milczeliśmy ale to nie była niezręczna cisza. Usiedliśmy przy jednym z wolnych stolików, podszedł do nas kelner i podał menu. Zagłębiałam się w specjałach restauracji, gdy Bieber oznajmił
-Poproszę dużą porcję spaghetti- kelner zanotował zmówienie po czym odszedł.-Wybacz, że wybrałem za ciebie- posłałam mu tylko uśmiech, mówiący, że się nie gniewam.
Kilka minut później zamówienie leżało na środku stołu, a my zabraliśmy się za jego konsumpcję. Justin oczywiście uparł się że będzie mnie karmił, ech. Z tego karmienia wyszło tyle, że cała moja twarz była czerwona od sosu. Po skończonym posiłku pojechaliśmy do domu chłopaka.
-Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że będziemy sami w domu- zaśmiał się.
-Zależy co ci chodzi po głowie- odparłam wchodząc do środka domu.
-Zobaczysz...-rzekł tajemniczo, a ja już się bałam. Nie wiem czego mam się spodziewać.- Chcesz coś do picia?- zapytał i zniknął w kuchni.
-Cole, jak masz. Będę w twoim pokoju- krzyknęłam i właśnie tam skierowałam swoje kroki.
-Okej już idę- powiedział Jus i chwilę później był już obok.
-To co będziemy robić?-zapytałam i zatrzymałam się przed drzwiami jego pokoju/
-Zobaczysz- powtórzył odpowiedź sprzed kilku chwil. Otworzył drzwi, a ja rzuciłam się na łóżko.- Idziesz spać?- zaśmiał się i odłożył colę na szafkę obok łóżka. Pokiwałam głową. Justin przez chwilę mi się przyglądał po czym położył się obok mnie i przytulił do swojej klatki.- Tak to ja też mogę spać. Już niedługo- wymruczał pod nosem tak, że ledwo go zrozumiałam.
-Mhmm- mruknęłam, wtuliłam się w niego i usnęłam. Jestem strasznym śpiochem, wiem ale nic na to nie poradzę.
Kiedy się obudziła, co prawda było jasno za oknem ale domyślałam się, że dochodzi wieczór.
-Oo już wstałaś?- zapytał Justin.
-Taa. Która godzina? Nie masz mi za złe, że poszłam spać?
-Prawie 18:00 więc chciałbym już iść, bo jak wiesz czeka cię niespodzianka. Czemu miałbym się gniewać, jesteś taka słodka, gdy śpisz.
-A jak nie śpię to jaka jestem?1- zapytałam zdziwiona.
-Seksowna- odparł i przyssał się do mojej szyi.
-Uhm Justin...- mruknęłam.
-Co?- zapytał nie przestając całować mojej szyi.
-Bo mi zrobisz malinkę, no. Uciekaj!- odepchnęłam go, a on spojrzał na mnie rozbawiony.- Noc co?!
-Nic, nic. Chodź.
Ubrałam buty i wyszliśmy z domu.
-Mieliśmy iść tam pieszo ale moja Julia usnęła- otworzył mi drzwi samochodu.
-To Romeo mógł mnie obudzić- uśmiechnęłam się.
-Gdyby Romeo miał serce budzić swoją ukochaną...- Justin spojrzał na mnie i odpalił silnik auta.
PO 20 min byliśmy na miejscu. Justin przywiózł mnie na plaże aww, jak słodko. Co prawda słońce jeszcze nie zachodziło a już było pięknie.
-To jest ta niespodzianka?- byłam cholernie ciekawa kiedy się dowiem co to jest.
-W połowie, skarbie. Już niedługo, obiecuję. Wytrzymaj do zachodu słońca.
Szliśmy plażą wtuleni w siebie, a ciepła woda oceanu głaskała nasze stopy. Po godzinnym spacerze Justin zatrzymał się, chwycił moje ręce, spojrzał w moje oczy i powiedział
-Kocham cię Maggie, wiesz?
-Powiedz mi jak mnie kochasz?- usłyszałam własny głos.
-Powiem.
-Więc?- uśmiechnęłam się.
-Kocham cię w słońcu. I przy blasku świec.
Kocham cię w kapeluszu i w berecie.
W wielkim wietrze na szosie i na koncercie.
W bzach i w brzozach, i w malinach, i w klonach.
I gdy spisz. I gdy pracujesz skupiona.
I gdy roztłukujesz jako ładnie- nawet wtedy, gdy ci łyżka spadnie.
W taksówce. I w samochodzie. Bez wyjątku.
I na końcu ulicy. I na początku.
I gdy włosy grzebieniem rozdzielasz.
W niebezpieczeństwie. I na karuzeli.
W morzu. W górach. W kaloszach. I boso.
Dzisiaj. Wczoraj. I jutro. I dniem i nocą.
I wiosną kiedy jaskółka przylata.
-A latem jak mnie kochasz?- zapytałam.
-Jak treść lata.
-A jesienią gdy chmurki i humorki?
-Nawet wtedy, gdy gubisz parasolki.
-A gdy zima posrebrza ramy okien?
-Zimą kocham cię jak wesoły ogień.
Blisko przy twoim sercu. Koło niego. A za oknami śnieg. Wrony na śniegu- to było tak piękne, że jedyne co potrafiłam zrobić to szeroko się uśmiechnąć i mocno przytulić Justina. Łzy same cisły mi się do oczu.- Maggie...- Justin odsunął mnie od siebie-...jesteś dla mnie kimś bardzo ważnym, kocham cię nad życie...
-Wiem kochanie wyraziłeś to w tym wierszu- uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Justin chwycił moją dłoń i uklęk na jedno kolano.
-Maggie...wyjdziesz za mnie?- z kieszeni kurtki wyjął małe czerwone pudełeczko z pierścionkiem w środku.
Z moich oczu lały się łzy szczęścia, zakryłam usta dłonią i pokiwałam głową. Justin założył mi pierścionek na palce, spojrzał w moje oczy i pocałował moja dłoń po czym wstał.
-Justin kocham cię tak bardzo- zarzuciłam mu ręce na szyję, byłam tak cholernie szczęśliwa. Staliśmy tak jeszcze dobre 10 min a ja dalej płakałam ze szczęścia.
- Już zawsze razem Maggie- Jussy ujął mą twarz  w swe dłonie i na moich ustach złożył namiętny pocałunek.


Dobry wieczór moje misie :*
Macie tutaj wyjątkowo krótkie opowiadanie, mam nadzieję, że się Wam spodobało. Na wasze opinie czekam w komentarzach, wiecie też, że możecie podrzucać mi jakieś pomysły na opowiadania :)
Autorem wiersza, który został użyty do opowiadania jest Konstanty Ildefons Gałczyński :)